Bardzo przyjemnie się na ten film patrzyło (no i na RRRhysa). A do tego David Bowie jako duchowy patron.
Film bardzo dobry – i myślę bardzo oryginalny jak na swoje czasy. Ma się wrażenie, że w dzieciaku drzemie prawdziwe szaleństwo i ZŁO, jak w "Alice, sweet Alice"
Bardzo dobry klimat i zdjęcia, chociaż szwankuje na poziomie sensu i treści. Ale co tam, lubię oniryczne "horrory plażowe".
Moje pogańskie serce płacze widząc takie rzeczy. Pozostaje żywić nadzieję, że może przynajmniej Peruna zostawią w spokoju.
Jestem pewna, że na kanwie życiorysu Fritza Haarmanna można było nakręcić coś ciekawszego niż ten teatralny obraz snucia się po kamienicy.
Film w najlepszej tradycji "Pojedynku na szosie" i "Samochodu" kompletnie rozłożony przez trywialną końcówkę.
Dla mnie nie tyle nostalgiczny powrót do tradycji, co anachronizm. I jedna scena z gadającym kozłem filmu nie ratuje.
Bardzo przyjemny mariaż Terminatora, Robocopa, Hardwera, Obcego, Łowcy androidów i czego tam jeszcze…
Całkiem niezła, pozbawiona przesadnego romantyzmu historia miłosna z epoki. I jeszcze młody Rrrhys…
Pierwsza część bardzo dobra, druga niestety polega głównie na "odbywaniu poważnych rozmów" w każdej możliwej konfiguracji.
Proszę czekać…