5/10 – Aż taki zły, jak piszą, film nie był, choć trochę czuję się zawiedziony, bowiem oczekiwałem komedii bliższej humorem "MASH"’owi czy chociażby "Pret-a-Porter" aniżeli głupawym komedią romantycznym, których w ostatnich czasach przybyło. Ogólnie to zgadzam się z recenzją Marcina Niemojewskiego z "FILMU".
6/10 – Naprawdę dobry i mocny dramat policyjny, opowiadający o korupcji panującej wśród mundurowych. Można się czepiać, że przedstawiona historia trąci mocno o schematy, ale twórcy umiejętnie poplątali wątki i całość wypada naprawdę przekonywająco. Duet Norton – Farrell dobrze wczuli się w postacie detektywów. Dla osób, którym film się spodobał mogę polecić "Cop Land".
Słabiutko – Spodziewałem się, że arcydzieła jakiegoś nie dostanę, ale że aż tak źle będzie to nie sądziłem. Nawet Al i Robert (kiedyś bogowie ekranu, dzisiaj warstwa przed dnem) nic tu nie zdziałali. Wydawali się jacyś tacy zmęczeni, obolali, jakby zaangażowani byli w role tylko dla money. Nie mogę powiedzieć, żeby mnie czymś zainteresował ten obraz. To bardziej jakiś niedorobiony film psychologiczny niż kryminał (większość czasu to wizyty u cholernych psychoanalityków czy gadka o "normalności" bohaterów). Samo zakończenie może nawet zaskakujące, ale mnie nie przekonało.
3/10
Tragedia… – … to mało powiedziane. To istny horror, przerażający swoją głupotą, nielogicznością i masą pseudo mądrości. Nigdy fanem serialu nie byłem, więc o jakimś zbezczeszczeniu nie mogę pisać. Miałem nadzieję chociaż, że poziom techniczny uratuje coś tam, ale niestety tak samo leży jak fabuła. Wymieniać można bez końca błędy, jakie popełnili twórcy zaczynając od kiczowatych i denerwujących dialogów i postaci, kończąc na efektach specjalnych nie najwyższych lotów (coś jak "Matrix" w Power Poincie!). Film omijać z daleka, a jak stanie Ci na drodze zrrobić "Kame"…
1/10
5/10 – Coś podobnego do "About a Boy", ale mniej przejrzysty i optymistyczny. Cała akcja toczy się tu na granicy komedii i dramatu, ale żaden z gatunków nie jest wyszczególniony. Trochę oderwany od fabuły ten powrót do przeszłości, bodajże do lat 60., ale z drugiej strony to bez tego nie byłoby sensownego rozwinięcia i zakończenia na nie najgorszym poziomie. Willis zagrał standardowo, to znaczy odstrzelił parę swoich minek, przymrużył oko jak w "Szklanej Pułapce" czy zrobił zastraszoną buźkę jak w "Szóstym zmyśle". Nie moża powiedzieć, że jestem w jakimś stopniu rozczarowany, bo na wielkie kino przecież nie liczyłem (Polsatowy "Megahit"!). Na pięć gwiazdek spokojnie wystarczy…
5/10 – Całość prezentuje się dość ładnie jak na lekkie kino akcji. Problemem jest to, że w pewnym momencie film staje się strasznie monotonny. Szkoda, że tak mało uwagi zwrócono na samą postać Castli. W tym względzie część z roku 2004 była lepiej rozbudowana. Tutaj Frank odgrywa on jedynie rolę maszyny do zabijania. Wskutek tego cały czas są jakieś strzelaniny, jedna po drugiej (choć muszę przyznać, że zostały wykonane na poziomie). Retrospekcje i różnego rodzaju wspomnienia głównego bohatera wypadły dość słabo. Postać Jigsawa też na kolana nie powala. W gierce był jakiś taki bardziej złowrogi. Tutaj to zwykły cienias, a walka końcowa to jakaś kpina. Ale nie ukrywam były momenty, które zasługują na uwagę. Bardzo naciągane pięć gwiazdek z opcją nadejścia złego dnia i zniżenia o oczko.
OK – Na kolana nie powala, tak samo jak pozostałe filmy nominowane do tegorocznego Orła. Postawię chyba go na równi z "33 scenami z życia". A sam film można powiedzieć za bardzo "kameralny". Za mało dialogów, a by się przydały, bo w filmie dużo się dzieje, a nie mamy żadnego odniesienia bohaterów do danych zdarzeń, nie wiemy co czują, myślą. Pojawiło się wiele nużących momentów, kiedy główny bohater kręcił się po ciemnym mieszkaniu lub siedział w ciszy. Na szczęście mamy tutaj bardzo dobre nastrojowe zdjęcia Sikory i muzykę Lorenca.
6/10
Mistrzostwo – Półtora godziny pełnego skupienia. Niby przedstawiona historia to nic nadzwyczajnego, a ogląda się niezwykle, wprost magicznie. Masa pytań bez odpowiedzi, masa symboli, masa ukrytych przesłań. Sam reżyser Zwiagincew niewiele mówił na temat tego obrazu, nie ujawnia swoich interpretacji. Daje nam duże pole do popisu, sami musimy przyjąć i ułożyć tą historię. Każda scena praktycznie uwalnia w nas jakieś emocje. I do tego nieziemskie zdjęcia, te długie, powolne sekwencje (prawie jak u Tarkowskiego), cicha, bardzo nastrojowa muzyka i aktorstwo na wysoki poziome Ławronienka jako ojca. Warto zwrócić uwagę na to, że ani razu nie pada imię czy jakiś pseudonim ojca. Synowie (a właściwie jeden syn – Andrey) zwracają się do niego bardzo oficjalnie. Można by się pokusić o interpretacje, że to symbol Boga.
Wielkie kino. Bez dwóch zdań.
10/10
Niezły – Aż taki tragiczny jak wszyscy piszą nie jest… Brakuje co prawda wyrazistości, wnętrza, charakteru. Ale jest to ładnie zatuszowane bardzo dobrymi zdjęciami, muzyką i szeregiem innych elementów, które składają się na doskonałość wizualną obrazu. Sama historia mnie może aż tak mocno nie wciągnęła, ale nawet nie wiedziałem kiedy minęły te dwie i pół godziny. Można się czepiać zapożyczania elementów z innych obrazów (m.in. "Gumpa" czy "Pamiętnika") czy niespójności w narracji, ale przymknę oko i będę się cieszył tym co obejrzałem – filmem, idącym w dobrym kierunku.
Oby tak dalej Fincher!!
7/10
Nie wyszło… – Chyba pierwszy film z Carreyem, który mnie nie śmieszył, ale mocno irytował i drażnił.
Duże braki w scenariuszu i wymuszone dialogi, nawet jak na durnowatą hollywoodzką komedyjkę. Choć były małe przebłyski i śmieszne momenty. Nie ukrywam…
3/10
Proszę czekać…