Film Wiesława Palucha jest produkcję klęcznikową, bałwochwalczą i powierzchowną, gdzie perspektywa obecna na całej długości przegrywa z nieopowiedzianym wspomnieniem 4
„Ta muzyka to dziwna jakaś” – mówi przygodnie spotkana dziewczyna. „Siczka” właśnie zaciągnął nieświadomą panienkę do garażu, gdzie wraz z kolegami wysłuchują ekstatycznych konwulsji Sex Pistolsów. Jest rok 1979, do Polski z niemałym trudem docierają tego typu niszowe trendy muzyczne. Co dopiero na prowincję. Bieszczady sytuują się w Polsce B. Właśnie tu „Siczka” z grupą zapaleńców usiłują nieśmiało naśladować pop kulturowy zachodni import. W tym czasie przez Polskę przetacza się fascynacja muzyką disco. Tego typu też kawałki królują na potańcówkach. „Siczka”, choć tak naprawdę Eugeniusz Olejarczyk, jest zauroczony punk rockową modą, ale w tej fascynacji zdaje się być odosobniony. Dziewczyna, choć imponuje jej wizerunek zbuntowanego „Siczki”, kręci głową na echo dziwnej muzyki.
W oddalonych od centrów kulturalnych Ustrzykach Dolnych „Siczka” i jego trupa czują się wyobcowani. Przez miejscowych będą postrzegani niczym ekscentryczne plemię odmieńców, którzy na potęgę „doją” jabole, podrywają laski i awanturują się. Chłopcy wkrótce napiszą (pod słabo zakonspirowaną legendą) list do Radia Wolna Europa, w którym domagają się częstszej emisji w eterze piosenek nowej generacji. Na trop nadawców wpada Służba Bezpieczeństwa z kapitanem Majakiem w roli głównej (Piotr Głowacki), wbrew wrodzonym predyspozycjom, znowu w roli ubeka). Odtąd powolnie zmierzająca ku sukcesom kariera muzyków amatorów przeplata się z prowokacjami i prześladowaniami ze strony tajniaków. Niebawem jednak zespół zadebiutuje podczas festiwalu w Kołobrzegu. Jest rok 1980, zmiany społeczne owocujące legalizacją Solidarności sprzyjają również eksperymentom na rynku muzyki młodzieżowej. Zespół, którego liderem jest „Siczka”, przyjmie nazwę KSU (od liter rejestracji samochodowych, jakie obowiązują w rejonie Bieszczad). „Żony w tym nie znajdziesz” – utyskuje matka głównego bohatera tej historii. Kobieta spolegliwie przerabia odzież z tradycyjnej na punkową. „Siczka” zakłada awangardowy strój. Jego koledzy stawiają irokezy, przebijają sobie uszy agrafkami, wskakują w glany. Stan wojenny stopuje na jakiś czas dobrze zapowiadającą się karierę grupy, ale jej nonkonformistycznie zorientowany lider sam trafia „w kamasze”.
Współautor filmu Idź pod prąd Doman Nowakowski (choć coraz starszy) z namiętnym, lecz niezrozumiałym uwielbieniem, wraca do fascynacji muzyką epoki swojej młodości. Scenarzysta zaczynał karierę sztuką „Usta Micka Jaggera” ćwierć wieku temu. Popkulturowy wykwit produkcji NowakowskiegoDoman Nowakowski posiadał wówczas jeszcze niezagojony urok. Obecnie pisanie scenariuszy o dinozaurach rock and rolla z perspektywy ich naocznego świadka nieco zastanawia. Reżyser filmu oddał wprawdzie pole do popisu młodym aktorom, którzy ze słabym lub gorszym wdziękiem kreślą sylwetki protoplastów polskiego punku. Tymczasem sam film podyktowany został ręką autora już wiekowego i będącego jedną ze stron tego dialogu pokoleń. W efekcie zobaczymy produkcję klęcznikową, bałwochwalczą i powierzchowną, gdzie perspektywa obecna na całej długości przegrywa z nieopowiedzianym wspomnieniem. Młodzi rebelianci mówią tu przekazem papierowym i archaicznym: „Kiero załatwił nam koncert u dyra, kiedy byliśmy w budzie”. W filmie Wiesława Palucha premierowy koncert KSU zorganizowany przez wzmiankowanych lokalnych decydentów to już istne panoptikum filmowej nonszalancji, gdy zwiezieni na widownię kryminaliści z zakładu karnego tańczą pogo w rytm dźwięków gitar członków KSU.
Muzycy siedzą na rynku Ustrzyk Dolnych. Za ich plecami rozpięta została szarfa z napisem „...wała bohaterom armii radzieckiej”, gdzie pierwsza litera zdania ewidentnie zniknęła. Komunizm w Polsce nie upadł dzięki działalności członków KSU, choć autorzy filmu nie wykluczają takiej ewentualności. Gdyby Doman Nowakowski zdecydował się w przyszłości napisać scenariusz o działalności na przykład Pawła Kukiza czy Macieja Maleńczuka, których życiorysy gęstsze były od rozmaitych zawirowań używkowo-obyczajowo-kontestacyjnych, wątpliwości powyższe mogą zostać już definitywnie przesądzone.
Dziękujemy za seans sieci Cinema City