@dawidek98
Najlepszy film z Robertem Redfordem. Aż pomyśleć, że o jego istnieniu dowiedziałem się dopiero we wtorek. No, ale lepiej późno niż wcale. Zaklinacz koni, Tom Booker – został zagrany przez wspomnianego przeze mnie w tytule tematu aktora w sposób przekonujący. Wręcz niejako stał się głównym bohaterem. Scarlett Johansson jako Grace niewiele mu ustępuje, a Kristin Scott Thomas czy Sam Neill w rolach rodziców jedynie poprawni. Bardzo podobało mi się przejście w scenach od tych w szpitalu aż do łona natury, gdzie to jedna z naszych bohaterek uczy się ujeżdżać konie, rozmawiać z nimi czy opiekowania. Każdy miłośnik koni powinien to zobaczyć lub po prostu chcący zobaczyć naprawdę kawał boskiego aktorstwa w wykonaniu R.R. 9+/10
Marlon Brando, Jane Fonda i Robert Redford – te trio aktorskie w obsadzie zachęciło mnie do obejrzenia klasycznego thrillera z 1966 roku (w którym to notabene mój tata się urodził). Muzyka Johna Barry’ego wyśmienita i doskonale pasuje do wydarzeń, które widz obserwuje podczas seansu. Jestem pod wrażeniem filmów Arthura Penna, jeszcze lepsze kino od "Bonniego i Clyde’a". Bardzo mnie wzruszyła i trzymała w napięciu końcowa scena na złomowisku, która trwała bite dwadzieścia minut. Tego nigdy nie zapomnę, albo przyjęć u Caldera w ogrodzie przy jego hacjendzie. Od takich produkcji nie sposób oderwać wzroku od monitora. Szkoda, że dzisiaj nie powstają tak dobre i zapadające w pamięć filmy, jak właśnie te stare. Teraz to się kręci filmy, w których alkohol, seks i wulgaryzmy są na porządku dziennym. Czyli się uwsteczniamy, schodzimy jako cywilizacja na przysłowiowe psy. Fajna jest też pierwsza scena z kradzieżą samochodów i wymianą opon, zupełnie jak w grach z serii "Grand Theft Auto" powstałej ponad 30 lat później. 8/10
Najwięcej razy z wszystkich filmów z tzw. "Bruselakiem" obejrzałem oczywiście "Wejście smoka".
Najlepszy film z Brucem Lee zaraz po "Wejściu smoka".
Louise Fletcher zagrała zjawiskowo – szkoda, że o reszcie obsady nie mogę tego powiedzieć. Oglądałem dawno temu. O niektórych filmach się pamięta.
Ten pan na zawsze w moim sercu za fenomenalnego Vincenta Vegę w "Pulp Fiction".
Dokładnie, czyżby większość ludzi oglądała tylko same powagi i zapomniała, że kino ma być też rozrywką? Przecież nie każdy film sprawi, że będzie nas prześladowało tysiąc przemyśleń na temat życia.
Fajny film – taki, przy którym nie trzeba myśleć i po prostu zapomnieć o całym bożym świecie. Peter O’Toole i Faye Dunaway byli najlepsi z całej obsady, a muzyka Jerry’ego Goldsmitha jest perfekcyjna! Nie rozumiem wcale narzekań; pewnie tylko same poważne rzeczy oglądają, przy których nie należy się śmiać z tego, co widzimy na ekranie. Bardzo mi się podobały dialogi, które są tak infantylne, ale "Supergirl" przy tym nie udaje, że jest czymś wielce ambitnym i wartościowym zarazem. No i ta scena, kiedy to wzbija się w górę swoją peleryną i uderza swoją głową o automat. Pomysłowe, a przy tym bardzo zabawne! 7/10
Wracaj do "Transformersów" czy "Szybkich i wściekłych".
Kiedyś to się robiło takie filmy, że człowiekowi za przeproszeniem staje. Teraz to się produkuje shity na potęgę, czyli filmy, które natychmiast zapominasz po obejrzeniu!
Proszę czekać…