Aktywność

Gran Torino (2008)

6/10 – Przeczytałem gdzieś, że Clint robiąc ten film spodziewał się Oscara za najlepszą rolę męską i tym miły akcentem miał zakończyć swoją karierę aktorską. Jednak tej nagrody, ani nawet nominacji nie było i może nawet dobrze. Trochę powykrzywiał facjatę, trochę powarczał, trochę pobiegał z gnatem, trochę za mało jak na uznanie Akademii… A tak poza tym to film jest strasznie owiany schematami, a szczególnie ckliwe zakończenie. Na szczęście to wszystko ratują fantastyczne dialogi, sceny u fryzjera i w barze. Nie było źle, ale liczę następnym razem Clint na coś lepszego!

Liczby i marzenia (2005)

6/10 – Przyjemny dokumencik z ładnymi wstawkami wypełnionymi zdjęciami okolic Neapolu i spokojną muzyką. Sporo niepotrzebnych rzeczy niestety się znalazło w tym obrazie, poczynając od kłopotów z porodem kończąc na opowiastkach transwestyty. Chociaż z drugiej strony dodaje to smaczku dokumentowi i staje się nie tylko opowieścią o magii liczb, ale także jest zapisem kawałka historii Włoch. Niezłe…

Good Night and Good Luck (2005)

7/10 – Po udanym "Niebezpiecznym umyśle" Clooney jeszcze raz podejmuje podobny temat, czego owocem jest "Good Night…", obok filmu Howarda "Frost/Nixon" najlepszy obraz "telewizyjny", jeżeli można tak to ująć, tej dekady. Bardzo dobrze rozplanowany projekt, który można odczytywać na wiele sposobów. Wielki plus dla Davida Strathairna, którego do tej pory znałem głównie z ról drugoplanowych, a tutaj jako wybitny dziennikarz spisał się na medal.

Włamanie na śniadanie (2001)

Yea! – Jedna z moich ulubionych komedii kryminalnych. Zapewne większość fundamentów filmu pojawiła się wcześniej, może nawet niektóre elementy ocierają się o pewne schematy, ale mnie obraz Levinsona za każdym razem w jakimś stopniu rozśmiesza. Plus do tego lekki, nienarzucający się klimat i trójka aktorów, których lubię.

7/10

Dzikie gęsi (1978)

6/10 – Kino w starym, dobrym stylu. Parę niedociągnięć ma (niektóre dialogi wołały o pomstę do nieba!!), to trzeba otwarcie przyznać, ale zainteresował mnie w dość pokaźnym stopniu i przez te prawie trzy godziny nie znużył zbytnio. I w sumie sceny "akcji" jak na lata siedemdziesiąte złe nie były.

Eagle Eye (2008)

Porażka… – Praktycznie niczym nie wyróżniająca się sensacja z efekciarskimi wybuchami, pościgami, przekoloryzowanymi postaciami i patosowym zakończeniem. Całość bardzo chaotyczna i momentami nawet niezrozumiała. Obejrzałem, zapomniałem i nie powrócę do tego więcej.

2/10

Barton Fink (1991)

Kwintesencja braci! – Świetnie poprowadzony, świetnie zagrany film z typowym coenowskim czarnym poczuciem humoru. Do tego w drugiej połowie filmu napięcie aż kipi po brzegi. Czego chcieć tutaj więcej? I do tego to elektryzujące zakończenie. Jedno z najlepszych jakie kiedykolwiek oglądałem… Nawet przy powtórce siedziałem z rozdziawioną gębą…

8/10

2010: Odyseja kosmiczna (1984)

Całkiem, całkiem – Zaskakująca dobra kontynuacja (podobnie jak "Psychoza II", godny następca Hitchowskiej wariacji). Oczywiście z mistrzowskim dziełem Kubricka nie ma co porównywać – zabrakło tutaj tej surowej ręki reżysera, ale nie można odmówić filmowi Hyamsa tajemniczości i klimatu. Sceny z Bowmanem przyprawiły mnie o dreszcze, choć można się czepiać ich dość słabej realizacji. Trochę niepotrzebnie wprowadzono tutaj te wszystkie wątki polityczne (łamanie embarga, konflikt supermocarstw). A tak z innej beczki – dziwny ma Akademia gust, jeżeli "2010" zdobyła o jedną nominacje więcej od filmu Stanleya :)

7/10

Najdłuższy dzień (1962)

Lekkie rozczarowanie – Film prezentuje się świetnie od strony wszelkich bitew, ataków przepełnionych realizmem, które naprawdę robią wrażenie. Do tego efekty specjalne i zdjęcia czy scenografia. "Najlepsze w historii kina"? Raczej nie, ale ich poziom jest naprawdę wysoki jak na rok produkcji. Niestety dużo gorzej jest z pozostałymi scenami, które w większości nie pasowały do tego obrazu. Jedynym wytłumaczeniem jest obecność czterech reżyserów, więc nie ma się co dziwić chaosowi panującemu w niektórych częściach filmu.
Ale warto, choćby ze względu mistrzowskiej strony technicznej.

6/10

Czarna Dalia (2006)

Tragedia… – I pomyśleć, że reżyserem był De Palma, gościu, który stworzył rewelacyjnego "Człowieka z blizną" czy "Carlita", na dobrym poziomie. Tutaj nic nie trzyma się kupy – bohaterowie biegają, tłuką się po ryjach, strzelają, klną i nic z tego nie wynika. Do tego dochodzi fatalna narracja. Aktorstwo? Kolejny kataklizm tego filmu. Tylko w sumie Scarlett nie zaniżała poziomu. Zakończenie zbyt wieloetapowe, przeprowadzone bez większych emocji czy napięcia.

2/10

Proszę czekać…