Wywiad z reżyserem
- Skąd zrodził się pomysł na ten szczególny film?
Wszystko zaczęło się w 2007 roku. Natknąłem się wówczas na informację o pośrednikach, sprzedających paszporty dyplomatyczne w Afryce. Zastanawiałem się, czy to rzeczywiście prawda. Czułem, że jeśli tak jest, to mam idealny temat na film dokumentalny o Afryce. Od lat już o tym myślałem. Byłem pewny, że taki temat umożliwi mi dostęp do ludzi, którzy zazwyczaj nie pojawiają się w filmach dokumentalnych – do tych, którzy mają władzę, cieszą się komfortem i wygodnym stylem życia.
- Czy kiedykolwiek wcześniej interesował się Pan dyplomacją?
Od dzieciństwa fascynowałem się dyplomacją, ale w sposób infantylno-dziecięcy. Istniała ona dla mnie na uboczu. W dzieciństwie czytałem też sporo książek Grahama Greena, a także komiksów, takich jak Fantom czy Tintin.
- Czy to zainteresowanie okazało się pomocne w pracy nad tym filmem?
Oczywiście. Doskonale wiedziałem, o czym opowiadam. Poza tym zawsze chciałem spojrzeć na Afrykę z lat 1960-1970. Ten film pozwolił mi wykorzystać moją prywatną fascynację w zawodowej pracy.
- Jak udało się Panu nakręcić taki film? Nie spotkał się Pan z powództwami ze strony sportretowanych w filmie osób?
Poinformowano mnie, że pewien duński handlarz paszportami, który obecnie jest bardzo aktywny w Amsterdamie, stara się za wszelką cenę zablokować pokazy filmu. Nie wiem, czy ma zamiar mnie pozwać, ale poinformował organizatorów festiwalu IDFA, że już rozmawiał z prawnikami. Nie mam pojęcia, co się dalej stanie.
- Czy pojawiły się jakieś reperkusje w Afryce?
Handlarz diamentami – pan Gilbert jest członkiem parlamentu i chroni go immunitet. W zasadzie 99% osób pokazanych w tym filmie to jednak pospolici przestępcy, zwykli łajdacy, którzy w takiej jak ta sytuacji muszą sami o siebie zawalczyć. Oczywiście dla wielu z nich ten film będzie miał prawne konsekwencje. Celem dziennikarstwa i filmu dokumentalnego jest jednak ujawnianie społeczeństwu hipokryzji i nadużyć prawa – ukazywanie zjawisk, których normalnie nie da się zobaczyć.
- Jaką rolę pełni Pan w tym filmie – reżysera, aktora, dziennikarza, czy raczej zwykłego uczestnika akcji?
Sam nie wiem. Czasami też się w tym gubię. Po części ten film jest tradycyjnym projektem dziennikarskim. W tym wypadku czuję się jak bohaterka Alicji w Krainie czarów, która goni króliczka w czarnej dziurze i sama nie wie, dokąd to wszystko zmierza. Po części jest to również film o człowieku, który ma ambicję stać się dyplomatą. Ale przecież jest to również film o mnie – o eksplorowaniu moich własnych marzeń i fetyszy.
- Czy Pana doświadczenie dziennikarskie okazało się w tym przypadku pomocne?
Oczywiście. Przez większą część życia pracowałem jako dziennikarz i bez wątpienia dziennikarstwo jest podstawą mojej pracy reżyserskiej. Ten film traktuję z kolei jako dziennikarstwo najwyższej klasy. Chodzi tu przecież o ujawnienie skrywanej prawdy, a tym właśnie jest dla mnie poważne dziennikarstwo. W wielu miejscach na świecie nie można już tego zawodu normalnie uprawiać. W Meksyku, Chinach, Rosji, a także w wielu afrykańskich krajach dziennikarze giną w niewyjaśnionych okolicznościach, są napadani, a nawet więzieni. Jeśli zakładamy, że dziennikarstwo to odkrywanie prawdy, wówczas trzeba działać radykalnie, bez żadnych alternatyw.
- Dlaczego uciekł Pan w filmie od stereotypowego postrzegania Afryki?
Kiedy ludzie Zachodu spotykają Afrykańczyków, mają zazwyczaj utarte przekonanie o tym, jak oni powinni wyglądać, zachowywać się i mówić. Często jednak jest zupełnie inaczej. Afrykańczycy również śnią i fantazjują na temat białych z Zachodu. Głównie mają jednak do czynienia z pracownikami NGO’sów. Pomyślałem, że w tym filmie mógłbym pofantazjować na temat białego dyplomaty i biznesmana, który nagle pojawił się w Afryce. Jeśli biały człowiek za bardzo zlewa się z Afrykańczykami, uznają go za podejrzanego. Jeśli jednak wygląda i zachowuje się oryginalnie i krzykliwie, wówczas myślą, że ten ktoś jest bogaty i silny.
- Czy kręcąc ten film choć przez chwilę miał Pan poczucie winy?
Oczywiście pod względem moralnym moje zachowanie było bardzo odpychające. Ale z drugiej strony Republika Środkowoafrykańska to kraj, w którym rząd nic nie robi – nie jest w stanie nawet opłacić nauczycieli. Dzieje się tak już od 8 lat. Nie ma tu edukacji, a to najszybsza drogą do destrukcji kraju. Chciałabym, aby ten film został pokazany w Republice Środkowoafrykańskiej. Być może mieszkający tam ludzie zrozumieliby, dlaczego nigdy nie dostaną pracy w fabryce. Prawdopodobnie byłby to najwłaściwszy sposób oceny tego, co sam zrobiłem z tymi ludźmi w filmie.
- Kręcił Pan zdjęcia z ukrytej kamery, ale również wprost – kamerą, którą wszyscy widzieli. Dlaczego ludzie nie czuli się podejrzliwi?
Operator Johan Stahl Winthereik kręcił zdjęcia małą cyfrową kamerą Canona EOS 7D, ale Afrykańczycy w ogóle nie zwracali na to uwagi i się nie orientowali. Na początku trochę zmyślałem, że Johan jest moim rzecznikiem, ale to ich wcale nie obchodziło. Traktowali go jak idiotę z małą kamerą w ręku. Czułem się jak na wyspach Galapagos. Nikt nigdy wcześniej niczego podobnego nie zrobił w tym kraju.
- Czy kiedykolwiek odczuwał Pan strach?
Na tyle zaangażowałem się w ten film, że w końcu sam zacząłem wierzyć w wymyśloną przeze mnie historię. Być może było to naiwne i głupie z mojej strony, ale był to jedyny sposób na przetrwanie. Kiedy pojechałem do Portugali spotkać się braćmi Evana, nie czułem się zbyt komfortowo. Miałem przypięte do ciała głośniki i gdybym zdjął bluzę, od razu byłyby one widoczne. To, co zazwyczaj jest najtrudniejsze w Republice Środkowoafrykańskiej, to fakt, że nie istnieją tu normalne zasady, ani tym bardziej jakiekolwiek prawo przyczynowo-skutkowe. Życie jest tam kompletnie pozbawione kontroli.
- Denerwował się Pan przed pokazem filmu na festiwalu IDFA?
Pokaz filmu na festiwalu IDFA okazał się fantastycznym doświadczeniem. Jednocześnie byłem trochę zdenerwowany, bo zrobiłem przecież film, który wymyka się łatwym ocenom, a przede wszystkim kontroli. Jestem ciekawy jaka będzie reakcja na film we Francji, bo w Republice Środkowoafrykańskiej to temat tabu. Naprawdę nie mam pojęcia, co się jeszcze z tym filmem może wydarzyć.