Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: Bodyguard Zawodowiec 0

Jedyny motyw, który dopełniłby parodystyczną manierę Bodyguarda, to malutki licznik umieszczony w prawym górnym rogu ekranu, wyznaczający ilość słów „motherfucker” wypowiedzianych przez Samuela L. Jacksona. Najnowszy film Patricka Hughesa drwi ze schematów kina akcji, ukazuje cenionych aktorów, tryskających gigantycznych dystansem do samych siebie oraz igra z terrorystycznym ogniem, wznieconym w samym sercu Unii Europejskiej. Udany dla fanów pastiszu, mniej dla rodzin z dziećmi – należałoby zatkać im uszy, by uchronić od natłoku bluzgów i zamknąć oczy przed hektolitrami posoki, wypływającej niemal z każdej strzelaniny.

W globalnej kinematografii coś jest na rzeczy. Już niedawna francuska komedia Agentka specjalnej troski przemyciła do swojej humorystycznej fabuły motyw zamachów terrorystycznych. Podobnie jest w Bodyguardzie, i choć filmowy szwarccharakter pochodzi z Białorusi (tak, to ten rodzaj hollywoodzkiego produktu, w którym Europa Wschodnia ukazana zostaje niczym potencjalne wyobrażenie o Korei Północnej czy Syberii), to strach przed eksplozją w tłumie wznieca tu gigantyczny popłoch – zarówno wśród postaci na ekranie, jak i pośród publiczności na sali kinowej. Gloryfikacja walczących z terrorem nie staje się przewodnim motywem Bodygurada. Dopada w najmniej oczekiwanym momencie, miażdżąc gwałtowną trwogą i zmianą klimatu produkcji.

W gruncie rzeczy Bodyguard Zawodowiec to gigantyczny wygłup Samuela L. Jacksona i Ryana Reynoldsa. Duet wypada niczym whiskey z colą – nieodłączni, niezastąpieni, jeden wciąż młody, drugi świetnie zakonserwowany. Obaj na topie. Wzajemne dopełnienie się dwojga charakterów, zbudowanych jak na rasową komedię przystało na bazie kontrastu, skutkuje mieszanką wybuchową. Dialogi i one-liny wypowiadane przez głównych bohaterów filmu brzmią jak współczesna poezja – nieco wulgarna, ale wciąż finezyjna. Tym bardziej, gdy Jackson przyprawi swoją kwestię którymś z bluzgów. Nie ma co ukrywać, każde przekleństwo padające z ust kultowego aktora wzrasta do rangi sacrum.

Wybuchowej parze w każdym calu dorównuje Salma Hayek w swoim najpikantniejszym wcieleniu od czasów Od zmierzchu do świtu. Wtedy przyciągała uwagę ponętnym ciałem, teraz wspiera się ciętym językiem. Jeśli Jackson i Reynolds są jak whiskey z colą, Hayek jest jak tequillą pita bez soli i limonki w upalny, letni dzień. W samo południe.

I tylko Gary Oldman wydaje się być wyraźnie wypalony. Może dlatego, że jako jedyny nie może wygłupiać się w tej farsie i to chyba drażni go najbardziej.

Bodyguard Zawodowiec to typ filmu nastawiony na dynamikę i czarny humor. Nie ma tu co liczyć na angażującą intrygę kryminalną. Przeciwnie – historia to najbanalniejsze kino drogi z motywami kina akcji. Patrick Hughes stanął dotąd za kamerą Krwawego wzgórza i Niezniszczalnych 3. W Bodyguardzie postanowił jeszcze bardziej przymrużyć oko. Kino akcji w jego wykonaniu to wypakowana splendorem strzelanina niezliczonych mas z nieśmiertelnym protagonistą. I choć sekwencje pojedynków wypadają tu nieco nieczytelnie, to na prawdziwe uznanie zasługują sceny kaskaderskie. Wyraźnie widać, że większość pościgów (motoryzacyjnych i tych na piechotę) oraz strzelanin nie powstała na zielonym tle gdzieś w hollywoodzkim studiu.

Szkoda, że smaczne kino zdartej pięści i niekończącej się amunicji poszatkowane zostało rozwlekłym motywem miłosnym. Wiadomo, partnerka, z którą pójdziecie na seans też musi z czegoś czerpać frajdę, jednak ckliwo-maślane oczka Reynoldsa skierowane w stronę Elodii Yung wytrącają film z właściwego klimatu. Patrick Hughes świetnie buduje atmosferę każdej sceny – od dramatu po komedię i kino niemal polityczne. Niestety, w konwencji komedii romantycznej reżyser nie odnalazłby się.

Film posiada kilka wad – soundtrack brzmi jak płyta „Moje ulubione kawałki”, puszczona przez przypadek przy stole montażowym, a sam humor bywa przewidywalny. Bodyguard Zawodowiec to przede wszystkim znakomita laurka, podpisana przez Jacksona, Reynoldsa i Hayek – wysłana do fanów na całym świecie, bez których aktorzy nie mieliby czego szukać na hollywoodzkich salonach i za to dziękują im w filmie.

Moja ocena: 6/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…