Słabo… coraz gorzej. Widać ze Tarantino juz nie ma pomyslow :( – Pierwsza ciekawa scena zapowiadala wreszcie dobry film i juz mialem nadzieje ze nastapil powrot do swietnosci jaka pamietamy ze starszych filmow Tarantino. Niestety pozniej bylo juz gorzej. Problemem jaki widac w tej produkcji jest calkowity brak spojnosci. Poszczegolne sceny sa ciekawe, dialogi rowniez bardzo, z tym one nie wciagaja widza, bo nie wiemy jaki jest ich cel i jaka logika stoi za nimi. Fabula robi sie niedorzeczna a widzom opadaja rece i nogi w co "lepszych" momentach. Zamiast wciagac film po prostu oslabia. Drugi problem to to ze jest zbyt dlugi. Ten sam problem co w Deathproof, z tym ze Deathproof jest jeszcze slabszy niz ten.
Szczerze nie polecam.
Zgadzam sie w stu procentach. Tez dostrzeglem problem braku 11-stki na skali ocen. :)
Wgniata tak mocno ze przez 15 minutut po zakonczeniu seansu nie bylem w stanie powiedziec niczego!
Rewelacja-Rewolucja!
:)
Po obejrzeniu po raz n-ty stwierdzam: REWELACYJNY! – [UWAGA – BEDA SPOILERY!]
Wczoraj z wielka przyjemnoscia obejrzalem jeszcze raz czesc 3, ktora za kazdym
razem wydaje mi sie lepsza. Jonathan Mostow wykonal swietna robote, niedoceniona
jak widac po rankingach przez wiekszosc ludzi. Ponizej osmielam sie stanac w obronie
Mostowa i czesci trzeciej, pomimo wszelkich opinii malkontentow, oczekujacych jeszcze
jednej kopii pierwszego Terminatora z gladkim zakonczeniem i z nowszymi efektami.
Nie tym razem! Rezyser swietnie uwolnil sie od sztywnosci poprzednich 2 czesci,
zapewniajac doskonala plynnosc akcji i przebogaty scenariusz (TAK! OJ TAK),
gigantyczna dawke humoru zapewniana przez zawsze powazna mine Arnolda niezaleznie od
sytuacji no i niebanalne, oryginalne zakonczenie. Odniesienia do poprzedniej
czesci sa bardzo liczne jednak potraktowane z dystansem i duza dawka humoru co sprawia,
ze film zawsze oglada sie z tak duzym zaangazowaniem. Jednak nie tylko humor jest
silna strona tego epizodu. Mamy znakomity scenariusz mocno powiazany z poprzednimi czesciami,
mamy przelomowy moment, to jest na chwile przed Dniem Sadu Ostatecznego, mamy
wiele momentow, ktore przeszywaja nas na wskros, jak chocby chwila kiedy Arnold oswiadcza
z powaga, ze Kate Brewster bedzie jego zona! W tle i juz od samego poczatku doswiadczamy
licznych dowodow na to ze siecia globalna i komputerami jest cos nie tak – cos
duzego sie szykuje. To samo dodawalo duzo niesamowitosci do atmosfery filmu.
Pozniej mamy slowa wypowiedziane obojetnym glosem (tak – i o to chodzilo, Arnoldzik
gral maszyne!), ze za 3 godziny i 13 minut (czy jakos) nastapi atak nuklearny (a nie kiedys tam
w dalekiej przyszlosci). Nie bede wymienial wszystkich, ale to jest to czego widz oczekuje
od PRAWDZIWEGO filmu S-F!
Byli pokazani w niej realni ludzie, relacje miedzyludzkie, ktore sie wlasnie
tworzyly w bardzo dziwnych i dramatycznych zarazem okolicznosciach. To jest to
co sie kocha w filmach. No a dla fanow poscigow jeden z lepszych jaki widzialem.
Powiem szczerze, nigdy sie jeszcze tak nie spocilem w kinie jak po obejrzeniu tego
15 minutowego kawalku! To trzeba zobaczyc w kinie!!! Pani Loken prowadzila chyba najciezsze
dranstwo jakie wynaleziono w Stanach. ;)
Ale najwazniejsze, ze o tej czesci mozna rozmawiac bez konca i bez opadajacych emocji!
Zakonczenie, o ktorym mowilem na poczatku, ze nie jest banalne, daje nam do myslenia
i przekresla puenty poprzednich czesci. Czyzby przeznaczenia nie dalo sie zmienic
a przyszlosc juz jest zapisania? Co mogloby poniekad zalagodzic absurdy podrozy w czasie?
Swietnia robota, Jonathanowi Mostowowi nalezy sie zasluzone 10/10 i niech ktos powie, ze nie. ;)
Slaby, odstajacy od pozostalych 3 czesci – Przede wszystkim najslabsza strona tej czesci byl scenariusz, z postacia
Marcusa Wrighta ktora pasuje do calosci niczym piesc do nosa. Problemem jest
jego slabe powiazanie z caloscia serii, duze braki wobec oczekiwan, ktore
zostaly zastopione wprowadzeniem nowego gracza, ktory krotko mowiac nie wnosi
niczego do serii. Mozna bylo rozwinac temat pobytu Kyle Reesa w obozie Skynetu,
mozna bylo poruszyc temat wysylania w przeszlosc poprzednich terminatorow,
samej maszyny czasu, dlaczego bylo to tak trudne. Owszem akcja dziala sie
w 2018 roku wiec troche za wczesnie na wysylanie w przeszlosc, ale wcale nie
musialaby umiejscowiona w tym momencie czasoprzestrzeni. Mozna bylo poruszyc
watek narodzin ruchu oporu, chociazby poprzez opowiesci/relacje ktorys z bohaterow.
Niestety nic z tych rzeczy. Mielismy za to wybitne pokazy mozliwosci animacji
komputerowych zrobionych na rzecz licznych poscigow, pogoni, ucieczek itd, co
wypelnilo znaczna czesc filmu. No i wciaz pojawial sie czlowiek znikad – Markus.
Po co maszyny go stworzyly i jak zrobily tak zaawansowany model cyborka skoro
w 2029 wciaz byly to maszyny jakie moglismy widziec w czesci pierwszej.
Strona emocjonalna filmu tez nawala i to dosc mocno. Rola zony Conora zupelnie
powierzchowna, nie mowiac juz samym Johnie. Kwestia Kyla Reesa i pytanie skad
sie wzielo jego poswiecenie dla wodza ruchu oporu, tez jakos nie przemawialo
do serca. Owszem zostal uratowany i przed maszynami oraz przed samymi ludzmi,
ale komu mial dziekowac za to? Johnowi czy Markusowi?
Cala ta 4 czesc wyglada jak poczatek nowej trylogi post-apokaoliptycznej.
Z wielka przyjemnoscia wiec obejrzalem jeszcze raz czesc 3, ktora za kazdym
razem wydaje mi sie lepsza. Jonathan Mostow wykonal swietna robote, niedoceniona
jak widac po rankingach przez wiekszosc ludzi. Swietnie uwolnil sie od
sztywnosci poprzednich 2 czesci, zapewniajac doskonala plynnosc akcji
i przebogaty scenariusz, gigantyczna dawke humoru zapewniana przez zawsze
powazna mine Arnolda no i niebanalne, oryginalne zakonczenie.
Nie wiem co sie ludziom nie podoba w tej czesci. Dla mnie jest chyba najlepsza
czescia. Oczywiscie nie mozna by jej zrobic bez swietnych 2 poprzednich epizodow.
Ale to do "trojki" najczesciej wracam z duza przyjemnoscia.
Zawsze nalezy oceniac film po obejrzeniu go drugi raz.
Na pewno wroce do swojej opini jesli sie zmieni gdy obejrze Ocalenie po raz drugi.
Proszę czekać…