Aktywność

12 gniewnych ludzi (1957)

> Jana o 2011-07-15 09:58 napisał:
> Powstały 40 lat później remake nie umywa się do pierwowzoru!

Oj, nie przesadzałbym. Z pewnością film Michałkowa nie ma tej świeżości, momentami jest zbyt rozwlekły, przegadany, dydaktyczny i jednoznaczny w kwestii winy (zupełnie niepotrzebnie) ale przeniesienie całej fabuły w realia rosyjskie, włączenie w to problemów imigrantów, mafii, postkomuny – ogólnie wyszło to bardzo dobrze. Trzyma w napięciu i dobrze sie ogląda.

Ale fakt faktem – oryginał lepszy.

Scenarzysta Batmana o Godzilli

W oryginalnej Godzilli był ekranowy egzorcyzm traumy atomowej z silnymi podtekstami pacyfistycznymi – ale nie dziwię się, że Amerykanie aż tak głęboko nie sięgają :>
Ogólnie uważam pomysł za poroniony. Co prawda nazwiska scenarzysty i reżysera coś niecoś obiecują, ale mam przeczucie, że wyjdzie z tego potworzaste Power Rangers…

Rodan - Ptak śmierci (1956)

Zgadzam się – dobry film, choć niestety ja widziałem tylko wersje amerykańską, po angielsku, z naiwnym, pseudo-antywojennym wstępem i naprawdę irytującą narracją z offu, która infantylizowała całość i pasowała jak pięść do oka (japońskie filmu o potworach miały tę przewage nad amerykańskimi, że nie potrzebowały namolnego komentarza – wszystko rozgrywało się na poziomie obrazu). Warto obejrzeć, ale jeśli tylko ma sie możliwość wyboru – brać wersję japońską, jest podobno poważniejsza.

X-Men: Pierwsza klasa (2011)

Bardzo dobry. Co prawda w moim odczuciu nie pobił drugiej części X-men, ale naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył – po dwóch ostatnich filmach z serii (X-men 3 i Wolverine) spodziewałem się najgorszego, tym bardziej, że zniknęły znane twarze, choćby McKellen i Stewart. Tymczasem wyszedł z tego naprawdę dobry film – trochę sensacji na poziomie globalnym (wpisanie mutantów w kryzys kubański – bardzo dobry pomysł), trochę problemów na tle rasowym (ale to w X-men w zasadzie normalka, choć podobała mi się relacja między Profesorem X a Raven) no i znakomita historia Magneto, jego przyjaźni z Xavierem i ich konfliktu. Mam zresztą wrażenie, iż to właśnie ten aspekt jest główną atrakcją filmu (konflikt z Shawem jest nieco na doczepkę – tym bardziej, że villain jest tak zły, że aż karykaturalny).
Oczywiście film nie ustrzegł się wad – początek w moim odczuciu był dość naiwny (mam tu na myśli głównie Xaviera i jego "juz nigdy nie będziesz musiała kraść!"), ciągłe powtarzanie hasła "zmutowani i dumni" (tak to chyba leciało?) zalatuje nieco Czarnymi Panterami, zaś Magneto w swoim purpurowym wdzianku był naprawdę kiczowaty.

Koniec końców bawiłem się jednak znakomicie. Ode mnie 8/10

Ksiądz (2011)

Jak z tygrysa zrobić szczura – Myślałem, że czasy, kiedy adaptacje komiksów były traktowane jako maszynka do zdzierania pieniędzy z "przygłupich fanów komiksów" dawno minęły. Był "Iron Man", byli "Watchmen" i było "Sin City" – i okazało się, że idzie zrobic dobrą adaptację. Ale "Priest" pokazuje, że nadal można traktować fanów jak idiotów. Oryginał był klimatycznym, krwawym westernem z mocnymi wątkami satanicznymi i zombiakami. Mocna opowieść o zemście i utracie człowieczeństwa. Filmowego "Priesta" da się określić jako cyberpunkowego "Van Helsinga" – tyle że gorszego. W zasadzie jest jedną, wielka kliszą. Wielkie miasto z panoramami jak z "Blade Runnera" – jest. Totalitaryzm kościelny i papistyczny, dbający o własny tyłek Wielki Brat – jest. Samotny bohater występujący przeciw establishmentowi – jest. Przygłupi pomagier – jest. Cedzenie kwesti przez zęby jak Brudny Harry – jest. Przeciwnik, którego da się rozszyfrować po pierwszych 30 sekundach filmu – jest. Mrok, powaga i zagrożenie dla ludzkości – jest. Finał sugerujący, że to nie koniec wojny – też jest. Ah, no i wątek melodramatyczny – jeden normalny, bo nie kończy się w sposób tak oczywisty. Nie zmienia to faktu, że film jest słaby, pełen dziur logicznych i nieścisłości, naiwny i napuszony, a niektóre sceny walk – które powinny być kwintesencja filmu – wywołują śmiech. Jakieś plusy? W sumie ładna scenografia i plenery, wykonane z dbałością. Główny zły przypominający nieco Alucarda (ale zupełnie niewykorzystany). No i szybko leci.
W sumie spodziewałem się czegoś gorszego. Ode mnie – 3/10.

Sucker Punch (2011)

> kiedy snyder stworzy cos, co sie zblizy choc poziomem do "300"?

Jak znajdzie sobie dobra podstawę literacką. Co tu dużo mówić – Snyder jest dobrym rzemieślnikiem (z przebłyskami autorstwa) jeśli chodzi o adaptacje. Jeśli ma dobry materiał, potrafi pokazac klasę. Tak było w "300" (choć było w gruncie rzeczy efektowną i napakowana testosteronem wydmuszką) i "Strażnikach" (gdzie porwał się z motyka na słońce, lecz wyszedł obronną ręką, tworząc własna interpretację). Ale juz przy "Straznikach sowiego królestwa" wylazła na wierch mierność podstawy literackiej i otrzymaliśmy film efektowny, lecz schematyczny, momentami naiwny i – przynajmniej dla mnie – pełen nielogiczności. "Sucker Punch" nie ma żadnego literackiego tudzież komiksowego oryginału – i to widać. Ten film to spełnione marzenia nerda – jest steampunk, nazi-zombie (tak, wiem, to nie naziści), klimaty fantasy, samuraje z minigunami itp. Ale konstrukcyjnie to przypomina raczej grę…
Dałem 6/10, bo mimo wszystko bawiłem się nieźle, ale mimo wszystko… Snyder, zajmij się lepiej komiksami.

Deja Vu (2006)

Koncepcja trzymała się kupy mniej więcej przez połowę filmu. Owszem – luźno jak luźno – ale dopóki film oscylował wokół poszukiwania zamachowca, zbierania dowodów, śledzenia – słowem, całej tej analityczno detektywistycznej roboty, trzymał poziom i dało się oglądać. Cyrki zaczynały się w drugiej połowie
Spoiler
kiedy facet przenosił się w przeszłość niczym Arnie w "Terminatorze" i zgodnie ze schematem samodzielnie rozwiązywał sprawę, jak to przystało na herosa – bez cienia wątpliwości, szybko, sprawnie i to mimo rany postrzałowej (swoją drogą, ciekawe że znalazł aż tyle czasu, żeby posiedzieć w domku tej laski).

6/10 to uczciwa ocena dla tego filmu, głównie za pierwszą połowę.

Kod nieśmiertelności (2011)

SPOILER

Hm… w sumie cała ta dyskusja jest wielkim spoilerem :>

> Hmm no tak, ale tą nagrodą miała być godna śmierć, a nie nowe życie.

I właśnie tu jest pies pogrzebany. Gdyby Stevens uratował pociąg a potem umarł film stałby sie niejako apoteozą żołnierskiej solidarności i zwycięstwa moralności nad technokracją i establishmentem. Tyle że w tym wypadku Colter – przynajmniej dla mnie – staje się nielichym cwaniakiem. Dla niego sytuacja była z rodzaju "win-win". Jeśli Kod jest tylko symulacją ograniczona czasowo do ośmiu minut, to wtedy ginie i jest wolny. Jeśli poza pociągiem jest coś jeszcze – to wtedy nauczyciel ginie, zaś Colter zyskuje nowe życie i znów jest wolny. Nie mówiąc już o dwuznacznym stosunku Coltera#1 do Coltera#2, który leży w sarkofagu.

Kurde, trochę abstrakcyjna się robi ta dyskusja :>

Kod nieśmiertelności (2011)

SPOILER

Mnie się wydaje, że na końcu jest tak naprawdę dwóch Stevensów – ten w ciele nauczyciela (który przeniósł się z Kodu) i ten w sarkofagu, którego jeszcze nie użyto (bo przecież pociąg nie wybuchł) i który czeka na swoje zadanie.

A co do wyglądu – wszyscy, łącznie z samym Colterem – widzą go jako nauczyciela, tylko widzowie widzą go normalnie. Jakby nie patrzeć, tylko umysł żołnierza został przetransportowany. Natomiast gdyby widzowie widzieli go jako nauczyciela zapewne ich uwaga i emocje byłyby rozdzielone na dwa i nie obserwowaliby Coltera z takim zaciekawieniem. No bo jak – raz jest taki koleś, a potem taki? W sumie więc to jest logiczny zabieg.

Super 8 (2011)

Jak dla mnie – rewelacja – Dałem od ręki 9/10.
Z pewnością nieco na wyrost. Być może, gdy opadną emocje, spojrzę na ten film z dystansu i zacznę wynajdywać w nim dziury. Ale w chwili obecnej jestem pod ogromnym wrażeniem. Tak właśnie powinien wyglądać porządny, rozrywkowy film przygodowy.
Gdyby szukać porównań, najbliżej byłoby chyba do "Goonies" – też są nastoletni bohaterowie skupieni w zgranej, choć momentami dość rozwrzeszczanej paczce, jest niebezpieczna przygoda, nastoletnia miłość, problemy dorosłych, sporo efektownych scen (jak choćby katastrofa pociągu – robi wrażenie) i mnóstwo humoru, oscylującego między komizmem a grą intertekstualną (znajdzie się kilka smaczków dla wielbicieli Kina Nowej Przygody – polecam miłosny dialog na stacji).
Nad wszystkim zaś unosi się nostalgiczny klimat starego, dobrego kina przygodowego – może nieco naiwnego, z czarno-białym podziałem i oczywistym, nieco przesłodzonym finałem – ale czuć, że film był robiony z pasją. Historia trzyma w napięciu, efekty dają radę, zaś nastoletni aktorzy – o nich obawiałem sie najbardziej, bo nie cierpię dzieci w filmach – wypadli znakomicie.
Nie jest to arcydzieło, nie ma aspiracji artystycznych, ale jako rozrywka sprawuje się znakomicie. Od dawna już tak dobrze nie bawiłem się na filmie.

Proszę czekać…