Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

KAMERA AKCJA 2018: Kapitan (2017) 0

Dawno nie było takiego kina wojennego. Oderwanego od postromantycznych konwencji, ogrywającego stylistykę nazi exploitation na własny – przewrotnie poważny – sposób. Kapitan to nazizm i holocaust w pigułce, przetrawiony przez znamiona współczesnej popkultury, ale też próbujący psychologicznie diagnozować swoich bohaterów. Twórca pyta: skąd bierze się zło? Niekoniecznie udziela na nie odpowiedzi.

Zmęczony wysokobudżetowym kinem Hollywoodu, Robert Schwentke powraca na łono swojej ojczyzny, do Niemiec, by zrealizować kino dalece uciekające od wszelkich dotychczasowych wymogów czy stygmatyzacji gatunku wojennego. Twórca Red, R.I.P.D.: Agentów z zaświatów oraz dwóch części serii Niezgodna doskonale potrafi wyważyć swoje produkcje. Z jednej strony karmi odbiorcę poważnym kinem z bronią palną w tle. Z drugiej: rozbija dotychczasowe klisze i utarte schematy, nakładając na nie maskę deformacji i groteski. Kapitan prowadzi swoją armię od absurdu do tragedii, od Pasoliniego czy Ferreriego do Bękartów wojny. Pozwala widzowi samemu podjąć decyzję, gdzie kończy się dramat, a zaczyna komedia. Przedstawiają to zwłaszcza sceny prankowania, zawarte jako tło napisów końcowych. Nasz zachodni sąsiad wyraźnie lubi konfrontować współczesną społeczność Niemiec z ich historycznymi demonami II wojny światowej (podobny zabieg miał zresztą miejsce w filmie On wrócił).

Dwa tygodnie przed końcem II wojny światowej III Rzesza znajduje się w zaawansowanym stadium rozkładu: wiejskie gospodarstwa systematycznie rabowane są przez dezerterów Wermachtu, administracja nie potrafi zapanować nad rozgardiaszem w armii, zaś żołnierze trwający na służbie ślepo wierzą w możliwość odrodzenia się państwa niemieckiego oraz rebeliancką działalność w podziemiu. W całym tym bagnie pojawia się Herold (Max Hubacher) – 21-letni uciekinier z obozu pracy, który przypadkiem znajduje mundur zmarłego kapitana Wermachtu. Chociaż początkowo film przypomina komedię przebieranek, trawestującą motyw znany choćby z „Księcia i żebraka”, szybko okazuje się, że Robert Schwentke prowadzi swoją historię w zupełnie inne rejony podjętej narracji. Młody „kapitan” stopniowo poznaje zakres posiadanej władzy – zaczyna bawić się w Boga, co w późniejszym czasie prowadzi do potwornych konsekwencji.

Herold to antybohater doskonały. Widz początkowo kibicuje młodemu w kolejnych konfrontacjach z narodem, gdy jego prawdziwa tożsamość niemal zostaje zdemaskowana przez antagonistyczną stronę wojska. 21-latek sprytnie pogrywa z prostym ludem ze wsi – równie skutecznie wodzi za nos przedstawicieli armii, za każdym razem balansując na skraju demaskacji. Młodzieniec nie jest w ciemię bity, szybko znajduje własny dywizjon, złożony z mundurowych mend panoszących się po lasach i wsiach. Niestety, każda kolejna sytuacja powoduje rozpad moralności Herolda. Fabuła Kapitana prowadzona jest w imię zasad: wszelka władza demoralizuje (zwłaszcza przyzwalająca na bezprawie nazizmu – ksenofobii najwyższego szczebla). Początkowa sympatia do głównego bohatera skutecznie zamienia się w dotkliwą nienawiść, gdy ten – z Boga Nowego Testamentu – przeistacza się w rządnego krwi, starotestamentowego kreatora.

Ciekawie prezentują się zwłaszcza użyte przez reżysera i scenarzystę środki formalne. Mamy tutaj do czynienia z idealizacją zbrodni – zniuansowaną próbą estetyzacji scen ludobójstwa oraz gwałtów, skąpaną artystyczną bielą i czernią. Całość wielokrotnie sięga po geometryczną symetrię przedstawionych kadrów, jakby Wes Anderson właśnie kręcił remake Triumfu woli. Oczywiście, to kolejna gra z widzem, deformacja konwencji „pięknej brzydoty”, której można też doszukiwać się m.in. w kinie Gaspara Noé oraz Michaela Haneke. Staje się to zauważalne szczególnie w trakcie scen zbiorowej masakry – przesyt gore rodem z kina nazi exploitation ujęty zostaje w dopracowanych walorach artystycznych obrazu oraz środkach audiowizualnych, jak świetna gra aktorska (oczy poszczególnych postaci mówią więcej niż jakiekolwiek słowo) czy nieszablonowa warstwa muzyczna. Z drugiej strony drastyczne sceny wydają się tłumaczyć zamknięcie świata przedstawionego wyłącznie w barwach czerni i bieli – ilość makabrycznej przemocy zabarwiłaby ekran całkowicie na czerwono.

Podjęta narracja obfituje w cytaty i zapożyczenia wieloletniej tradycji kina III Rzeszy oraz filmów rozliczeniowych, produkowanych po ’45. Obok nawiązań do Kabaretu pojawiają się jawne aluzje do pierwszych postmodernistów, diagnozujących rozpad społeczeństwa oraz zupełną degrengoladę wartości moralnych za pomocą scen uczt i biesiad. Robert Schwentke sięga po podobne środki artystyczne, co zespół Laibach – poprzez skrajną hiperbolizację pewnych stałych-niezmiennych form globalnej kultury, zaprzecza ich zakodowaniu. Słoweński zespół muzyczny, sięgając po estetykę hiperfaszyzmu czy hipersocjalizmu, komentuje i deformuje wskazane prądy ideologiczne. Twórca Kapitana poprzez nadmierną estetyzację obrazu podkreśla jego brud – najpierw gładzi widza po głowie i zachęca do seansu, później stawia go pod percepcyjną ścianą i strzela prosto w oczy.

Moja ocena: 8/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 1

Adameo12345

Bardzo dobry film!! 10/10

Proszę czekać…