@dawidek98
Tata mi go polecił, za co jestem bardzo wdzięczny.
Odświeżyłem sobie po latach – film już nie robi takiego wrażenia jak kiedyś. Według mnie lepszą komedią z Willem Smithem jest trylogia "Faceci w czerni".
Wstyd się przyznać, ale ja dopiero wczoraj po raz pierwszy obejrzałem to animowane cudo. Nie żałuję, bo to film, podczas którego oglądania nawet i dorośli znajdą coś dla siebie.
Niesamowicie zrobiona, a zarazem dopracowana polska animacja. Podobał mi się pomysł, aby bohaterowie się w końcu odzywali, a nie tak jak we wcześniejszych krótkometrażówkach w formie serialu milczeli przez cały czas, a małe dzieci się zastanawiały, o co może im chodzić. Wyśmienite piosenki w wykonaniu Alibabek, idealnie podłożone głosy Ewy Złotowskiej i Danuty Mancewicz (Bolek i Lolek), Jana Kociniaka (Jeremiasz) lub chociażby Wiesława Michnikowskiego (Phileas Fogg) sprawiają, że prawdziwy fan kreskówek będzie się czuł jak w siódmym niebie. A w dodatku mamy postać zwaną Mbu-Bu (nawiązanie do bardzo popularnej wówczas Godzilli) – błyskotliwe poczucie humoru mieli świętej pamięci już panowie Władysław Nehrebecki i Stanisław Dulz. 8+/10
P.S.: Film animowany, na którym było najwięcej osób w historii polskich kin, bo aż 8,5 miliona.
Dla mnie o niebo lepsza wersja od tej Quentina Tarantino – a napisy początkowe z głównym bohaterem ciągnącym ze sobą trumnę to już prawdziwa klasyka westernu. Franco Nero bardziej przekonujący niż Leonardo DiCaprio, więcej akcji, polotu, humoru, pleneru, a nie wszystko się rozgrywa w jednym saloonie, gdzie dochodzi do strzelaniny, podczas której po jednym strzale nie zostaje z człowieka dosłownie nic. Wiem, że ludzie mogą mnie zjechać za tą opinię, ale tak właśnie to odbieram! 9/10
Jest kilka osób w mojej rodzinie, którym się nie spodobał serial "Dom" – także nie wszystko złoto, co się świeci.
Mi bardzo przypadł do gustu, jako że kocham stare kino, to i nie mógłbym odmówić sobie przyjemności z obcowania z "Trzema kolorami" Krzysztofa Kieślowskiego. Całkiem zgrabna realizacja, muzyka Zbigniewa Preisnera też niczego sobie, a Juliette Binoche po prostu rewelacyjna. Ona po prostu stała się zamyśloną i przygnębioną Julie de Courcy, która jest w żałobie i nie ma całkowitego zaufania do ludzi. Nie trzeba być noworodkiem, żeby wiedzieć, że ludzie są nieobliczalni i nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Benoit Regent jako Olivier czy Emmanuelle Riva jako matka Julie wypadają na plus, jednak z aktorów największymi oklaskami przyjąłem właśnie Juliette Binoche. 8/10
Mi też nie.
Skończyłem przed chwilą oglądać. Film dosyć osobliwy, aczkolwiek nie powala na kolana.
Kontynuacje owszem – są dobre, ale i tak najchętniej wracam zawsze do jedynki.
Proszę czekać…