John Constantine posiada wgląd w niewidzialny dla zwykłych śmiertelników świat duchowy, gdzie toczy się nieustająca walka o ludzkie dusze między demonicznymi i anielskimi wojskami. Przegoniony z Nieba za grzechy młodości Constantine stara się odzyskać Jego względy, używając swego niezwykłego daru do deportacji demonów z powrotem do piekła. Kiedy spotyka policjantkę, która prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczego samobójstwa swojej bliźniaczej siostry, zdarzenia nabierają rozpędu, zmierzając wprost do apokaliptycznego Armageddonu, gdzie Constantine spodziewa się spotkać odkupienie swoich win.

“A co, gdybym powiedział ci, że Bóg i diabeł założyli się, a stawką w ich grze są dusze wszystkich ludzi?” – John Constantine

Wyobraź sobie, że życie na ziemi istnieje w stanie swoistego zawieszenia, równowagi pomiędzy dobrem i złem, skrupulatnie przestrzeganej od wieków. Ludzi sami dokonują wyborów, a czyniąc to, przypieczętowują swe losy – niektórzy trafiają do nieba, inni idą do piekła.

Częścią tego układu, w którym stawką są dusze ludzi, jest umowa, wedle której ani Bóg, ani diabeł nie mogą bezpośrednio kontaktować się z ludźmi. Człowiek ma wolną wolę, ale stronom układu wolno wywierać na niego wpływ jedynie za pośrednictwem swoich agentów. Nie są to ani w pełni anioły, ani do końca demony, to przywiązane do ziemskiego padołu marionetki w rękach swych władców, można je określić mianem mieszańców. – Przypuśćmy, że ktoś za życia był bardzo dobry albo bardzo zły. Taka dusza dostaje nowe ciało i zadanie – wyjaśnia John Constantine, człowiek, który – dosłownie – trafił do piekła i z niego powrócił.

W swych niebudzących podejrzeń ciałach mieszańcy bez przeszkód wtapiają się w tłum, wypełniając swe misje. Jeżdżą samochodami, pracują, nawiązują kontakty z innymi ludźmi, nikt nie wie, że nie są normalnymi ludźmi. – Wyglądają tak samo jak my – mówi reżyser "Constantine" Francis Lawrence. – Ktoś może mieszkać z nimi przez ścianę, taka istota może być mężem lub żoną, można mieć ją za przyjaciela i nie mieć pojęcia o jej prawdziwej naturze.

Ale John Constantine ich widzi.

Od dziecka posiada tę unikatową zdolność – on sam nazywa ją przekleństwem – potrafi rozpoznawać te istoty, widzi je takimi, jakimi są naprawdę, pod wrażliwą ludzką skórą, pozbawione otoczki człowieczeństwa. Widzi ich prawdziwe twarze, piękne lub demoniczne. W młodości te wizje, których nikt nie potrafił pojąć, pchnęły go do samobójstwa. Constantine miał nadzieję, że zyska w ten sposób spokój, lecz zamiast tego na dwie minuty, do czasu reanimacji i powrotu w świat żywych, trafił do piekła, w otchłań koszmaru niemożliwego do wyobrażenia…

Od tej chwili wie, jaki los czeka go, gdy dobiegnie końca jego ziemskie życie. Rozpaczliwie próbuje zmienić swoje przeznaczenie. Kiedy stwierdził, że tradycyjna droga do zbawienia jest dla niego zamknięta, próbuje zdobyć sobie miejsce w niebie walcząc z diabelskim pomiotem na ziemi. Jest ekspertem demonologii, znawcą czarnej magii, doskonałym oszustem, gdy jest mu to potrzebne. Jako broni używa świętych relikwi, a także rozumu, pięści i wszystkiego, co okazuje się pomocne w odsyłaniu w otchłań niezliczonych demonów… w kawałkach.

Żaden jednak z niego bohater. Nie kierują nim żadne wyższe cele, walczy ze złem jedynie po to, by otworzyły się dla niego niebiańskie wrota. Kiedy wysiłki te nie przynoszą skutku, Constantine robi się coraz bardziej cyniczny.

Keanu Reeves zgodził się przyjąć propozycję zagrania Constantine’a częściowo z powodu zgorzkniałego podejścia do życia i dziwnych doświadczeń, będących udziałem bohatera. – To jeden z najlepszych scenariuszy, jakie czytałem – mówi aktor. – Jest w nim dowcip, inteligencja, żywotność, bardzo podoba mi się w nim też to, że nic nie jest oczywiste. Jest w nim tajemnica i są sprzeczności. Sam Constantine jest głęboko moralny, niemniej jednak jego etyka pozostawia sporo do życzenia. Próbuje naprawić zło, jakie dzieje się na ziemi, ale robi to w sposób nie zawsze przyjemny. To antybohater, jakiego nie widziałem nigdy wcześniej.

Wysłannicy niebios i piekieł swoją obecnością bezustannie torturują egzorcystę-renegata. Anielska Gabriel (Tilda Swinton), wysłannik Boga na Ziemi, sprawująca pieczę nad kluczami do Królestwa Niebios, bezustannie odmawia Constantine zbawienia, którego ten tak bardzo oczekuje. Gabriel nie porusza prywatna wojna Constantine’a, jest bowiem świadomy samolubnych powodów, dla których toczy się ta walka. Gabriel raz po raz powtarza – i nie robi tego w przyjemny sposób – że nie sposób kupić sobie wejścia do Nieba. Tymczasem wysłannik Szatana, Balthazar (Gavin Rossdale), drwi z daremnych prób Constantine’a i przypomina mu, że jego ziemskie dni są już policzone. Kiedy dowiaduje się, że u Constantine’a zdiagnozowano właśnie raka płuc, Balthazar nie posiada się ze szczęścia.

Wśród nielicznych sojuszników Constantine’a jest Chaz (Shia LaBeouf), jego wierny kierowca, mający nadzieję zostać jego uczniem. Zafascynowany tym, co dostrzega ze świata Constantine’a z bezpiecznego dystansu, swój brak doświadczenia nadrabia encyklopedyczną wiedzą na temat religii i zjawisk paranormalnych. Nie może się doczekać dnia, w którym jego przyjaciel poprosi go o pomoc. Dawny towarzysz Constantine’a, Midnite (Djimon Hounsou) mógłby okazać się znacznie cenniejszym pomocnikiem, gdyby nie fakt, że Constantine praktycznie zerwał z nim wszystkie kontakty. Midnite był niegdyś szamanem, leczącym za pomocą wiary, ale obecnie ogłosił neutralność, a w jego nocnym klubie spotykają się mieszańcy obu stron. W rzeczywistości Midnite jest lojalny jedynie wobec siebie. Ostrzega Constantine’a, by nie zakłócał równowagi.

Mimo to walka trwa. To jedyne, co Constantine potrafi robić. Wojna stała się jego życiem. Stary przyjaciel, ojciec Hennessy (Pruitt Taylor Vince), znużony kapłan, którego najlepsze dni już dawno minęły, wzywa Constantine’a na miejsce kolejnego demonicznego opętania. Bohater przygotowuje się do odprawienia egzorcyzmów. Tym razem w piekielne szpony trafiła mała dziewczynka. Constantinowi wydaje się początkowo, że to kolejne egzorcyzmy, jakich odprawił już wiele, nagle czuje jednak coś innego, nietypowego. Ku jego zdziwieniu i rosnącemu przerażeniu, demon znajdujący się w ciele dziecka walczy nie o jego szczupłe ciało, lecz o wyrwanie się i wkroczenie do fizycznego świata, co jest oczywistym pogwałceniem odwiecznej zasady równowagi. Nie można do tego dopuścić.

Lecz to zaledwie pierwsze z kilku niepokojących wydarzeń. W drodze do domu, gdy przemierza mroczne ulice przedmieść Los Angeles, Constantine zostaje zaatakowany przez demona – nie przez mieszańca, lecz przez prawdziwego demona, otwarcie manifestującego swą obecność na ziemi, tak, jakby miał do tego pełne prawo.

Kiedy siedzi później, rozmyślając nad znaczeniem tych przerażających wydarzeń, kontaktuje się z nim pracująca w policji Angela Dodson (Rachel Weisz), rozpaczliwie poszukująca rozwiązania tajemniczego samobójstwa siostry bliźniaczki Isabel. Wychowana w przeświadczeniu, że samobójstwo jest grzechem, Angela nie przyjmuje do wiadomości, że jej siostra sama targnęła się na swoje życie, choć zapis systemu ochrony szpitala psychiatrycznego, którego pacjentką była Isabel, pokazuje ją w trakcie skoku z dachu. Angela słyszała o Constantine, wie o jego powiązaniach z dziwnymi, niedającymi się wytłumaczyć w racjonalny sposób wydarzeniami w mieście. Odszukuje go wbrew samej sobie, ma nadzieję, że uda mu się wyjaśnić zagadkę śmierci jej siostry.

Constantine w najmniejszym stopniu nie jest jednak zainteresowany udzieleniem jej pomocy. Wyjaśnia to Reeves – Ma własne kłopoty. Właśnie stwierdzono u niego raka płuc. Wie, że z powodu próby samobójstwa trafi do piekła. Swego własnego piekła. Szuka sposobu, dzięki któremu mógłby tego uniknąć. Zajęty własnymi problemami, Constantine początkowo odrzuca prośbę policjantki – zmienia jednak zdanie, gdy zauważa, że odchodzącą Angelę śledzi piekielny demon. Nie wie, dlaczego i z jakiego powodu, ale jest przeświadczony, że Angela jest kluczem, dzięki której możliwe stanie się wyjaśnienie zagadkowej aktywności piekielnych stworów.

Constantine jest pewny tylko jednego: odwieczna równowaga jest zachwiana. Szykuje się coś naprawdę poważnego.

Arsenał Constantine'a: Woda święcona i piekielna strzelba

W codziennej walce z demonami i w trosce o swoje życie Constantine wykorzystuje setki rozmaitych, zmieniających się akcesoriów, od butelek z wodą święconą, tworzących ochronny pierścień wokół ścian jego mieszkania, do amuletów i religijnych relikwi.

Większość z tych przedmiotów pochodzi od jego przyjaciela Beemana, dysponującego siecią zadziwiających kontaktów handlowych na całym świecie. Beeman, który jest z wykształcenia historykiem, potrafi zdobyć takie rarytasy, jak kamienie, którymi wybrukowana była droga do Damaszku, odłamki kuli, która trafiła Papieża, żuka z Amityville; strzępy całunu Mojżesza; liczne krzyże i inne symbole religijne, pobłogosławione przez kapłanów z całego świata, a także chyba największy skarb z całej kolekcji, fiolkę z łatwopalnym oddechem smoka, dzięki któremu możliwe jest błyskawiczne wywołanie kilkumetrowego płomienia, podobnego do tego, jaki powstaje przy użyciu miotacza ognia.

Prawdziwym Beemanem był dekorator Kirk Corwin, odpowiedzialny za zebranie i stworzenie licznych rekwizytów. Oczywiście, były to kopie, niemniej jednak przy ich budowie wykorzystywano liczne świadectwa historyczne. Podczas tworzenia wszystkich tych artefaktów nieoceniona okazała się znajomość łaciny, gdyż prawie każdy relikt opisany był jakąś inskrypcją w tym języku.

Corwin jest najbardziej dumny z ulubionej broni głównego bohatera filmu, jego poświęconej strzelby. Broń ta została jakoby wykonana z wydrążonego krucyfiksu, który przekształcono w śmiertelnie niebezpieczne narzędzie, zdolne do błyskawicznego odesłania w niebyt nawet najgroźniejszego demona.

Strzelba była zdecydowanie najbardziej skomplikowanym rekwizytem, jaki wykorzystano w filmie. Można z niej było strzelać rozmaitymi pociskami, a jednocześnie wyglądała jak jeden z reliktów Beemana. Prace nad tym rekwizytem Corwin rozpoczął od dokładnego zapoznania się z typami współczesnych strzelb. Znalazł taką, która z grubsza odpowiadała jego wymaganiom, jest ona sprzedawana pod katalogową nazwą “Street Sweeper”. Wspólnie z reżyserem i Shohan dopracował jej wygląd. Cała trójka zgodziła się, że poszczególne elementy broni powinny wydawać się wzorowane na rysunkach Leonardo Da Vinci.

Po określeniu wyglądu broni, rekwizytor wykonał poszczególne elementy, które po złożeniu musiały dawać w pełni sprawną strzelbę. Ostatecznie wybudowano dwa działające egzemplarze broni, dwie plastikowe repliki i cztery egzemplarze z gumy, które wykorzystywano w trakcie ujęć próbnych i w scenach z dublerami. Wykonanie dwóch działających egzemplarzy zajęło ośmiu rzemieślnikom ponad siedem tygodni pracy. Rezultat końcowy ich pracy jest jednak naprawdę imponujący. To błyszcząca, wykonana z brązu i złota strzelba, pokryta łacińskimi inskrypcjami, takimi jak „a cruce salus” („z krzyża przychodzi zbawienie”), decus it tutamen” („ozdoba i środek zbawienia”) i „dei gratia” („z Bożej łaski”).

Keanu Reeves był pod takim wrażeniem tej dopieszczonej broni, że zamówił jeszcze jeden egzemplarz, który po zakończeniu zdjęć dał w prezencie Francisowi Lawrence’owi.

Demony, mieszańce i duszożercy

“Kiedy byłem dzieckiem, widziałem różne rzeczy. Rzeczy, których ludzie nie powinni widzieć.” – John Constantine

Świat widziany oczami Johna Constantine’a jest pełen rozmaitych demonicznych mieszańców, żyjących w ciałach swych ludzkich nosicieli, spokojnych o to, że ich prawdziwa natura nie zostanie nigdy wykryta. Ich przerażające oblicza zakryte są cienką maską ludzkiej twarzy, którą zresztą mogą dowolnie przekształcać. W Otchłani demony i duszożercy przemierzają spustoszony krajobraz piekła. Duszożercy to rodzaj potępieńców, w filmie pokazani jako bezmyślne, pozbawione duszy i wzroku stwory, które dzięki znakomitemu węchowi polują na nowoprzybyłe dusze. Ich wygląd został zainspirowany zdjęciami ciał, którym w trakcie sekcji usunięto mózgi.

- To zapadający w pamięć widok – mówi Lawrence. – Zastanawiając się nad wyglądem duszożerców próbowałem nadać im pewne ludzkie cechy, ponieważ to nie są do końca monstra, kiedyś byli to ludzie. Teraz nie mają dusz, nie mają mózgów, nie mają oczu. Mają jedynie usta i małe, wykręcone ciała, bezustannie czołgają się w poszukiwaniu pożywienia.

W filmie widać setki duszożerców, wszystkie powstały na podstawie jednego manekina, stworzonego w znanym studiu efektów specjalnych Stan Winston Studios pod kierunkiem Johna Rosengranta (Terminator 3: Bunt maszyn), odpowiadającego za wygląd piekielnych stworów. Rosengrant oparł się na szkicach autorstwa Lawrence’a, Naomi Shohan i dyrektora artystycznego firmy Stan Winston Studios Aarona Simmsa. Piekielny duszożerca powstał początkowo w pamięci komputera. Później, jak mówi Rosengrant: - Zrobiliśmy tradycyjną formę, którą zdjęliśmy z wyrzeźbionej w tradycyjny sposób figury potwora. Odlaliśmy następnie gumową powłokę, która otoczyła mechaniczny szkielet manekina. Dzięki zainstalowanym wewnątrz istoty silnikom i przekładniom, mogliśmy poruszać jej głową. Pozostało nam tylko pokryć ją warstwą silikonowej skóry. – Gotowy manekin obsługiwany był przez zespół siedmiu techników, poruszających poszczególnymi częściami stwora za pomocą manipulatorów przekazujących sygnały kablem o długości 4 metrów.

Rosengrant wskazuje na obrzydliwą kukłę i zwraca uwagę na mechanizm, dzięki któremu widz ma wrażenie, że istota oddycha. Mówi z prawdziwie ojcowską dumą – Okropieństwo, prawda?? Gotowy model pojawił się w filmie w scenach zbliżeń, inne, mniej szczegółowe kukły wykorzystano w scenach zbiorowych. – Zeskanowaliśmy je, by utworzyć komputerowe repliki, a następnie pokryliśmy je teksturami skóry i wprawiliśmy w ruch, skakały przez samochody, biegły, wiły się na ziemi. Jest taka scena w filmie, w którym w powietrzu aż się od nich roi.

Kaskaderzy i sceny walk

“Demon dopiero co zaatakował mnie na Figueroa, ot tak, na oczach wszystkich.” – John Constantine

- Jeden z głównych motywów opowieści tego rodzaju nie zmienia się niemal wcale. Powal bohatera na ziemię i zobacz, czy da radę wstać. – Reeves żartuje z fizycznych aspektów swej roli. – Za każdym razem mam wrażenie, że Constantine myśli: OK, dobra, jeszcze raz. W trakcie filmu jestem duszony, bity, kopany, ogólnie rzecz biorąc dostaję niezłe bęcki. Wspaniała zabawa.

Reeves na planie Constantine ponownie współpracował ze znanym koordynatorem kaskaderów R. A. Rondellem, z którym spotkał się wcześniej na planie filmów Matrix Reaktywacja i Matrix Rewolucje. Początki ich współpracy sięgają jednak jeszcze dalej, po raz pierwszy spotkali się bowiem w 1991 roku na planie filmu Na fali. Nie można przecenić zaufania i szacunku, jakim aktor obdarza Randella i zespół jego współpracowników. Również kaskader ceni sobie pracę z Reevesem, chwali jego warunki fizyczne i zabójczą etykę pracy. – Keanu jest doskonałym współpracownikiem, aktywnie uczestniczy we wszystkich ćwiczeniach i uparcie stara się osiągnąć doskonałość. To cechy idealne podczas pracy z kimś takim jak ja. W ramach naszych ćwiczeń dochodzimy z nim praktycznie do granic tego, co może osiągnąć aktor. Reeves uważa, że im więcej scen akcji może zagrać bezpośrednio na planie, tym lepiej wypadają one później w gotowym filmie. – Odpada konieczność skomplikowanego montażu, można wyraźnie pokazać wszystkie sceny walk, widzowie mają o wiele głębszą iluzję uczestniczenia w pokazywanych wydarzeniach, bardziej też identyfikują się z bohaterem.

W przypadku Johna Constantine’a, niebezpieczeństwo czai się za każdymi drzwiami: groźne są egzorcyzmy, niebezpieczna jest walka na pięści z demonami, nie mówiąc już o przelatywaniu niczym piórko przez cały pokój, gdy Gabriel zdecyduje się pokazać mu moc swego tchnienia. Najbardziej skomplikowana i wymagająca scena walki w całym filmie, to wspomniane już kilkakrotnie wydarzenia w szpitalnym gabinecie hydroterapii, w którym Constantine i Chaz walczą z legionem półdemonów. Scena ta przyprawiała o ból głowy kaskaderów, ponieważ sufit pomieszczenia znajdował się tak nisko, że walka na drutach była znacznie trudniejsza niż normalnie. Wyzwaniem była także liczba walczących postaci. Dużym problemem było też pragnienie reżysera, który chciał nakręcić całą scenę jednym, długim, nieprzerwanym ujęciem – pomysł, który od razu znalazł uznanie w oczach Rondella. – Musieliśmy opracować jedną, długą, płynną sekwencję walki, bez żadnych przerw – mówi. – W gotowej scenie brało udział blisko tuzin kaskaderów walczących głównie w powietrzu, podczas gdy kolejna dziesiątka walczyła na ziemi. Lawrence zdołał nakręcić całą scenę jednym ujęciem kamery, tak jak sobie to wymarzył. Rachel Weisz w roli odważnej Angeli brała udział w solidnej porcji walk. W jednej z kluczowych scen filmu, w której Reeves trzyma ją pod wodą, rozpaczliwie próbuje uwolnić się z jego mocnego chwytu. Choć scena taka wygląda na niezbyt skomplikowaną, Rondell przestrzega przed lekceważeniem pozornie niewielkiego niebezpieczeństwa, które może okazać się śmiertelnie niebezpieczne na planie. W takim przypadku wiele zależy od uzgodnionych wcześniej sygnałów i wyczucia aktora. Weisz mówi o późniejszej scenie, w której Angela walczy o życie w szpitalnym basenie: - Poszłam pod wodę i uderzyłam głową o dno basenu. Kiedy skończyliśmy wszystkie sceny w wodzie, byłam cała poobijana, siniaki miałam jeszcze przez parę tygodni po zakończeniu tych zdjęć. Na szczęście, nic sobie nie złamałam. Rondell przypomina, że nawet Shia LaBeouf uczestniczy w jednej scenie walki, w której bije się z mieszańcami. Mówi kaskader: - Zawiesiliśmy go na drucie i podciągnęliśmy pod sam sufit, a potem upuściliśmy na podłogę. Trzeba to było widzieć. Początkowo zastanawialiśmy się nad wykorzystaniem dublera, a zarówno sufit jak i podłoga były bardzo miękkie. W końcu jednak zdecydowaliśmy, że w scenie wystąpi sam aktor. Muszę powiedzieć, że widok prawdziwego aktora walącego z całą siłą o podłogę, jest dla mnie prawdziwie bezcenny.

Nie był to wcale koniec pomysłów Rondella. Nie był zadowolony, dopóki nie posadził w uprzęży samego reżysera, by ten zobaczył plan z lotu ptaka. – Nie brałem udziału w żadnej scenie kaskaderskiej – skromnie mówi Lawrence. – Po prostu siedząc w uprzęży przebyłem tę samą drogę, jaką potem poruszała się kamera, chodziło o to, żebym zorientował się jak będzie wyglądało ujęcie z góry. Zapięli mnie w uprząż, podciągnęli do góry i przeciągnęli nad planem. Musze powiedzieć, że to było naprawdę fajne.

Kostiumy i charakteryzacja: Człowiek-Robal i inne wyzwania

Piekło to spaczona, zniszczona i spustoszona wersja naszej rzeczywistości, jego mieszkańcy wyglądają tak, jak wyglądali w momencie przekroczenia granicy dwóch światów, są jednak zdegenerowani tak, jak ich otoczenie.

Mówi projektantka kostiumów Louise Frogley (Zawód: Szpieg, Traffic): - Mieliśmy taki pomysł, że ten, kto trafia do piekła jest ubrany tak, jak umarł. Ponieważ nie ma tu wody, ubrania błyskawicznie się brudzą i zeszmacają, podobnie zresztą jak ludzie. Chcąc osiągnąć taki wygląd, wraz z szefem krawców Robertem Q. Mathewsem postarzyliśmy wszystkie ubrania, wykorzystując do tego przemysłowe pralki, ostre włosie jaków, płynny lateks i podobne środki. – Kostiumy zostały następnie wybrudzone i wysmarowane różnymi brudami, a następnie wysuszone. Każdy kostium suszył się łącznie przez 48 godzin.

Frogley zdecydowała się nie wykorzystywać określonej palety barw, zamiast tego wszystkie kostiumy dostosowane są indywidualnie do postaci. - Midnite jest bardzo kolorowy, lubi się pokazać. Chaz jest młody i wyluzowany, Rachel miała wyglądać sexy, choć nie za bardzo prowokująco, jednocześnie jej kostium miał podkreślać jej wysportowanie. Constantine ubrany jest w klasyczną biel i czerń, linie jego ubrań są proste, kanciaste.

Projektując kostium Constantine’a Frogley inspirowała się także elementami klasycznych kostiumów filmów: - W jego ubraniach widoczne są wpływy brytyjskiej mody z lat sześćdziesiątych, płaszcz jest dokładną kopią płaszcza z tego okresu. Chciałam, by bohater wyglądał elegancko i schludnie, a jednocześnie, by mógł się poruszać z gracją. – Biorąc pod uwagę fizyczne uwarunkowania roli, a także liczne sceny w deszczu, Frogley uszyła 25 płaszczy dla Keanu Reevesa, zrobiono także dla niego 50 par butów.

Specjalnie dla potrzeb sceny, w której po raz pierwszy pojawia się Gabriel, Frogley przygotowała wspaniały garnitur, o którym Swinton mówi, że wygląda jak ubranie „wysokiego rangą przedstawiciela Sotheby’s. – Dodaje także – Oczywiście, miałam też piękne skrzydła. Każda dziewczyna powinna mieć takie.

Frogley i kierowani przez nią ludzie, pracujący wspólnie z pracownikami Stan Winston Studios, stworzyli także kostium obrzydliwej istoty, którą umownie nazywano Człowiekiem-Robalem. Był to przypominający nieco człowieka demon, który atakuje Constantine na ulicy, po czym rozpada się na stworzenia składające się na jego formę – głównie węże, karaluchy i skorpiony. Przypomina sobie Frogley: - Mike Fink miał pomysł, że ubranie tej istoty składa się z termitów. Całe miesiące trwało, nim nasza specjalistka od materiałów, Marietta Lange, wyprodukowała próbki dla Mike’a i Francisa. W końcu udało nam się zrobić coś z wełny, strzępków, runa, w tkaninę wpletliśmy potem cekiny, paciorki, pióra, włosy i plastikowe owady. – Jak ocenia efekt końcowy? – Cóż… Odrażający.

Bliskim współpracownikiem Frogley i osobą, która swoją pracą uzupełniała wysiłki jej i specjalistów od efektów specjalnych, był znany charakteryzator, trzykrotny laureat Oskara (za filmy Sok z żuka, Pani Doubtfire, Ed Wood) Ve Neill. Neill kierował zespołem liczącym piętnastu charakteryzatorów. To ich dziełem była zarówno subtelna charakteryzacja postaci głównych bohaterów, jak i odrażająca charakteryzacja demonów, mieszańców i piekielnych stworów. Także oni odpowiadali za pokazanie skutków choroby Constantine’a, które bohater skrywa za fasadą aktywności i złego humoru.

Końcowa konfrontacja w gabinecie hydroterapii szpitala Ravenscar, w której Constantine i Chaz walczą z hordą demonicznych mieszańców, była dużym wyzwaniem dla aktorów i ekipy filmowej. Praca na planie rozpoczęła się o trzeciej nad ranem, wtedy właśnie zespół charakteryzatorów zaczął przygotowywać kaskaderów. W tym samym czasie przygotowywano także aktorów wcielających się w mieszańców, którzy pojawią się w tej scenie po tym, gdy opadną z nich fałszywe maski ludzi i odsłonią się ich prawdziwe, demoniczne oblicza.

Neill mówi o pokazywaniu postępów choroby wyniszczającej Constantine’a, a zwłaszcza o planach, których skąpe oświetlenie podkreślało niezdrowy, żółtozielony kolor charakteryzacji aktora, nadając mu wygląd bardzo chorego. W trakcie całego filmu charakteryzator unikał jednak nadmiernego eksponowania choroby bohatera: - Nie chciałem, by Keanu od samego początku wyglądał niezdrowo, musiałem pokazać postęp jego choroby, gdybym na samym początku filmu pokazał go jako chorego, jego stan musiałby się pogarszać, a tego chciałem uniknąć. Wobec tego zdecydowałem się na jedynie delikatne akcentowanie jego stanu zdrowia. Dopiero pod koniec filmu widzimy zmianę w jego charakteryzacji – nie tylko z powodu choroby, swój ślad pozostawiły także wszystkie walki, w jakich bierze udział. Na jego twarzy widać wtedy zmęczenie i szok.

Obsada i bohaterowie

W głównej roli antybohatera Johna Constantine’a występuje Keanu Reeves. Aktor odegrał dużą rolę w stworzeniu ekranowej postaci, mówi o tym Goldsman. – Tak bardzo identyfikował się z tą postacią w trakcie przygotowywania do realizacji i prób, że wiele z kwestii, jakie wypowiada bohater w filmie wymyślił Reeves. Dla wszystkich było jasne, że ta rola mu bardzo odpowiada. - Reżyser Lawrence mówi na temat postaci głównego bohatera – Zauważcie, jak doskonale Keanu pokazuje mrok w duszy tej postaci, jak widoczna jest mroczna strona natury bohatera. Sarkazm jest naturalny, dowcip niewymuszony, za ich pomocą Constantine opisuje swój świat. Po prostu musicie zobaczyć, jak nawiedzone jest jego życie.

W przypadku Constantine’a paranormalne jest całkowicie normalne, co nie może pozostać bez wpływu na jego stosunek do rzeczywistości. Znakomicie zagrał to Reeves. – W przypadku Constantine’a nastawienie do świata to jego cecha charakterystyczna – mówi di Bonaventura. – Można to nazwać fatalizmem lub ironią, brakiem złudzeń, nie sposób jednak tego nie zauważyć. Dodaje Reeves - Constantine doskonale wie, jak naprawdę wygląda świat i wcale mu się to nie podoba. Oczywiście, najlepiej wychodzi mu to, czego wcale nie chce robić, czyli walka z demonami. Jasne, jest całkiem dumny ze swoich dokonań, co zresztą jedynie wzmacnia jego cynizm. Stoff zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tej strony osobowości bohatera – Często okazuje się, że najbardziej cyniczni są ci, którzy niegdyś byli pełni romantyzmu i wzniosłych idei, które legły w gruzach w starciu z rzeczywistością. Constantine jest także zadziwiająco niegrzeczny i nietowarzyski, co jedynie zwiększyło – w opinii Reevesa - przyjemność z wcielenia się w tą postać. Opisując scenę, w której odmawia pomocy Angeli, aktor mówi – Nie ma ochoty rozmawiać. Nie lubi bliżej kogoś poznawać, bo takie osoby zazwyczaj szybko giną, woli więc trzymać się na dystans. – Obraz ten kłóci się nieco z późniejszymi wydarzeniami, gdy Constantine dostrzega demona, śledzącego odchodzącą Angelę i rusza jej na ratunek. Reeves uważa, że tego rodzaju zmiana nastroju jest typowa dla granej przez niego postaci. – Czy jego pomoc nie jest wyłącznie altruistyczna? – Okazuje się bowiem, że Constantine podejrzewa, że kobieta, którą uratował, jest w jakiś sposób związana z niedawnymi demonicznymi manifestacjami. Uważa, że dzięki niej uda mu się rozwiązać tę zagadkę. Czy pomaga Angeli dlatego, że ma problemy, tak jak pomagalibyśmy jej my, czy też wyłącznie z chęci uratowania samego siebie?

- John Constantine to najbardziej niezwykły bohater, jakiego znam – stwierdza Brodbin. – Nie robi niczego, by okazać się miłym facetem, czy żeby zgrywać bohatera. Nie obchodzą go ludzie, i tak sprowadzają na niego jedynie ból. Gdyby mógł, całkowicie odżegnałby się od tego, co sprawia, że jest łowcą demonów.

- Z całą pewnością jest bohaterem – mówi Goldsman. – Ale za diabła nie chce się do tego przyznać przed samym sobą.

W roli osoby będącej katalizatorem wydarzeń, detektyw Angeli Dodson, występuje Rachel Weisz (Wróg u bram, Ława przysięgłych, Mumia). Lawrence wyjaśnia pewne aspekty tej postaci: - Potrzebowaliśmy kogoś, kto byłby wiarygodny w roli funkcjonariusza policji, a potem okazał się potężnym medium. Kogoś, kto byłby twardy, sprytny i wiarygodnie pokazał, że dysponuje mocami, o których istnieniu nie wie nawet on sam.

Przygotowując się do roli, Weisz spotkała się kilkakrotnie z funkcjonariuszami policji, którzy nauczyli ją obchodzenia się z bronią i poruszania w sposób praktykowany przez przedstawicieli prawa. Spotkała się także z medium mieszkającym w Los Angeles. - Angela przechodzi w filmie poważną przemianę, początkowo cynicznie traktuje wszystkie opowieści o zaświatach, stopniowo dostrzega jednak drugi świat, a wraz z tym budzą się jej ukryte moce, które tłumi w sobie od wczesnego dzieciństwa. To bardzo interesująca przemiana z aktorskiego punktu widzenia – mówi Weisz.

Weisz wcieliła się także w postać nieszczęśliwej bliźniaczej siostry Angeli, Isabel. Aktorka zauważa, że do rozwiązania zagadki siostry Angelę w dużym stopniu pcha poczucie winy. – Obie siostry w dzieciństwie ujawniły silne talenty psychiczne, ale podczas gdy Isabel mówiła o swoich wizjach i ponosiła karę z rąk religijnych rodziców, Angela zwalczała swe moce, i dzięki temu uniknęła losu siostry, która trafiła do zakładu psychiatrycznego. Teraz przychodzi jej za to zapłacić – nie tylko poczuciem wielkiej winy, ale także świadomością tego, że tłamsiła dużą część swojej osobowości, że żyła niepełna.

Zwracając uwagę na doskonałą współpracę, jaka cechowała pracę Weisz i Reevesa na planie, którzy wcześniej spotkali się na planie filmu Reakcja łańcuchowa z 1996 roku, Lawrence zauważa, że: - W filmie jest kilka scen z udziałem Rachel i Keanu, które są pełne napięcia i emocji. – Mówi o tym Shuler Donner: - Mamy tu dwójkę ludzi, którzy poświęcili swoje życia na walkę ze złem, ona w granicach prawa, on na swój własny sposób. Całkiem naturalne, że się przyciągają. Wydaje mi się, że tak naprawdę są do siebie bardzo podobnie, zresztą świetnie się rozumieją.

W pobliżu Constantine’a niemal cały czas kręci się Chaz, w którego wcielił się Shia LaBeouf. Pomocnik, kierowca, przyjaciel – początki ich przyjaźni nie są pokazane na filmie. Chaz jest jednak wiernym, choć coraz bardziej niecierpliwym przyjacielem. Nie ma żadnych specjalnych zdolności, nie posiada specjalnego daru Constantine’a. nadrabia to jednak gruntownym przygotowaniem teoretycznym i entuzjazmem. Jest zafascynowany działalnością Constantine’a, cały swój wolny czas poświęca na gromadzenie informacji na temat religii i historii, mając nadzieję, że któregoś dnia jego wiedza przyda się i będzie mógł pomóc swemu przyjacielowi w trakcie któregoś zadania.

- Chaz jest zafascynowany Constantinem, uwielbia go, chce być nim. To tak jak dzieci marzące o tym, by być Michaelem Jordanem – mówi LaBeouf. - Chaz kocha gadać. Nie jest do końca typem wesołka, ale jest w nim odrobina humoru, mówi odrobinę szybciej niż pozostali ludzie, a kiedy się boi, strach widać na jego twarzy.

Oczywiście, ambitny „pan-chcę-ci-pomóc” nie do końca zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa. – Bardzo chce przynależeć do tego świata, który idealizuje w swojej wyobraźni, choć widzi, jak bardzo Constantine nienawidzi tego, co robi – wyjaśnia Lawrence. – Rozpaczliwie pragnie „wejść do zespołu”. W trakcie filmu ma okazję wykazać się i wtedy dociera do niego, że wszystko wygląda zupełnie inaczej, kiedy bierze się w tym bezpośredni udział.

- Widzowie sporą część wydarzeń widzą z jego punktu widzenia – kontynuuje reżyser. – W filmie spora część jego bohaterów posiada jakieś moce lub specjalne umiejętności, a Chaz jest jednym z nas, po prostu świadkiem nadzwyczajnych wydarzeń.

Goldsman twierdzi, że obsadzenie LaBeoufa w roli Chaza to sprawka Willa Smitha. Smith i LaBeouf wystąpili ostatnio w filmie scence fiction Ja, Robot, którego scenariusz napisał częściowo Goldsman. – Któregoś dnia Will podszedł do mnie i powiedział – Ten dzieciak jest wspaniały. – Zaprosiliśmy go więc na przesłuchanie i okazał się stworzony do tej roli. Wtedy ja okazałem się bardzo sprytny i głośno powiedziałem do reszty ekipy – Ten dzieciak jest wspaniały.

W roli Gabriel, anielskiego przedstawiciela Boga na Ziemi, Lawrence postanowił obsadzić aktorkę, która wydaje się wprost stworzona do tej roli - Tildę Swinton. Widzowie znają ją z ról w filmach Orlando i Adaptacja, aktorka otrzymała w 2002 roku nominację do Złotego Globu za rolę w filmie Na samym dnie.

Jako byt anielski, nawet w postaci człowieka, Gabriela nie ma płci. Lawrence chciał, by ta postać nie była ani męska, ani żeńska, osiągnął to obsadzając w tej roli kobietę ubraną w typowo męskie ubranie, ale kostium to tylko część roli – kluczowa okazała się gra aktorska. Nie tylko Swinton musiała pokazać bezpłciowość Gabriela, musiała być także istotą potężną, światłą, oddaloną od świata. Nie było to łatwe. - Podobał mi się pomysł dwoistości Gabriela – mówi aktorka. – W czasie, kiedy prowadzono rozmowy ze mną, filmowcy zarzucili już pomysły pokazania tej postaci jako mężczyzny lub kobiety, zdecydowali się ją wypośrodkować. Nasze rozmowy skupiły się na tym, jak to najlepiej pokazać. Oczywiście, nie chciałam wyglądać jak jedna z modelek z teledysku Roberta Palmera. – Mówi Shuler Donner: - Tylda wniosła w tę rolę wiele elegancji i klasy, a także sporo sympatii, co – biorąc pod uwagę charakter jej postaci – nie było łatwe. Constantine określa Gabriela mianem snoba, uważa że jest istotą nieczułą i arogancką.

- Ponieważ Gabriel jest ziemskim strażnikiem bram do nieba – wyjaśnia Swinton - jest jedyną istotą, do której Constantine może się bezpośrednio zwrócić o uratowanie go przed piekłem. Jednak za każdym razem, gdy stara się uzyskać wejście do nieba, odpowiedź jest taka sama: nie. Do wkroczenia do Raju konieczna jest wiara, co z góry skazuje Constantine’a na niepowodzenie, ponieważ chodzi o wiarę bez dowodów.

Pruitt Taylor Vince gra rolę jednego z nielicznych prawdziwych przyjaciół Constantine’a, Ojca Hennessy’ego. Był on niegdyś silnym, pełnym życia księdzem, teraz to jedynie żołnierz sterany walką pomiędzy dobrem i złem. Odprawianie męczących, długotrwałych egzorcyzmów zleca Constantinowi, samemu brak mu już na to sił. Lata doświadczenia wyczuliły jednak starego kapłana na nienaturalne emanacje. W zamian za pomoc, ksiądz służy Constantinowi jako specyficzny, bardzo wrażliwy system ostrzegawczy, „szurfuje w eterze” w poszukiwaniu oznak demonicznej aktywności i subtelnych zmian równowagi sił.

Vince, który otrzymał nagrodę Emmy za rolę zabójcy w miniserialu Murder One: Diary of a Serial Killer, zainteresował się rolą księdza zaraz po przeczytaniu scenariusza, jeszcze zanim dowiedział się, że filmowcy widzieliby go jako odtwórcę tej właśnie postaci. – Lubię takie postacie, osoby z wadami – wyjawia aktor, mając na myśli skłonność do alkoholu, jaką przejawia jego bohater. – Wolę, kiedy moi bohaterowie mają skazy, są mroczni, kiedy coś im się nie wiedzie. Ten opis pasuje, oczywiście, nie tylko do Hennessy’ego, lecz także do Constantine’a – to nie są bohaterowie na białym koniu. Powiedzmy, że siedzą na koniu nie najczystszej krwi. Hennessy był naprawdę dobrym księdzem, ale jest tylko człowiekiem i w końcu łamią go demony, zarówno jego własne, jak i te przychodzące z otchłani. Widział za dużo, nie chce już widzieć tych wszystkich okropieństw, a obrazy widziane przez dno butelki są takie niewyraźne…

Kolejny ze znajomych Constantine’a to dawny szaman, uzdrawiacz wiarą, Midnite, w którego postać wcielił się z wielkim stylem nominowany do Oskara i Złotego Globu Djimon Hounsou. Relacje łączące graną przez niego postać z głównym bohaterem filmu można określić jako – w najlepszym razie – napięte. Midnite jest obecnie biznesmenem i kolekcjonerem religijnych reliktów. W prowadzonym przez niego klubie nocnym honorowana jest w pełni zasada równowagi – bywają w nim mieszańce obu stron konfliktu. – To teraz postać całkowicie neutralna, taką drogę wybrał dla siebie – mówi Hounsou. – Ma się jednak wrażenie, że nie do końca zapomniał o swej przeszłości. Kocham tę postać. Za każdym razem, gdy ktoś spotyka Midnite, widzowie dostrzegają – wbrew jego woli - fragmenty jego prawdziwej osobowości, część jego prawdziwych przekonań.

To, wobec kogo naprawdę jest lojalny Midnite, jest równie tajemnicze jak jego historia. – Przypuszczam, że jakiś czas temu, może pięć, może dziesięć lat wcześniej, on i Constantine działali wspólnie, ale w chwili, w której zaczyna się nasza opowieść, ich bliska współpraca należy do przeszłości – zastanawia się Lawrence. – Zaistniało jakieś nieporozumienie, i w ich wzajemnych stosunkach daje się zauważyć wzajemny brak zaufania.

Hounsou był na szczycie listy aktorów, których reżyser widział w roli Midnite, nawet jeszcze przed pierwszym spotkaniem Lawrence’a i producentów. - Djimon ma niezwykły talent – przyznaje, zwracając uwagę na nominowaną do Oskara rolę tego pochodzącego z Zachodniej Afryki aktora w filmie Nasza Ameryka, a także jego występy w filmach Amistad i Gladiator. – Dzięki niemu Midnite jest silny i tajemniczy, dokładnie taki, jakim powinien być, jednocześnie budzi odrobinę sympatii. Da się go lubić, nawet jeśli do końca nie wiadomo, czego się po nim można spodziewać.

Jednym z bywalców klubu Midnite’a jest groźny i przebiegły pół-demon Balthazar, grany z uroczym, dekadenckim wdziękiem przez Gavina Rossdale’a, lidera znanego brytyjskiego zespołu Bush. – Zaczynasz nienawidzić tego faceta w chwili, gdy widzisz go po raz pierwszy – żartuje Lawrence. – Balthazar jest taki czysty i nieskazitelny, taki piękny, całkowite przeciwieństwo tego, jaki jest wewnątrz. Gavin idealnie oddaje niuanse tej postaci, nadał mu pewną odpychającą nutę. Dodaje Shuler Donner – Chcieliśmy, by tę rolę zagrał ktoś, kto doskonale wygląda, kto jest czarujący, a w kim można się jednocześnie dopatrzyć sporej dozy oszustwa i zła.

Rossdale’a zafascynował scenariusz, z przyjemnością zgodził się na zaproponowaną mu rolę nie tylko ze względu na fabułę, lecz także – ze względu na kaliber otaczających mnie na planie ludzi, osób, które wyznaczały tam standardy. Piosenkarz mówi o swoich scenach z Keanu Reevesem - Balthazar jest kimś w rodzaju oprawcy Constantine’a, jest jego nemesis, zagrałem go więc jako przeciwieństwo Keanu. Obie te postacie szczerze się nienawidzą.

Najtrudniejszą częścią roli okazało się nauczenie firmowej sztuczki Balthazara, specyficznego jednoręcznego żonglowania monetą. Jak mówi gitarzysta, opanowanie tego gestu wymagało wiele czasu. – Po pewnym czasie ręce tracą na zręczności – przyznaje Rossdale, z uśmiechem wspominając jedną ze swoich pierwszych prób na planie, gdy scenariusz wymagał, by żonglował monetą na szczycie klatki schodowej. – Poradziłem, żeby zadbali o spory zapas monet i żeby nikt nie stał na dole, bo z całą pewnością upuszczę sporo monet.

W niezbyt dużej, lecz ważnej roli szefa Balthazara, samego Szatana, Lawrence obsadził znanego szwedzkiego aktora Petera Stormara, idealnie pasującego do odgrywanej postaci. - Diabeł tyle razy opisywany był w literaturze i malarstwie, że wszyscy rozpoznajemy go instynktownie – mówi Stormare. – Zazwyczaj ma kopyta, jest owłosiony, ciemny i rogaty. W trakcie pierwszej rozmowy z Francisem powiedziałem, że chcę to zagrać bez specjalnej charakteryzacji; chcę po prostu grać swoją twarzą i pozwolić widzom na użycie wyobraźni. Kiedy Szatan idzie ulicą Los Angeles czy dowolnego innego miasta na świecie, powinien wyglądać tak, jakby mieszkał w sąsiedztwie. Jest w nim może coś dziwnego, widocznego po dokładniejszym przyjrzeniu się, ale na pierwszy rzut oka nie widać niczego niebezpiecznego. Propozycja ta doskonale odpowiadała oczekiwaniom reżysera. – Nigdy wcześniej nie widziałem takiego Szatana, znudzonego, nie okazującego emocji, kogoś w rodzaju Fagana z Olivera Twista – mówiąc krótko, nonszalanckiego – mówi Lawrence. – Nie musi się wściekać, nie musi robić scen, nie musi zwracać na siebie uwagi – jest przecież Szatanem.

Kolejnym aktorem, który gra jedną z ról głównych, jest Max Baker, widziany ostatnio w filmie science fiction Simona Wellsa Wehikuł czasu. Tu wcielił się w postać przyjaciela Constantine’a, Beemana, naukowca zajmującego się zdobywaniem rozmaitych artefaktów religijnych, dysponujących mocami leczniczymi, ochronnymi i bojowymi. To on dostarcza Constantine’owi takie przedmioty, jak pasek od płaszcza Mojżesza, żuk z Amityville czy kamienie z drogi do Damaszku. Ponieważ sam nie jest wojownikiem, tylko tak może pomóc swojemu przyjacielowi. – Jest kimś jak Q dla Jamesa Bonda – mówi Lawrence. – Zajmuje się badaniami, dostarcza swemu towarzyszowi narzędzi przydatnych w jego działalności.

Produkcja

Główną rolę w przejściu Johna Constantine’a z kart komiksów „Hellblazer” wydawnictwa DC Comics/Vertigo na ekran kinowy odegrała producentka Lauren Shuler Donner. Od ponad 20 lat pracuje ona w przemyśle filmowym, w jej dorobku znajdują się filmy takie jak Uwolnić orkę, Masz wiadomość, czy też niedawne przeboje, filmy X-Men i X-Men 2. Wszystkie te filmy łączą nadzwyczajni bohaterowie i określony styl. W dramatycznej historii komiksowego bohatera producentka dostrzegła znakomity materiał na film. – Jego historia jest nadzwyczajna – mówi. – Jest inteligentna, budzi dreszcz strachu, ma dobrą fabułę, w jej centrum tkwi antybohater. Z tego wszystkiego można zrobić film, w którym wydarzyć się może dosłownie wszystko.

Po przedstawieniu pomysłu firmie Warner Bros. Pictures, dla której wyprodukowała wcześniej kilka wysokobudżetowych filmów, takich jak dramat Olivera Stone’a Męska gra czy komedia romantyczna Dave, producentka skupiła się na scenariuszu. Zadanie napisania scenariusza zleciła Kevinowi Brodbinowi (scenarzyście Łowcy umysłów) i producentowi Michaelowi Uslanowi. Uslan wraz ze swym wspólnikiem, Benjaminem Melnikerem, objął także stanowisko producenta "Constantine". Obaj znani są z długoletniej współpracy z wydawnictwem DC Comics, to między innymi dzięki im staraniom na ekrany kin trafiły filmy z "Batmanem".

Brodbin jest fanem oryginalnego komiksu (najdłużej publikowanego serialu komiksowego wydawnictwa Vertigo, ukazało się łącznie ponad 200 odcinków komiksu i 15 komiksów o dużej objętości). Od dawna chciał napisać scenariusz, w którym opowiedziałby historię Constantine’a, postawione przed nim zadanie potraktował niezwykle poważnie. – Szczególną uwagę poświęcałem temu, by nasz scenariusz był zgodny z komiksową historią postaci. – Już wcześniej wszyscy filmowcy zgodzili się, że scenariusz filmu będzie mocno osadzony w wydarzeniach znanych fanom tej serii.

Wkrótce do zespołu piszącego skrypt dołączył Frank Cappello. Nieco później do grona osób pracujących nad filmem dołączył producent i scenarzysta Akiva Goldsman. Widzowie na całym świecie podziwiali zrealizowane według jego scenariusza filmy Klient i Piękny umysł. Goldsman jest laureatem licznych nagród i wyróżnień, uhonorowano go, między innymi, Oskarem, Złotym Globem i nominacją do nagrody BAFTA. Jego pojawienie się w zespole wzbudziło powszechne zadowolenie, wiadomo bowiem, że Goldsman pracuje jedynie nad najlepszymi scenariuszami. – Nie potrafię pracować nad jakimś projektem, jeśli mnie nie bawi, nie jest atrakcyjny intelektualnie, kiedy mnie nie porusza – przyznaje Goldsman. - "Constantine" opowiada o czymś, co zawsze mnie fascynowało, o temacie, który poruszałem w swoich wcześniejszych scenariuszach. Mówi o świecie poza światem, o tym, co może istnieć, a czego nie widzimy.

Osobowość i poglądy na świat Johna Constantine’a sprawiają, że jest to postać bardzo atrakcyjna z czysto fabularnego punktu widzenia. Przez większość swojego życia kieruje nim jedno pragnienie. – W tej postaci kocham to, że klęska jest wpisana w jej działanie, uwielbiam to, że się nie poddaje, że wciąż próbuje znaleźć dla siebie jakieś wyjście – mówi Lorenzo di Bonaventura, dla którego praca nad filmem Constantine była debiutem w roli producenta niezależnego, choć wcześniej wyprodukował imponującą liczbę filmów jako szef produkcji Warner Bros. Pictures. – Nie chodzi tu o niezłomnego ducha jakiegoś bohatera. Tu chodzi o niezłomnego ducha człowieka, który wie, że jest skazany na porażkę, lecz mimo to stara się, jak tylko może.

- Mamy tu kogoś, kto kroczy po granicy między dwoma stronami, po granicy między światłem i ciemnością – głównego bohatera opisuje Shuler Donner. – Nie jest zły. Jedyne życie, jakie odebrał, należało w końcu do niego. Ale nie jest także dobry. Osobiście uważam, że ma bardzo ciężkie życie, jest jednak na tyle inteligentny, by móc się z tego wyśmiewać. Zresztą to głównie z tego powodu widzieliśmy w tej roli Keanu Reevesa, wiedzieliśmy, że zdoła to pokazać. Potrafi przekazać tę dwoistość bohatera, pokazać nam złożoność Constantine’a.

- Walczy z systemem – dodaje Erwin Stoff, producent "Constantine" i wieloletni współpracownik Reevesa. - John Constantine z pewnością nie chce trafić do piekła, ale głęboko wierzy, że o jego przyszłości powinny zadecydować jego działania, a nie sztywne trzymanie się zasad. To facet, który nade wszystko, nie znosi niesprawiedliwości i hipokryzji, jakich jest świadkiem co dnia. Nie cierpi także sytuacji, w jakiej się znalazł. To właśnie te doświadczenia zahartowały go i stworzyły z niego tego, kim jest. Stoffowi na tyle podobał się scenariusz "Constantine", że posłał go Reevesowi, gdy aktor pracował w Sydney na planie filmu Matrix Rewolucje. Jego instynkt okazał się niezawodny. – Zakochał się w tej postaci – przypomina sobie Stoff. – Podobało mu się to, że choć w filmie może być wiele scen akcji, pełnych efektów specjalnych, w jego centrum pozostawał człowiek zmagający się z kłamstwem, z poczuciem dobra i zła, z tym, co niewłaściwe na świecie.

Dodaje Melniker – To unikatowy bohater, wymykający się opisom. Jest w nim wiele tajemnic. Kogoś takiego spotyka się rzadko, ludzie raczej nie powiedzą, że to już widzieli. Uslan, którego zainteresowanie komiksami przerodziło się we wczesnych latach jego kariery zawodowej w pracę w przemyśle wydawniczym, a którego wyrazem jest obecnie olbrzymia kolekcja komiksów, jest przekonany, że znajomość rysunkowego pierwowzoru nie jest konieczna do zrozumienia ekranowej historii. Doskonale zna pierwowzór komiksowy, śledzi jego poczynania od samego początku, Uslan uważa, że film idealnie oddaje esencję tego, co najważniejsze w komiksie: nastrój, klimat i punkt widzenia. Mówi - Jednym z najciekawszych aspektów całej opowieści jest to, że jej bohaterowie nie są ani czarni, ani biali. Ku naszemu przerażeniu, z tej historii dowiadujemy się, że w życiu wszystko jest szare. Niezależnie od tego, jak ktoś wygląda, pod przyjemną otoczką może skrywać się demon. Kiedy ktoś klepie cię po ramieniu, nigdy nie jesteś pewien, co zobaczysz, kiedy się odwrócisz.

Projektowanie, tworzenie i fotografowanie piekła na Ziemii

“Niebiosa i piekło są tuż obok, za każdym murem, za każdym oknem, to świat obok świata. A my tkwimy w jego środku.” – John Constantine

Zrealizowanie bogatej wizji świata, jaka powstała w umysłach producentów i reżysera, przypadło ekipie produkcyjnej, zespołowi operatorów i specjalistom od komputerowych efektów specjalnych. Całość prac koordynował Francis Lawrence, który z dumą widział, jak wiele z jego pomysłów zamieniało się w plany wielkości całego studia.

Świat Johna Constantine’a jest mroczny i ponury. Wizualnie to klasyczny świat filmu noir, miasto nocą, głębokie cienie, światło nielicznych latarni odbijające się w mokrym asfalcie, strzępy mgły wijące się nad chodnikami – tego rodzaju efekty osiąga się za pomocą nietypowych ustawień kamery i właściwego oświetlenia. – Świat w tym filmie – mówi Shuler Donner, - jest piękny, ale twardy. Może wydawać się stylowy, może sprawiać wrażenie, że jest na czymś wzorowany, jest to jednak od początku do końca nasze dzieło.

Lawrence spotkał się ze znaną kierownik produkcji Naomi Shohan, która za pracę przy realizacji filmu American Beauty została uhonorowana nominacją do nagrody BAFTA. Reżyser chciał w realistyczny sposób odtworzyć wygląd określonych regionów Los Angeles, „nie Beverly Hills, nie Malibu ale przedmieść”. Jak sam mówi, szczególne wrażenie wywarły na nim naturalnie wyglądające plany w filmie Dzień próby, dzięki którym doszedł do wniosku, że Shohan – naprawdę rozumie Los Angeles, zna ludność tego miasta, wie jak wygląda w biednych dzielnicach. Od chwili naszego spotkania wiedziałem, że to będzie owocna współpraca. – Do ich dwójki dołączyła jeszcze kierownik lokacji, Molly Allen. Wspólnie przemierzali miasto, szukając budynków i miejsc pasujących do wizji reżysera i fabuły filmu.

Wśród wybranych lokacji znalazł się nocny klub Hacienda Real Nightclub, mieszczący się w piwnicach budynku Eastern Columbia Building, wybudowanego w latach 30. ubiegłego wieku. Klub okazał się idealnym miejscem do stworzenia w nim baru Midnite’a. Dominującym kolorem wystroju jest czerwień, całości dopełniają drewniane i mosiężne elementy. Inne wybrane miejsce znajduje się na ulicy Street Market pod numerem 5. Wnętrza tego budynku zamieniły się w sklep z alkoholem, w którym odbywa się ostateczna walka Ojca Hannessy’ego i Baltazara. Filmowcy wykorzystali też szpital St. Mary’s znajdujący się na Long Beach, który w filmie występuje pod nazwą Ravenscar, a także budynek kaplicy Angeles Abbey Compton, w filmie gra on rolę biura Midnita, w którym przechowuje on swoje religijne zbiory. Budynek kaplicy powstał w 1923 roku, w jego wnętrzu dominują wymyślne elementy zdobnicze z kutego żelaza i rzeźbionego piaskowca. Zespół pod kierownictwem Shohan wzbogacił to wnętrze posągami, tkaninami, obrazami, obiektami kultu religijnego, starą bronią i zbrojami. Dodane elementy są częścią imponującej kolekcji Midnite’a.

Mieszkanie Constantine’a, bardzo długie i wąskie, wybudowano w miejscu, w którym Lawrence pracował już wcześniej, wykorzystano jedno z wnętrz budynku Giant Penny Building na Broadway’u. W trakcie remontu domu wyburzono część ścian działowych, dzięki czemu powstało jedno duże pomieszczenie, oświetlone długim szeregiem okien. Lawrence uważał, że jest to znakomite miejsce na mieszkanie głównego bohatera. Pokazał je Shohan, która dodała kilka elementów, takich jak metalowe rolety w oknach i stojące przy ścianach butelki z wodą święconą, które chronią Constantine’a przed inwazją demonicznych intruzów.

W trakcie realizacji filmu wykorzystano także sześć planów znajdujących się w należących do wytwórni studiach. Wybudowano tam szpitalny gabinet hydroterapii, w którym toczy się kilka walk pomiędzy siłami dobra i zła, a także odcinek autostrady 101. Ten ostatni plan budowano ponad osiem tygodni. Shohah mówi o pomyśle reżysera, w którym w równoległych rzeczywistościach istnieją niebiańskie i piekielne wersje każdego miejsca na ziemi: - Wyobrażałam sobie, że przemiana w wersję piekielną będzie katastroficzna, pełna płomieni, wybuchów, dymu, zniszczenia. Na szczęście, doszliśmy do wniosku, że najbardziej piekielnym miejscem, jakie można znaleźć w Los Angeles, jest z pewnością niesławna autostrada 101.

Kiedy Constantine próbuje dowiedzieć się, co po śmierci dzieje się z siostrą Angeli, Isabel, musi udać się w podróż do piekła. Ta niebezpieczna wyprawa rozpoczyna się w mieszkaniu Angeli. W chwili, w której przechodzi granicę między światami, pojawia się w wypalonej, zniszczonej wersji mieszkania swojej przyjaciółki. Wychodzi stamtąd na ulicę i autostradę. Wieje silny wiatr, niosący tumany kurzu i popiołu, wokół szaleją pożary. – Mało co równa się widokowi Constantine’a idącego środkiem zniszczonej, piekielnej autostrady 101 - mówi Lawrence. Reżyser nie może sobie odmówić żartu – Prawdę mówiąc, większość mieszkańców miasta uważa, że prawdziwa autostrada jest przedsionkiem piekła.

Odcinek drogi szybkiego ruchu został pieczołowicie odtworzony wewnątrz studia wytwórni. Wybudowana autostrada jest niemal dokładnie taka sama jak oryginalna, zmniejszono jedynie szerokość pasm ruchu z dziesięciu do ośmiu stóp, a liczbę pasów ograniczono z czterech do trzech. – Wszystkie barierki, znaki, sygnały świetlne są dokładnie takie same, jak na prawdziwej autostradzie – potwierdza Shohan. – Nawierzchnia jest betonowa, wylaliśmy ją na drewniane formy, betonem są także pokryte klocki rozdzielające niektóre pasy ruchu.

Wśród najbardziej rzucających się w oczy detali tego planu jest z całą pewnością 40 samochodów w różnym stadium zniszczenia. Mówi o nich Shohan: - Samochody to wraki, kupione od kolekcjonerów. Zależało nam na konkretnych modelach ze względu na ich kształty. Pocięliśmy je i poskładaliśmy od nowa, dołożyliśmy także części z pianki, by sprawić wrażenie, że w jakiś sposób zmutowały. Pojawiły się zrobione z pianki i drutów stalaktyty, wyglądające jak zrobione ze stopionego metalu, wszystko to pokryliśmy lateksową powłoką, która dzięki odpowiedniej charakteryzacji wyglądała jak pokryta liszajami i wrzodami skóra. Na samym końcu samochody zostały postarzone, pordzewieliśmy je, stały się idealnym przykładem zniszczenia, rozkładu i bezustannej, diabolicznej transformacji.

We współpracy z Shohan kierownik ekipy efektów wizualnych, Michael L. Fink, przeniósł gotowy plan do pamięci komputerów. Kierowany przez niego zespół grafików komputerowych rozbudował nieco wersję cyfrową. Rozbite samochody zostały przemodelowane, mogły teraz zostać zwiane z autostrady przez piekielny wiatr, mogły też rozsypać się ze starości. W otoczeniu tych wraków szalały stworzone w komputerze demony i potępione dusze. Fink w następujący sposób opisuje wygląd planu, do jakiego dążył: - Chciałem uzyskać bardzo surowe miejsce, tak jakby były to ruiny po wybuchu nuklearnym, z tym, że zamiast nanosekund, stan ten miał trwać wiecznie. Fink, który zajmuje się efektami wizualnymi od wczesnych lat osiemdziesiątych, pracował nad wieloma wysokobudżetowymi filmami. Za prace nad filmem Powrót Batmana z 1992 roku nominowano go do Oskara, ostatnio był kierownikiem ekipy efektów wizualnych podczas realizacji filmów X-Men i X-Men 2, współpracował wówczas z producentką Constantine, Lauren Shuler Donner.

Craig Hayes, kierownik ekipy efektów wizualnych w pochodzącej z północnej Kalifornii firmie Tippett Studio (Matrix Rewolucje, Człowiek widmo), nadzorował zespół artystów, którzy zastąpili widoczne na prawdziwym planie zielone ekrany planami cyfrowymi. Efekt ten, określany przez Hayesa jako „płynny, dynamiczny efekt przejścia”, polega na nałożeniu obiektów cyfrowych na rzeczywiste. Oprócz tego, jak mówi Hades: - Dodajemy wówczas kurz, śmieci, pokazaliśmy płonące palmy, naszym dziełem jest całe oddalone piekielne L.A. – Oprócz realistycznie ulepszonego i powiększonego otoczenia zrujnowanej autostrady, część ujęć wymagała bowiem pokazania w pełnej skali piekielnej wersji miasta, rozciągającej się we wszystkich kierunkach dookoła głównego bohatera. Widoczne są ujęcia Hollywood, ciągnące się aż do budynku Capitol Records po prawej stronie, z lewej strony w ujęciu widać dalekie przedmieścia. Mówi Fink” – Większość obrazu pozostawiliśmy bez większych zmian, w niektórych miejscach zmieniliśmy jedynie skalę niektórych budowli, by osiągnąć lepszy efekt wizualny.

Osobą, która współpracowała najwięcej z Finkiem i Shohan, a także – oczywiście – z reżyserem Francisem Lawrencem, był nagrodzony Oskarem operator Philippe Rousselot (Rzeka życia), mistrz w pokazywaniu nastrojów. Rousselot od ponad 30 lat pracuje w przemyśle filmowym, zarówno w ojczystej Francji, jak i w USA. Ma w swoim dorobku nastrojowy film Wywiad z wampirem z 1994 roku, jak także Duża ryba Tima Burtona. Rousselot znany jest z tego, że lubi wyzwania. – Zawsze staram się pracować nad czymś nowym, odmiennym od moich wcześniejszych prac. Kiedy pojawia się możliwość pracy związanej z jakimś wyzwaniem, z czymś, czego nigdy wcześniej nie robiłem, czuję się bardzo silnie zmotywowany.

Rousellot wyjaśnia, że znaczna część kompozycji kadrów i zdjęć do filmu oparta jest na komiksach, na podstawie których powstał "Constantine". Mówi operator: - Zdecydowałem się wykorzystać szerokie ujęcia, robione zarówno z wysokiej, jak i niskiej perspektywy, wiele jest także ujęć zrobionych z nietypowego punktu widzenia, co jest częste w komiksach lecz stosunkowo rzadkie w filmach. Uważam, że ten element jest bardzo ważny w przypadku naszego filmu. Jeśli chodzi o światło, eksperymentowaliśmy z kontrastem i kolorami, wykorzystaliśmy mnóstwo ciemnej zieleni i nasyconego pomarańczowego. – Rousellot starał się jednak także, by jego praca nie polegała wyłącznie na kopiowaniu stylu komiksowego, w trakcie zdjęć inspirację czerpał także z bogatego zbioru zdjęć z Kuby, podsuniętych mu przez Lawrence’a. – Niemożliwe jest przeniesienie na ekran nieruchomych stron komiksu, my staraliśmy się raczej oddać ogólnego ducha opowieści rysunkowych. – Równie subtelne są jego zdjęcia piekła i niebios. – W tym przypadku starałem się unikać ogranych ujęć ze światłem i ciemnością – mówi operator.

W większości wypadków Rousselot decydował się na wykorzystanie naturalnego światła, kierował się wskazówką Lawrence’a, który chciał utrzymać światło „możliwie naturalne i proste”. Oczywiście, naturalne nie oznacza, że na planie nie korzystano ze sztucznego oświetlenia. Mnóstwo reflektorów wykorzystano choćby w scenie pobytu Constantine’a w piekle. Na rusztowaniu pod dachem studia 21 zamontowano wówczas ponad 60 źródeł światła, umocowanych tak, by mogły swobodnie poruszać się wraz z podmuchami wiatru, wytworzonego przez siedem olbrzymich wentylatorów przemysłowych, umiejscowionych po jednej stronie planu. Ich nieregularne ruchy dodały całej scenie znacznego dramatyzmu. W trakcie licznych zbliżeń głównego bohatera, Rousselot oświetlał twarz Keanu Reevesa specjalnym chińskim lampionem – dzięki temu niezwykłemu oświetleniu scena nabierała niezwykłego charakteru, dokładnie takiego, o jaki chodziło operatorowi.

Najtrudniejszym zadaniem z punktu widzenia Rousselota była z pewnością scena w łazience, w której Constantine przytrzymuje Rachel Weisz, czyli Angelę, pod wodą, by ułatwić jej chwilowe wejście do zaświatów. – Chcieliśmy pokazać tę scenę z punktu widzenia zanurzonej Angeli, gdy otwiera oczy i patrzy w górę. Jednak w pomieszczeniu nie było zbyt wiele miejsca, musieliśmy więc kręcić przez lustro – mówi operator. – Niosło to ze sobą dodatkowe problemy, bo w takim wypadku zawsze trzeba brać pod uwagę ewentualne odbicia. Sama scena była już i tak wystarczająco skomplikowana z powodu wody, która nie tylko odbija to, co dzieje się wokół, ale ma też tendencję do pokazywania sztucznych źródeł światła.

Właściwy reżyser

Francis Lawrence, znany z wyreżyserowania kilku nagrodzonych licznymi nagrodami wideoklipów muzycznych uznanych wykonawców, jest znany w środowisku filmowym z umiejętności rozpoznawania najbardziej istotnych elementów fabuły i stopniowego obudowywania ich kolejnymi wydarzeniami. Reżyser jest także miłośnikiem filmu noir. Mówi - Do całego projektu przyciągnęła mnie postać antybohatera, Johna Constantine’a, i nastrój opowieści. Świat pokazany w tym scenariuszu jest ciekawy, a sama fabuła rozwija się w całkowicie nieprzewidywalnym kierunku.

Zaintrygowany Lawrence zatopił się w materiałach źródłowych, zaczął studiować powstałe już szkice, rozmyślać nad pomysłami. Przedstawił je zespołowi produkcyjnemu w czasie, gdy zaczęto poszukiwania reżysera. Reakcja przeszła jego najśmielsze oczekiwania.

- Gdybym mógł wymyślić jedno kłamstwo, które mógłbym mówić przez resztę mojej kariery, powiedziałbym, że to ja i tylko ja osobiście zadecydowałem o zatrudnieniu Francisa – śmieje się Goldsman. – Ten facet ma coś w sobie – jest niewiarygodnie dobrym reżyserem.

Wbrew oczekiwaniom producentów, wynikających z poprzednich dokonań Lawrence’a, reżyser nie podszedł do materiału z wizualnego punktu widzenia. – Jego talent do wizualizacji opowieści jest widoczny w nakręconych przez niego teledyskach, ale w trakcie naszego pierwszego, dwugodzinnego spotkania, gdy bez przerwy mówił o scenariuszu i postaciach z filmu, ani razu nie poruszył tego, jak wyglądają – przypomina sobie di Bonaventura. – Zazwyczaj gdy za realizację filmu fabularnego biorą się reżyserzy pracujący wcześniej nad wideoklipami lub reklamami, bardzo dużą uwagę przywiązują do wizualnej strony filmu, ponieważ ma ona bardzo duże znaczenie w ich wcześniejszej pracy. Właśnie dlatego zwróciłem uwagę na to, co mówi Lawrence. Po 13 latach pracy w studio spodziewałem się czegoś całkowicie odmiennego. Byliśmy pod wrażeniem tego, jak doskonale interpretuje fundamentalne dla opowieści sceny filmu.

Jeśli chodzi o stronę wizualną, Lawrence był doskonale przygotowany. – Na nasze spotkania Francis przychodził ze swoimi szkicami. W naszym biznesie oznacza to, oczywiście, że zamiast zjawiać się w garniturze i pod krawatem, z cv w teczce, przychodzi się w dżinsach i podkoszulku, za to z 25 szkicami piekła – mówi Goldsman. – Od razu kupił mnie swoim pomysłem, że w naszym świecie istnieje koło siebie i piekło, i niebo. Kiedy odchodzi się z tego świata, trafia się do takiego samego pokoju, w którym się umarło, tyle że albo w otchłani, albo w raju. To był doskonały pomysł, dał nam całkowicie nowe możliwości, idealnie wyraził się w nim charakter filmu, jego przesłanie.

Lawrence chciał pokazać krajobraz piekła w nowy sposób. – Przypomniałem sobie w jaki sposób otchłań przedstawiana jest w sztuce, jak malowali ją Bruegel i Bosch, jak często pokazuje się ją jako oleiście czarną pustkę. To nie są obrazy, które mogą przemówić w filmie. Brak w nich punktu odniesienia. Chciałem, by w mojej wizji piekło było rozpoznawalne. Kiedy więc Constantine jest w mieszkaniu Angeli i na chwilę przechodzi do piekła, znajduje się w diabelskiej wersji tego mieszkania, kiedy wychodzi na ulicę, to piekielna wersja ulicy Los Angeles. Dzięki temu ludzi widzą na filmie otoczenie, jakie znają, jakie mogą zobaczyć każdego dnia.

Dokładnie opisał rozmaite demony i duchy, jakie występują w opowieści i przekazał swoje sugestie na temat aktorów, których widziałby w poszczególnych rolach. – Ciekawe, że olbrzymia liczba rzeczy, o których mówił w trakcie naszego pierwszego spotkania, rzeczywiście znalazła się w filmie – dodaje Stoff. Gotowość reżysera do pokazania wielu rzeczy w nowy lub w nietypowy sposób doskonale współgrała z opowieścią, w której nikt i nic nie jest czarne lub białe, której bohaterowie zrywają ze stereotypami: twarda policjantka szuka pomocy u eksperta zajmującego się parapsychologią, anioł będący przedstawicielem Boga na Ziemi prowadzi własną politykę, ksiądz nie może dokonać egzorcyzmów, a właściciel nocnego klubu otwiera jego podwoje dla przedstawicieli obu zwaśnionych stron…. W centrum jest jeszcze postać bohatera, który nie chce być żadnym herosem. Mówi o tym scenarzysta Frank Cappello: - Mamy tu faceta, który ma problemy z Bogiem. Nienawidzi diabła. Walczy z najbardziej potwornymi demonami, ale nie potrafi dać sobie rady ze swoimi nałogami, takimi jak palenie, co – całkiem dosłownie – zabija go. To ktoś, kto próbuje uratować samego siebie, a nie świat.

- To nie jest film, w którym wszystko jest ładnie wyjaśnione – mówi Goldsman. – Nie próbowaliśmy podsuwać widzom gotowych rozwiązań, zamiast tego daliśmy im coś, nad czym mogą się zastanawiać. Swoją opinię dodaje di Bonaventura: - Równie ważne jest, że nie próbujemy nikogo do niczego przekonywać. Ten film jest z jednej strony nieskomplikowaną rozrywką, z drugiej, jeśli ktoś chce się nad nim zastanowić, to materiał do dyskusji na tematy filozoficzne. Ale pozwólcie, że najpierw was przerazimy, dopiero potem szukajcie odpowiedzi na zadane przez nas pytania.

Więcej informacji

Proszę czekać…