Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: Nić widmo 0

Paul Thomas Anderson tworzy kolejny kinematograficzny majstersztyk, ani na moment nie wypadając z reżyserskiej formy. W swoim najnowszym widowisku nareszcie skupia się na płci pięknej, kreując wiele profilów psychoanalitycznych zarówno związku oraz małżeństwa, jak i jungowskich tropów analitycznych dotyczących kobiet. Nić widmo to uczta dla psychoanalityków oraz poruszająca historia melodramatyczna.

Gdyby Paul Thomas Anderson w takim samym stopniu tkał suknie, co reżyserował filmy oraz wideoklipy, jego katalog modowy wypełniałyby wyłącznie znakomite kreacje. Fabuła Nici widmo skupia się właśnie na doskonałym krawcu, Reynoldsie Woodcocku (Daniel Day-Lewis), który wikła się w niełatwy romans z dużo młodszą dziewczyną, Almą (Vicky Krieps). Anderson przeplata fabułę psychologiczną nicią, całokształt łącząc psychoanalitycznym szwem. Kompleks Edypa igra z lacanowskim zwierciadłem – z drugiej strony film poszatkowany zostaje grupą fallicznych odniesień z teorii Freuda.

Motyw tkania sukienek w rzeczywistości symbolizuje w Nici widmo relacje między Woodstockiem a Almą. Problem wzajemnego pożądania dwojga zakochanych podkreślony zostaje za pomocą scen przebijania tkanin igłą w trakcie przymiarek. Narzucają one symboliczne skojarzenie z procesem penetracji. Woodcock uwielbia podglądać ukochaną w trakcie jej pokazów nowych kreacji na salonach, co z kolei bezpośrednio koresponduje z teoriami Freuda. Wojerystyczna potrzeba sprawia mężczyźnie wiele przyjemności. Z drugiej strony wszystkie kobiety, ubierające suknie krawca, każdorazowo podkreślają, że szata wpływa na ich stan samoświadomości. Ten wątek również odwołuje się do badań austriackiego filozofa, które z kolei nakierowują widza na psychoanalityczny motyw maski. Według Freuda żyjemy w stałych przebraniach, maskach, świecie symboli.

Dwupłaszczyznowy charakter widowiska można zauważyć już na płaszczyźnie nazw ról poszczególnych kobiecych bohaterek. Podczas gdy każda postać ochrzczona zostaje zarówno imieniem, jak i nazwiskiem, tak partnerki Woodcocka posiadają wyłącznie pierwsze imiona. Wpisuje to je w metaforyczny aspekt filmu. Nić widmo zawiera zresztą pełny profil psychologiczny Almy w – ujętym przez Junga – szerokim kontekście kulturowym, społecznym, antropologicznym, filozoficznym i duchowym. Dzięki tak wielu aspektom zobrazowania motywu niełatwej miłości oraz psychologii myślenia Almy, wytwarza się więź łącząca parę zakochanych. Relacja Woodcocka z młodszą kobietą staje się przez to wiarygodniejsza.

Równocześnie dzięki jungowskiemu twierdzeniu portret Almy staje się spełnionym wizerunkiem kobiety, ukazanym na dużym ekranie. Paul Thomas Anderson unika płytkiego feminizowania protagonistek, odbywającego się we współczesnych produkcjach blockbusterowych (Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi, Wonder Woman). Stawia ono na wizerunek kobiety, który w pełni nie oddaje jej skrytego wdzięku, a sama sylwetka zbudowana zostaje na schemacie męskiego protagonisty.

Anderson nie zwraca uwagi na pochodzenie Almy, postać nie posiada przy tym rozbudowanej historii życia. Zupełnie inaczej postrzegany jest Woodcock – wprawne oko dostrzeże, że niemal od pierwszych scen wpisany zostaje w niego kompleks edypalny. Nić widmo zszywa zatem taninę złożoną z licznych psychoanalitycznych tropów, które w pewnym momencie wkraczają nawet w płaszczyzny mentalnej dominacji. Robią to jednak po stokroć z lepszym efektem niż popularny cykl 50 twarzy Greya.

Wizualnie film prezentuje się doskonale – reżyser, we współpracy z kostiumologami, zadbał, aby produkcja o najzdolniejszym krawcu posiadała liczne znakomite kreacje. W niczym nie odstaje aspekt konwencjonalny – każdy seans Andersona odnajduje swoje zakorzenienie w kinematograficznym nurcie (m.in. Boogie Nights jako parafraza dzieł Martina Scorsese). Tym razem wskazać można na tendencje kina lat 40. XX wieku.

Aktorski prym wiedzie jak zawsze znakomity Daniel Day-Lewis. Odtwórca postaci Reynoldsa Woodcocka po raz kolejny tworzy niepowtarzalną kreację, tym razem wcielając się w krawca-buca. Talent i obycie z planem sprawiło, że Day-Lewis wpisał w bohatera charakterystyczne ruchy czy tiki nerwowe. Choć postać śmiało mogła zostać przeszarżowana przez innego odtwórcę, tak 3-krotny zdobywca Oscara zgrabnie oddala ją od terytorium karykatury. Rola tym bardziej zasługuje na uwagę, gdyż właśnie nią – jak zapowiada sam Daniel Day-Lewis – żegna z karierą branżową.

Kobieta jak u Almodovara, psychologia jak u Cassavetesa – po Wadzie ukrytej, która spotkała się z relatywnie chłodnym przyjęciem, Anderson powraca do mistrzowskiej formy. Tytułowa nić widmo splata ekranową parę niewidzialną więzią. Film Andersona – pod pozorem banalnej historii miłosnej – przemyca głębokie złoża teorii Junga, Lacana i Freuda. Wnika głęboko, w ludzkie umysły, tworząc kompletny portret kobiety i równie satysfakcjonującą wizję związku.

Moja ocena: 9/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 1

befree

Panie Kornelu widzę, że wręcz zakochał się Pan w tym filmie:-) Też bardzo oczekuję seansu i mam nadzieję, że będzie dla mnie równie satysfakcjonujący i smaczny

Proszę czekać…