Ciekawe i mocne, azjatyckie spojrzenie na mało znany konflikt. 9
Gdy myślimy o kinie wojennym, przed oczami od razu staje nam cała plejada amerykańskich gwiazd i najbardziej sztandarowych pozycji takich jak Szeregowiec Ryan, Pluton czy Byliśmy żołnierzami. Gdzieś tam w tle przemknie kino rosyjskie i europejskie, ale na tym kończy się najczęściej nasze pojęcie o tym gatunku. Dlaczego by naszej wiedzy więc nie poszerzyć? Szczególnie gdy Korea Południowa ma do zaoferowania tak profesjonalne pozycje filmowe.
Jedną z nich jest Braterstwo broni. Tytuł ten jest tyleż pompatyczny, co związany z fabułą opowieści, która przedstawia nam losy dwóch braci wplątanych w brutalną wojnę koreańską. Konflikt ten nie jest zbyt często eksploatowany przez popkulturę, co jeszcze bardziej zachęca aby przyjrzeć się filmowi bliżej.
Jin-tae i Jin-seok to młodzi ludzie, którzy nie wyróżniają się praktycznie niczym. Mają ukochaną rodzinę, plany na przyszłość, mniejsze i większe marzenia, lecz jak to często bywa w życiu, wszystkie cele muszą zostać porzucone. Tutaj impuls do odstawienia marzeń na bok, jest bardzo nagły, ponieważ siły Korei Północnej przekraczają granicę, a bracia zostają siłą wcieleni do wojska i rzuceni na szybko przesuwający się front. I właśnie w tym miejscu przejawiają się jedne z najważniejszych cech tego filmu, którymi często przebija zachodnią konkurencję - brak tu ubarwiania, mało jest patosu, a rzeczywistość jest bezlitosna i nie pozostawia prawie żadnej nadziei. Ten właśnie brak nadziei jest tu czynnikiem dominującym i opanowuje on wszystkich, których możemy zobaczyć na ekranie.
Od samego początku widzimy jak konflikt ten wyciąga szpony po ludzi, którzy ani trochę nie chcieli brać w nim udziału i siłą ciska ich w świat krwi, przelatujących nad głowami kul i gradu artylerii. Obserwujemy masę przypadkowych śmierci, rannych gnijących żywcem, samobójstwa i żądzę krwi, którą pałają obie strony konfliktu i która opanowuje ich umysły. Widzimy jak nawet dobre zamiary, są zmieniane przez wojnę w czynnik potrafiący poróżnić kochających się do tej pory braci. Wraz z przebiegiem wojny, kolejne zbrodnie powodują reakcję drugiej strony, co wprawia w ruch prawdziwą spiralę okrucieństwa. Obrazy bezlitosnych rozstrzeliwań, pułapek ukrytych w martwych ciałach, upokarzającego traktowania jeńców wojennych i wielu innych patologicznych zachowań na długo pozostają w pamięci. Swoją brutalnością film jest szokujący, tym bardziej, gdy uświadomimy sobie, że przedstawia on te wydarzenia naprawdę wiarygodnie. Mamy tu ukazane zbrodnie komunistycznego reżimu, ale twórcy nie poskąpili swojemu narodowi, pokazując niesławne rozstrzeliwania "zdrajców" czy obozy jenieckie, w których pastwiono się nad pojmanymi żołnierzami.
Treść dodatkowo wzmacnia świetne wykonanie pod względem technicznym. Obraz jest lekko wybielony co mogliśmy poznać już we wspomnianym we wstępie Szeregowcu Ryanie, a sceny batalistyczne niczym nie ustępują zachodniej kinematografii. Wybuchy pocisków rozrzucają dookoła ziemię i okaleczone ciała, kule trafiają przypadkowych żołnierzy, a wszystko to w wielkim natężeniu, co świetnie oddaje chaos starć na pierwszej linii. Scena ostrzału artyleryjskiego, który pojawia się niespodziewanie, wbija w fotel, a potem jest tylko lepiej.
Szczególnie świetnie zrealizowane są momenty ciszy, przerywane nagle przez eksplozję brutalności. Do tego dodajmy świetne udźwiękowienie oraz aktorstwo pozbawione częstej w azjatyckim kinie nadmiernej egzaltacji, a dostaniemy wszystko, co potrzebne, aby przenieść się na środek pola bitwy. Jedynym mankamentem, który łatwo zauważyć jest muzyka. Utwory w wykonaniu orkiestry są dość typowe, stworzone jakby w oparciu o podręcznik pod tytułem "Jak stworzyć muzykę do filmu wojennego". Do tego jeden źle obrobiony cyfrowo samolot i to właściwie tyle - więcej grzechów nie pamiętam. Czy jest to w takim razie film dla każdego? Niestety nie. Dlaczego? Ze względu na dwie z jego podstawowych cech – brak nadziei w przedstawianej historii i brutalność przekazu. Myślę, że co wrażliwsza osoba, która potrzebuje w kinematografii choć trochę dobra, naprawdę łatwo mogłaby popaść po seansie w chwilową depresję i zdecydowanie nie jest to przesada. Film nie pozostawia złudzeń, jedynie smutek.
Każdemu, kogo jednak to nie zniechęca, szczerze polecam Braterstwo broni. Warto zainteresować się filmem z tak mało znanej części filmowego świata, o tak mało znanej części historii. Szczególnie gdy jest zrealizowany pieczołowicie i po mistrzowsku.
BARDZO DOBRY FILM!!! – Film wojenny? Koreański??? Pomyślałem sobie,że będzie klapa na całej linii,a tu takie miłe rozczarowanie… Bardzo dobry film,pokazujący jak wojna (domowa) może podzielić,zniszczyć rodzinę…