Lekki, przyjemny, kolorowy film o jednej z najpopularniejszych polskich artystek - Kalinie Jędrusik 7
Kalina Jędrusik była postacią nietuzinkową. Żyła w otwartym związku z mężem Stanisławem (Leszek Lichota) i Luckiem (Krzysztof Zalewski), robiła to, co chciała, a swoim seksapilem przykuwała uwagę mężczyzn (i ich kobiet). Nazywana była polską Marilyn Monroe, a jej kontrowersyjne wypowiedzi i stroje dały jej miano czołowej skandalistki PRL-u.
Bo we mnie jest seks nie jest standardową biografią - reżyserka filmu, Katarzyna Klimkiewicz (Zaślepiona, Nie rób scen, Hanoi - Warszawa) skupia się na dwóch latach z życia artystki, za najciekawszy epizod uznając jej udział w obchodach górniczej Barbórki - być może najbardziej skandalizujący występ. Życie Jędrusik wzbudzało kontrowersje w latach 60., w których toczy się film, a prawdopodobnie jej nietuzinkowa postać wzbudzałaby nie mniejsze zainteresowanie i dzisiaj.
Ikona polskiej popkultury została w filmie sportretowana przez Marię Dębską - córkę znanej reżyserki Kingi Dębskiej - która dała się już poznać szerszej publiczności rolami w takich produkcjach, jak Zabawa, zabawa, Pech to nie grzech czy Wojenne dziewczyny. Maria jest również świetną wokalistką, a słyszane w filmie utwory są wykonanymi przez nią współczesnymi aranżacjami piosenek Kaliny. Wyjątkowy i wart uwagi w samej realizacji obrazu jest fakt, że stworzyły go w większości właśnie kobiety - między innymi reżyserka, autorki scenariusza (Patrycja Mnich, Katarzyna Klimkiewicz), producentki (Renata Czarnkowska-Listoś, Maria Gołoś), operatorka (Weronika Bilska), producentka wykonawcza (Ewa Jastrzębska) czy kierowniczka produkcji (Sylwia Rajdaszka).
Obraz Klimkiewicz nie stoi fabułą - najważniejsze są tu kreacje bohaterów, kostiumy (Anna Imiela-Szcześniak), scenografia (Wojciech Żogała) i klimat salonów bohemy artystycznej lat 60. Jest tu wiele wątków, które niewiele wnoszą bądź są powierzchownie zarysowane (#metoo, „walka” Jędrusik o powrót do telewizji), natomiast właśnie przez te krótkie epizody poznajemy postać Kaliny - pięknej, seksownej, radosnej kobiety, która nawet w trudnych sytuacjach nie traciła wiary i pogody ducha.
Film urzekł mnie swoją kolorystyką, scenografią, kostiumami, i oczywiście uroczą Marią Dębską, która otrzymała nagrodę za główną rolę kobiecą podczas 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Warto zobaczyć chociażby ze względu na aktorkę, kolorystykę projektu, i dla znanych większości z nas piosenek.
Film zdecydowanie wygrywa klimatem i znakomitym aktorstwem. Nie jest to rzetelna biografia i do takiej nie pretenduje. Moim zdaniem warto zobaczyć.