Ten komentarz też nie prezentuje nic ciekawego. Ani konstruktywnego.
Film dobry – epizod historii Solidarności opakowany w gatunkowy kubraczek kina sensacyjnego z mocnymi akcentami komediowymi. Zrobiony bez spinki, z werwą i szczeniacką bezczelnością, ale nie odrywający się od rzeczywistości tamtych dni: z jednej strony historia skoku na tytułowe miliony, przeprowadzonego przez kilku inteligentnych facetów, z drugiej – wredny UB, który mataczy, kręci, zastrasza i bije, ale nie jest niepokonaną, wszechmocną instytucją, ale miejscem, gdzie obok cynicznych karierowiczów (znakomicie wykreowana postać Sobczaka) znajdzie się miejsce także dla zwykłych idiotów. Do tego dobre aktorstwo, ani zbyt ekspresywne, ani zbyt posągowe. Film ma napięcie, mocne momenty komediowe i tragiczne, no i dobry soundtrack. W zasadzie tylko postacie kobiece przypominają paprotki dostawione dla poprawy estetyki. Warto obejrzeć, choc jeśli ktoś liczy na ciężki, dramatyczny obraz walki Solidarności z władzą, niech szuka gdzie indziej.
Hej przygodo! – Byłem, widziałem, podobało mi się.
Powiedzmy szczerze, więcej w tym filmie Spielberga niż Hergego, więcej tutaj akcji niż absurdu i groteskowych pomyłek, ale mimo to film daje radę. Trzyma w napięciu kiedy trzeba, kiedy trzeba serwuje łańcuch nieprawdopodobnych wydarzeń i akrobacji, by potem podrzucić sporo humoru słownego. Tak powinien wyglądać ostatni Indiana Jones – pełen atrakcji, nawiązań do filmów i popkultury (w tym do "Szczęk" – cudowna scena!) i z barwnymi postaciami. Haddock był znakomity i skradł cały film, Tintin – jak zwykle – wymuskany i trochę "za fajny", zły jak diabli Sacharyna, a na dodatek odgrywający role aktorzy stanęli na wysokości zadania i dodali życia bohaterom. Z animacją trochę gorzej – świetnie wyglądają plenery, przedmioty, rekwizyty, całkiem nieźle postacie – animacja sprawia wrażenie niemal fotorealistycznej, z dobrym odwzorowaniem ruchu. I tylko Tintin jakiś taki… bezduszny się wydaje.
Ale ja jestem zdecydowanie na tak. Dobry, przygodowy film, idealny na odstresowanie. Jest akcja, jest humor i zakończenie wcale nie tak "familijne" jak twierdzili niektórzy. Dla mnie 8/10.
Ależ ja znam ten sposób opisu, co nie zmienia faktu, że irytuje mnie za każdym razem. Zwłaszcza w przypadku filmów takich twórców, jak bracia Dardenne – mających określony, minimalistyczny styl, określone historia itp. W przypadku takich twórców narzekania, że nic się nie dzieje, albo że historia jest zbyt prosta, to tak jak marudzić, że Ridley Scott robi duże superprodukcje, a w filmach Wesa Cravena wątek społeczny jest zbyt mało wyeksponowany…
A jakieś konkrety, co jest źle, nie tak, do bani? Bo póki co to jedna z bardziej bezmyślnych opinii jakie widziałem ostatnimi czasy.
Dobry, trzymający w napięciu film, pozbawiony typowego dla tego rodzaju kina kowbojstwa (samotny bohater-geniusz, grupka zdrowych uciekających przed zarażonymi/wojskiem, ratunek w ostatniej chwili przed np. zrzuceniem bomby itp.). Narracja rozbita na wiele miejsc i postaci, a jednocześnie dość chłodna i zdystansowana. Nie epatuje się widokiem trupów i zarażonych, ale przedstawia możliwe zachowania społeczne (ale i tutaj obserwacje te prowadzone są zboku, bez pakowania się w sam środek zawieruchy). Przy okazji widzimy różne postacie – naukowców, zwykłych ludzi dbających o bliskich, wojskowych. Robi to bardzo dobre wrażenie.
Co do aktorstwa – dla mnie Matt Damon był właśnie jakoś taki… zwykły. Nie wiem, może zbytnio przyzwyczaiłem się, że gra zawsze "good guys", a że tutaj jest jeszcze taki misiowaty… Dla mnie najlepsza rola w filmie to dziennikarz Alan (Jude Law) – cały wątek tej postaci jest mocny, wyrazisty i niejednoznaczny, zaś sam dziennikarz/bloger budzi silne emocje w człowieku (np. chęć żeby urwać mu łeb).
Ja się bawiłem bardzo dobrze, choć słyszałem głosy, że film jest… zbyt mało hollywoodzki. Cóż, co kto lubi. Dla mnie – powiedzmy – 8/10
Mieszane uczucia – Cóż, przyznam, że jestem fanboyem Cronenberga i na ten film czekałem z niecierpliwością, mimo dość średnich o nim opinii. Po seansie czuję się nieco rozczarowany… Z jednej strony są elementy, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie: wspaniałe zdjęcia z rewelacyjna kolorystyką, bardzo dobre scenografie (i cała stylistyka z początku wieku), podskórne napięcie odczuwane w czasie każdej rozmowy Freuda z Jungiem, wypełnionej aluzjami i osobistymi podjazdami, kilka znakomitych dialogów i scen (sekwencja na statku do Ameryki – krótka, ale intrygująca), spojrzenie na psychoanalizę z poziomu dzisiejszej refleksji (niektóre uwagi są niezwykle celne i gorzkie; w ogóle ten, kto ma jako takie pojęcie o koncepcjach psychoanalizy będzie mógł uśmiechać się pod nosem, obserwując np. dialog o koncepcji animy i animusa) oraz świetne role męskie: Fassbendera, Mortensena i Cassela – intrygujące i hipnotyzujące (no i cholera, ależ oni wspaniale wypowiadają swoje kwestie!). A co źle? Cóż… dramaturgia pada na pysk: po mocnym początku (widać tutaj mały myk Cronenberga, gdy zmienia prezentacje przemocy fizycznej na dość brutalne odkrywanie swej psychiki) napięcie pada – wątek romansowy jest za długi, a za mało tutaj relacji Jung/Freud (kurde, przecież nawet jeśli oni tylko wymieniają się listami, czuć w tym większa dramaturgię niż w tym romansie!); końcówka jest już całkiem rozlazła i jakaś taka… przesłodzona? Gdzieś się chyba gorycz w tym zgubiła. No i Keira… dla mnie absolutna pomyłka obsadowa. Niby nie brzydka, ale widok jej końskiej szczęki był bolesny dla mej psychiki. W roli kochanki była mało przekonująca (no i na co ten Fassbender poleciał?) nie wspominając, że jej głos był… straszny. W porównaniu do "śpiewnej" frazy Mortensena czy Cassela, ona brzmiała jak krowa. Potworność…
Cóż, z pewnym bólem daje 6/10, bo chciałbym więcej. Forma jest wspaniała, tylko gdzieś w fabule nie zgrzyta… cóż, odpadł jeden kandydat do tytułu filmu roku. Szkoda.
> YorickG o 2011-10-25 01:17 napisał:
> za chwile zabraknie MARVELOVI komiksów
Mało prawdopodobne, bo bohaterów wszelkiej maści ma od groma. Poza tym to nie jest film od Marvela, tylko DC.
Swoją drogą, może jakieś konkrety, dlaczego film był tak zły?
I są ludzie, którym ten film się nie podoba – tacy jak ja. Ja tu nie widzę spinki tylko wymienienie wad. I zmarnowany potencjał komiksu.
To może być niezłe. Co prawda ten skaczący z dachu morderca jakoś mi V przypominał, ale pod względem plastycznym nie wygląda to źle. Byle fabuła trzymała się kupy.
Dla mnie mimo wszystko 8/10. Co prawda pozostaje w tyle za "Wysypem…" i "Hot Fuzz", ale zdecydowanie jest to jedna z lepszych komedii jakie widziałem ostatnimi czasy. Czasem bywa gorzej (żarty a propos orientacji chłopaków i przekleństw), czasem lepiej (gag z donutami, Jezus strzelający do Darwina), na dodatek sporo nawiązań do klasyki SF (nawet motyw z "Rocky Horror Picture Show" się załapał) i przede wszystkim bardzo dobre aktorstwo – przerysowane i komiksowe (w końcu to opowieść o nerdach). No i trudno nie polubić tego podejścia do kwestii fanów fantastyki (a właściwie to nerdów) – niby sypią się złośliwości, ale widać, że wszystko jest z przymrużeniem oka. Dla mnie bardzo dobra rzecz.
Proszę czekać…