Mount Everest w kategorii pisania dialogów, a Hopkins i Pryce to jeden z najlepszych duetów ostatniej dekady. Amen.
Fantastycznie bawi się metaforami, jest też stylowym filmem o filmie i… zajebistym wyglądzie w kurtce, choć czasem niedomaga powielaniem paru zagadnień.
Mangold w dość bezpieczny, ale udany sposób ogrywa wszystkie niedoskonałości hollywoodzkich sportowych biopiców. Sporo rzeczy, za które można lubić ten film. 7+
Nie mogę pozbyć się wrażenie, że ten film ma zaciągnięty hamulec ręczny i aż się prosi, żeby go zwolnić. "Służąca" zrobiła to trochę lepiej.
Z jednej strony rozczarowanie, bo scenariuszowo bez fajerwerków, a Norton jako reżyser schowany za obrazem, ale z drugiej jazz, miasto, Norton, wszystko zresztą
Nie zatraciłem się w magii. Zerowy hype. Ten film nie ma przede wszystkim spójnej tożsamości. Ale kocham za walki Rey i Kylo. Zobaczymy po latach.
Jeszcze nie wiem czy to czołówka art horroru, ale aura tego filmu jest pochłaniająca. Jak to kapitalnie wygląda! Powtórka zdecydowanie pomaga. 7+
W wielu momentach, zwłaszcza w końcówce jest zbyt płytko, chociaż rozwiązanie fabularne na plus. Zdjęcia robią wrażenie. Pitt zalicza kolejny świetny występ. 6+
Kochasz. Potem nienawidzisz. A jeszcze później orientujesz się, że to cholerne pierwsze uczucie wcale nie ustaje. Złe miejsce i czas – odpowiednie osoby. Płacz.
Daleko mi do tych problemów i to nie tylko ze względów geograficznych – bohaterowie zawodzą. Krytyka i autokrytyka często na plus.
Proszę czekać…