Film Edwarda Bergera nie znęca się nad kościołem jako takim, a tylko nieco obnaża i uczłowiecza jego hierarchów 7
Stary papież zabiera do grobu zastrzeżone dla postronnych tajemnice. Kardynalskie kolegium wkrótce będzie decydować o wyborze nowej głowy Watykanu. Odchodzący papież wbrew zasadzie ‘in pectore’ nie naznaczył swojego następcy. Nastąpi zatem kilkudniowe konklawe, które musi zakończyć się wyłonieniem kolejnego Ojca Świętego. Kardynał Lawrence był szarą eminencją, znał dyspozycje papieskie i wolę zmarłego. Okazuje się jednak, że wiele spraw odbywało się za plecami zausznika. Nie wiedział on o rzekomych działaniach odchodzącego papieża mających na celu eliminację niektórych konkurentów w przyszłym rozdaniu. Lawrence, jako mimo to osoba najlepiej zorientowana, jest obiektem podchodów ze strony potencjalnych kandydatów. Ba, niektórzy oferują mu swoje poparcie, wbrew woli niezainteresowanego kardynała. „On zgotuje gejom piekło na ziemi, a w niebie wyśle do piekła.” - usłyszy opinię o sforującym się na czoło peletonu kardynale Tremblay'u Lawerence.

Do elitarnego grona dołączy w ostatniej chwili kardynał Kabulu. Stawka była dotąd ustalona i przewidywalna. Nowy „czarny koń” nie jest znany szerszemu spectrum elektorskiemu. W kolejnych głosowaniach odpadają z niego najsłabsi kandydaci. „Kończą nam się faworyci.” - cynicznie westchnie doświadczony, bystry obserwator wyścigu. Okazuje się, że każdemu z liderów można przypiąć kłopotliwą łatkę. Jeden zagmatwał się za młodu w skandaliczny romans, inny kupił głosy wybierających. „Przecież mieliśmy papieża, który służył w Hitlerjugend.” - przypomni jakiś z głosujących. Decyzja musi być zatem obarczona ryzykiem mniejszego zła. Lawrence choć nie chce sam kandydować, zaczyna kalkulować nad opcją najsłabiej uderzającą w Kościół. „O kobietach lepiej nie mówić.” - prostuje nazbyt ostentacyjną deklarację któregoś z następców w Stolicy Piotrowej Lawrence. Do świadomości konkurentów zakrada się myśl, że niektóre tematy lepiej przemilczeć, zwekslować na bezpieczny tor, jeśli chce się liczyć na schedę po zmarłym papieżu.
„Konklawe” to mroczne i sugestywne widowisko o dość racjonalnym i nie nazbyt kontrowersyjnym przesłaniu. Tylko naiwni mogą wierzyć, iż zanim rozniesie się dobra nowina nad Watykanem w jego wnętrzach odbywa się zaledwie spolegliwa dyskusja wyzbyta elementów wyrachowanej kalkulacji. Kardynał Lawrence zapiera się rękoma i nogami przed osobistym zaangażowaniem w kampanię wyborczą. Wkrótce przekona się, iż postawa pełna pięknoduchowskich odruchów przegrywa w zwarciu z pragmatyczną praktyką. „Co wy wiecie o wojnie?” - wypali kardynał z Kabulu do wyjadaczy, którzy mają powierzyć misję przeprowadzenia Kościoła przez czas mroczny i niepewny. Zapytani zamknięci zostali w sali plenarnej, o realnych zagrożeniach czyhających na człowieka chwilowo zapomnieli. Elektorzy skupieni są na przepychankach i zawieraniu taktycznych sojuszy. Film Edwarda Bergera nie znęca się nad kościołem jako takim, a tylko nieco obnaża i uczłowiecza jego hierarchów.

„Byłbym Nixonem wśród papieży.” - uczciwie wyzna jeden z rywali do tronu. Nie wiadomo, jak odczytać deklarację kandydata. Lawrence proponuje mu zwarcie szeregów przed innym, wstecznym konkurentem. A może to tylko zwykły konformizm, bo niebezpieczny dla establishmentu i ustalonego wcześniej ładu watykańskiego faworyt obiecał prestiżowe stanowisko? „To konklawe, a nie wojna.” - studzi zapędy zbyt zapalczywego elektora inny. A przecież wszyscy oni razem mieli nic o niej nie wiedzieć. „Konklawe” przypomni, iż zanim nad dachami Watykanu pojawi się dym biały, w murach siedziby spotkań kardynałów tężeje od barw czarnych.