Dawid Burdelak

@dawidek98

Aktywność

Gwiezdne wojny: Część V – Imperium kontratakuje (1980)

Najlepsza i niepowtarzalna część Gwiezdnych Wojen. Tak zabawny, tak wzruszający i tak doskonale napisany, że upływ czasu wcale nie jest mu potrzebny. Imperium Kontratakuje ma wszystko – sympatycznych bohaterów, świetną akcję, świetny humor, świetne efekty specjalne, świetne dialogi, mądre przesłanie, do tego skalę – finał jest naprawdę imponujący ("Luke, ja jestem Twoim ojcem!"). To zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów science-fiction. Nie zestarzał się nic a nic. I pamiętajcie, żeby tylko z napisami to oglądać. Bo z dubbingu należy się wyspowiadać.

Gwiezdne wojny: Część IV – Nowa nadzieja (1977)

@Chemas Dla mnie to jest zawsze Sokół Millenium.

Tucker - Konstruktor marzeń (1988)

Jeff Bridges w swojej roli życia. A sam film uważam, że jest genialny – historia tytułowego potentata, jego procesy sądowe, w których go zawsze uniewinniano zasługują na ogromny szacunek. Francis Ford Coppola w XX wieku czego się nie tknął, zamieniał w czyste złoto. Jestem pod ogromnym wrażeniem – oglądałem wczoraj i nie mogę zrozumieć, dlaczego ten film nie stał się popularny i podziwiany. Przecież ma wszystko to (nawet muzykę), co powinno posiadać prawdziwe arcydzieło kinematografii.

Lucy (2014/I)

@Chemas Już "Piąty element" bardziej mi się podobał od tego wysrywu science-fiction. A ten film i Leona Zawodowca dzieli cała galaktyka.

Peggy Sue wyszła za mąż (1986)

Mi się bardzo podobał. Kathleen Turner, Nicolas Cage i Jim Carrey zagrali wspaniale. Uważam, że to nie jest wcale komedia, tylko poważny film science-fiction. W końcu mamy do czynienia z wehikułem czasu i ingerencją w przyszłość. Muzyka bardzo mi się podobała. Sceny w szkole i dyskotece robią po dziś dzień wrażenie. Jestem jak najbardziej pod wrażeniem – Francis Ford Coppola ani trochę nie traci formy.

Bliskie spotkania trzeciego stopnia (1977)

@Chemas Ode mnie dziewiątkę (jeśli chodzi o science-fiction) otrzymują: Obcy 1-2, Łowca Androidów oraz Gwiezdne Wojny (Nowa Nadzieja, Imperium Kontratakuje, Powrót Jedi i Zemsta Sithów).

Smok: Historia Bruce'a Lee (1993)

Muszę przyznać, że jestem zaskoczony tym, jak dobrze wypadł Jason Scott Lee. Najlepsze były w tym filmie sceny tańca cza-czy, walki z kostuchą czy praca w restauracji. Tylko muzyka mi się nie podobała – Shannon Lee sprofanowała niewątpliwy klasyk z lat sześćdziesiątych, jakim jest "California Dreamin". Tym niemniej chłonę wszystko, co jest związane z Brucem Lee.

Egzorcysta (1973)

Jeden z najbardziej przerażających filmów, jakie kiedykolwiek widziałem. Genialna robota.

Rozmowa (1974)

Gene Hackman powalił mnie z nóg swoją grą aktorską. Plusem jest też występ Johna Cazale’a i epizod Harrisona Forda. Intryga, w którą został wplątany główny bohater była wyśmienita. Francis Ford Coppola nie zwalnia tempa i między dwoma Ojcami Chrzestnymi daje bardzo interesujący thriller z elementami horroru, jakim niewątpliwie jest "Rozmowa". Dodatkowo napiszę, że przewidział aferę Watergate i podsłuchiwanie ludzi mieszkających wokół (a’la science-fiction).

Prawdziwy romans (1993)

Wcale mi nie przeszkadzało dużo przemocy, bo to sam styl, którym Quentin Tarantino się posługuje od początku kariery. Mogę natomiast pochwalić główną obsadę na czele z Christianem Slaterem, Bradem Pittem, Dennisem Hopperem, Gary Oldmanem i Samuelem L. Jacksonem. Naprawdę, gdybym w napisach początkowych zobaczył napis: "Directed by: Quentin Tarantino", wcale bym nie odczuł różnicy. Tak fajnie mi się to oglądało, zwłaszcza finałową masakrę w pokoju z którego główna para zwiała i rozpoczęła nowe, szczęśliwe życie. To się nazywa ustatkowanie na zawsze.

Proszę czekać…