Natalie Portman zdobyła w 2010 roku Oscara za oszałamiający występ w tym mrocznym psychoseksualnym thrillerze w reżyserii Darrena Aronofsky'ego. Nina (Natalie Portman) jest uzdolnioną, lecz niestabilną emocjonalnie baleriną u progu sławy. Pod wpływem presji ze strony dyrektora artystycznego (Vincent Cassel) i swojej uwodzicielskiej rywalki (Mila Kunis) Nina traci kontakt z rzeczywistością i miota się między jawą a sennym koszmarem.
Coś tam, gdzieś tam... zwolennik japońskiej kinematografii, kina grozy klasy B oraz literatury science-fiction. Grafoman nadnaturalny. Nie przepadam za tanimi sequelami, ludzka bezmyslnością i stężeniem absurdu przekraczającym masę krytyczną. Lubie trolle. Zwłaszcza z czerwona kapusta i sosem czosnkowym.

W kwestii perfekcji 5

Balet nie jest dla każdego - to jest fakt. Nie wszyscy są w stanie odnaleźć przyjemność i pewnego rodzaju intelektualną strawę w wymyślnym, precyzyjnym i niekoniecznie przystępnym tańcu filigranowych baletnic i ubranych w obcisłe gacie mężczyzn. Reguła ta nie kończy się jednak li tylko na percepcji spektaklu, ale dotyczy również jego przygotowania. Wielogodzinne ćwiczenia, masa wyrzeczeń, samokontrola i nieustanna rywalizacja między tancerkami - obrazki nie raz ukazywane w odniesieniu do baletu, które stały się niejako jego synonimem. Dokładnie te same motywy znajdziemy w nowym filmie Darrena Aronofsky’ego Czarny łabędź, obrazie traktującym o morderczej drodze do perfekcji, który sam jednak daleki jest od doskonałości…

Czarny łabędź (2010) - Sebastian Stan, Natalie Portman, Mila Kunis, Toby Hemingway

Powiedzmy to sobie od razu: Czarny łabędź nie jest żadnym odkryciem, rewelacją czy objawieniem. Jest niezły, ale niewiele ponad to. Reżyser powraca do "swoich" tematów: determinacji, dążności do spełnienia za wszelką cenę, trudu i znoju przetykanego upokorzeniem i niezaspokojonego głodu odnalezienia esencji, samego siebie. Wydawało się więc, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby powstał film pokroju Zapaśnika: przejmujący, dramatyczny i spójny.

Tymczasem Czarny łabędź - przynajmniej według mnie - owej spójności jest pozbawiony, zupełnie jakby reżyser w połowie filmu nagle stwierdził, że poprzedni pomysł nie był wystarczająco dobry i całkowicie go zmienił, pozostawiając jednak wcześniejsze partie obrazu nienaruszone. W efekcie historia dzieli się niejako na dwie części. W pierwszej możemy obserwować starania baletnicy Niny o główną rolę Królowej Łabędzi w "Jeziorze łabędzim". Widzimy ambitną, dążącą do doskonałości tancerkę, która jest jednocześnie zamkniętą w sobie, nieco dziecinną i nieśmiałą dziewczyną. Nie podnosi głosu, często przeprasza, nawet jeśli niczym nie zawiniła, a przy okazji z całych sił stara się zadowolić oczekiwania reżysera, Leroya i własną, nieco nadopiekuńczą matkę. Jednak po otrzymaniu wiodącej roli zaczynają dziać się z Niną niepokojące rzeczy; im większa presja i wysiłek prowadzący do perfekcji, tym mocniej postępuje rozpad tożsamości baletnicy: zaczyna dostrzegać swoje sobowtóry, nakłada swoje wyobrażenie na postać podstarzałej artystki Beth, zaś historia ze spektaklu zaczyna niepokojąco zazębiać się z rzeczywistością w łańcuchu wydarzeń, których statusu nie można dookreślić, w centrum których znajduje się koleżanka i konkurentka Niny, Lily. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Aronofsky nie przedobrzył. Z dramatu i opowieści obyczajowej z czasem zaczął przechodzić coraz mocniej w kierunku thrillera, by w pewnym momencie sięgnąć wręcz po chwyty jak z azjatyckiego horroru.

Czarny łabędź (2010) - Mila Kunis, Natalie Portman

Pozostaje jednak pytanie: po co? Już Polański we Wstręcie pokazał, że wcale nie trzeba epatować "grubymi" efektami, by wywołać nastrój zagrożenia i alienacji. Tymczasem w Czarnym łabędziu sfera wizualna jest potwornie wręcz rozbuchana i zmienia się w zwykłe efekciarstwo na granicy kiczu, o tyle bardziej nieznośne, że zastosowane metafory są dobitne i brakuje im subtelności, czego szczytem jest scena tańca Czarnego Łabędzia, gdy bohaterce wyrastają pióra. Reżyser zresztą ma widoczną słabość do tego typu naturalistycznych scen, których widzowi nie żałuje, choć nie zawsze mają one jasne usprawiedliwienie. Na dodatek droga Niny od Białego Łabędzia ku ciemnym zakamarkom własnej duszy i umysłu wydaje się pretensjonalna, momentami zbyt mocno zalatując motywem Jeckylla & Hyde’a. Efektem tego wszystkiego jest historia wewnętrznie rozdarta, która przez brak zdecydowania traci dużo na sile przekazu. Zamiast przerażenia budzi śmiech, a zamiast napięcia - zażenowanie.

Oczywiście są elementy, za które Aronofsky’ego należy pochwalić. Całkiem dobrze dobrano aktorów. Występująca w głównej roli Natalie Portman jest niezwykle ekspresyjna, udaje się jej dość harmonijnie połączyć pewną dziewczęcość, determinację i zmysłowość. Szkoda tylko, że tej ostatniej jest tak niewiele i jej obecność ogranicza się głównie do krótkiej sceny lesbijskiej (słabej) i scen, gdzie Nina odgrywa Czarnego Łabędzia. Ucharakteryzowana, z czerwonymi oczami wygląda niezwykle drapieżnie i pociągająco. Tyle, że przez większość czasu widać inną Natalie: chudą jak wieszak, zmęczoną, spoconą lub przerażoną, a przez to wręcz odpychającą. Nie dziwne, że dostała Złoty Glob, jednak wydaje mi się, że za dużo było w niej skromnego, Białego Łabędzia, a za mało jego złej siostry, za dużo naturalizmu, a za mało estetycznej ekstazy. Paradoksalnie owej "cząstki zła" brakuje również Lily, którą gra Mila Kunis. Problemem w tym wypadku jest nawet nie tyle kiepska gra (choć rewelacji nie ma), co osadzenie postaci w sztywnych, jasnych ramach, poza które aktorka nie próbuje wychodzić. W efekcie trudno zobaczyć w niej coś więcej poza dziwną, nieco infantylną i trochę mroczną konkurentką, jakby lustrzanym odbiciem bohaterki, które jednak nie ma takiej siły, co kreacja Portman. Ogromne wrażenie zrobił na mnie natomiast Vincent Cassel, znany choćby z roli Kirilla w Eastern Promises, tutaj odtwarzający reżysera, Leroya. Z filmu Cronenberga pamiętałem go jako dość ordynarnego, raczej żałosnego i brutalnego, natomiast w filmie Aronofsky’ego wypada zaskakująco… męsko? Łączy w sobie jakiś luz, dekadencję, gniew, stanowczość i drapieżność, a przy okazji wygląda tak, że przestajemy się dziwić, iż Nina się nim zainteresowała. Reszta aktorów jest w zasadzie tłem, choć tłem całkiem kolorowym, w którym znalazło się miejsce chociażby dla Winony Ryder w roli Beth Macintyre.

Czarny łabędź (2010) - Natalie Portman, Mila Kunis

Rewelacyjnie wypadają także zdjęcia, które są chyba najjaśniejszą stroną filmu. Odpowiadający za nie Matthew Libatique po raz kolejny odwalił kawał dobrej roboty, wyłuskując z przedstawionych sytuacji całą gamę emocji: od radości i zmysłowości poprzez całkowite przerażenie. Kadry zachwycają pięknem, zwłaszcza w końcowych partiach, gdzie Nina jest już na równej pochyłej pikującej ostro w dół, a moment, gdy tańczy partię Czarnego Łabędzia jest kwintesencją piękna, której nie może zepsuć nawet efekciarstwo, na jakie zdecydował się reżyser. Trochę szkoda, że Clint Mansell, niemal nadworny kompozytor reżysera, tym razem nie pokazał niczego wielkiego. Owszem, dźwięki przyjemne, ale do tego, co kompozytor zaprezentował w Moon czy Requiem dla snu dużo brakuje.

Nowy film Aronofsky’ego jest dla mnie rozczarowaniem. Jest niezły, dobrze zagrany, sprawnie zrealizowany od strony technicznej, ale cierpi na niezdecydowanie, czym tak naprawdę chce być. Nie jestem też w stanie przejrzeć zamysłu reżysera, którzy dobrze zapowiadający się dramat przekształcił w efekciarską, przekombinowaną opowieść z pogranicza horroru. Mimo wszystko warto Czarnego łabędzia obejrzeć, choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Nie polecam, ale i nie odradzam.

3 z 7 osób uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 49
fryku

Kiepski film – Wyjątkowo przereklamowany. Film przydługi, nudny, nie trzymający napięcia. Poza tym "przesolony" – za dużo wątpliwości; nie wiadomo o co chodzi, co jest wymysłem co rzeczywistościa. Nie polecam.

Quagmire fryku 10

Jak "przereklamowany" może być zarzutem? A gdybyś był pustelnikiem bez TV i Internetu i po raz pierwszy usłyszał o "Black Swan" podczas napisów początkowych, to czy w jakikolwiek sposób sprawiałoby to, że film Aronofsky’ego jest inny? Czy może każda jego sekunda byłaby tą samą sekundą?

muniez1 fryku 9

o to chodzi w tym filmie, żeby widz nie wiedział do ostatnich minut co jest prawdą a co fikcją. chyba ktoś nie zrozumiał filmu.

fryku fryku

Przereklamowany nie oznacza że za dużo reklam tylko że za dużo wzdychań było. Widziałem wszystkie filmy tego reżysera, jestem kinomaniakiem :P

fryku fryku

Nawet napisałem recenzję do gazety polonijnej – takie jest moje zdanie. Recenzja ukaże się jutro

Poszliśmy wczoraj do kina, żeby zobaczyć „Czarnego Łabędzia”. Miałem ochotę na kolejny film Darrena Aronofsky’ego, którego wszystkie filmy widziałem i który to zauroczył mnie „Requiem dla snu”. Myślałem, że zobacze podobne mroczne arcydzieło.

Pierwszoplanowa historia jest prosta. Nina, dobrze zapowiadająca się baletnica ma szansę zatańczyć główną rolę w „Jezioro Łabędzie”. Jej technika jest perfekcyjna, jednak nie potrafi wydobyć z siebie „demonicznej” strony, potrzebnej do roli. To wzbudza wątpliwości Thomasa – reżysera przedstawienia – który jednak po namyśle daje jej rolę lecz także wybiera zastępstwo (na wszelki wypadek).

Pomiędzy kobietami wytwarza się toksyczna więź.

Jak toksyczna tego nie wiemy. Oglądając film nie jesteśmy pewni co jest prawdą a co wymysłem opętanej żądzą perfekcyjności młodej tancerki. Widząc kolejne poplątane sceny przypomniała mi się „Drabina Jakubowa”, która jednak, w przeciwieństwie do „Czarnego Łabędzia” trzymała w napięciu.

Film, mimo zamiarów nie trzyma napięcia. Jest nudny. Pojawia się kilka tradycyjnych niczym nie uzasadnionych scen „do podskoku”, kiedy to na przykład matka wychodzi z ciemności a muzyka robi bum i wszyscy skaczą. Poza tymi „strachami” nic nie podkręca atmosfery. Po godzinie zauważyłem światełka w kinie. Widzowie sprawdzali godzinę. W ostatnich dwudziestu minutach myślałem tylko o tym, że boli mnie tyłek od siedzenia.

Wiem wiem. Oskar i dobre recenzje. Ja jednak nie daję nabrać się na to co piszą zawodowcy. Dobrą prasę można kupić albo zmanipulować, tym bardziej nie wypada oficjalnie napisać źle o filmie, który dostał Oscara.

Poczytałem jednak opinie użytkowników. Na sto przeczytanych, 87 było negatywnych. Po raz pierwszy nie jestem w mniejszości. Filmu polecam tylko tym, którzy myślą, że jak nie wiadomo o co chodzi to musi być głębokie.

Quagmire fryku 10

> fryku o 2011-03-06 14:30 napisał:
> Przereklamowany nie oznacza że za dużo reklam tylko że za dużo wzdychań było.
> Widziałem wszystkie filmy tego reżysera, jestem kinomaniakiem :P

To samo pytanie- czy gdyby wszyscy nie wzdychali to film byłby inny? Co do recenzji, to co to kogo obchodzi z jakim świecącym, przeszkadzającym bydłem oglądałeś film, połowa tekstu to podpieranie się zdaniem jakiejś niezidentyfikowanej masy. Co do opinii użytkowników, to ciekawe jaki to portal, bo wszędzie film ma ocenę między 7 z kawałkiem a 8 z kawałkiem.

Nie mam nic do tego, że film się Tobie nie podobał, ale argumenty średnio mnie przekonują. To, że dobrą prasę można kupić większość redaktorów skwituje pobłażliwym uśmiechem (kogo obchodzą "pismaki" w czasach portali społecznościowych?) a o zdaniu "nie wypada źle mówić o filmie z Oskarem" na pewno wiele mieliby do powiedzenia np fani "Angielskiego Pacjenta".

fryku fryku

Nie mieszkam w Polsce piszę do Amerykańskich i Angielskich czasopism, czasami do prasy polonijnej i to jest moje zdanie. A przeglądałem opinie z portali US i UK.
Zdecydowanie nie jest to film dla mas. Jeśli Ci się film podobał – bardzo dobrze. Ja mam po prostu inne zdanie.

justangel fryku 9

Przeczytałam opinie kolegi Fryku i jestem zupełnie innego zdania, również nie przekonują mnie te argumenty (bo pisanie, że ktoś patrzał na zegarek a kogoś bolał tyłek to żadne argumenty)
Jak dla mnie film naprawdę świetny, wizualnie i emocjonalnie. Trzymał mnie w napięciu do samego końca, cały czas z zainteresowaniem przyglądałam się historii zastanawiając się jak ona się skończy. Muzyka i obraz zgrane idealnie, niesamowita kreacja aktorska Portman przeobrażającej się w Czarnego Łabędzia.
Polecam 9/10

ToxicBreath fryku

Mnie się film nie podobał. Ale to zapewne kwestia gustu, film poprostu nie dla mnie. Trzeba lubieć takie kino:p Obejrzałem tylko ze względu na Natalie Portman – najlepszą i najpiękniejszą aktorkę:), albowiem zagrała niesamowicie tę rolę:)

caryca84 fryku 7

Bardzo w stylu filmu "Pianistka" – ten sam klimat. Widzę, że ostatnio modna staje się trzęsąca się kamera, czego nie znoszę.

Ogólnie 7/10 – taka sobie historia schizofreniczki, a zakończenie niezbyt ciekawe. Jednak gra aktorska świetna.

Trophy fryku 4

Dobra gra aktorska, fakt, trzymający w napięciu, fakt, ale jednak średnio mi się podobał. Niespecjalnie lubię filmy Aronofsky’iego. Jedynie "Zapaśnik" do mnie przemówił.

monikawawa 6

Mocno przereklamowany – 6/10 i to głównie za muzykę. Uważam, że gdyby główną rolę zagrała inna aktorka to nawet byśmy nie usłyszeli o tym filmie.

muniez1 monikawawa 9

usłyszelibyśmy bo reżyserem jest Aronofsky, a raczej większość ludzi znających się trochę na filmach wiedzą kto to Aronofsky

Redox monikawawa 6

Przyznam się, że czułem się trochę rozczarowany. Nie samym filmem, bo jest naprawdę dobry. Byłem rozczarowany, że nie wywołał u mnie takich emocji jak przed ostatni film Aronofsky’ego "Zapaśnik", mając przy tym w pamięci również jego najlepszy film – szokujące "Requiem dla snu".

Reżyser bawi się z widzem. Buduje umiejętnie napięcie, jego film ogląda się jak najlepszy dreszczowiec, wprowadza nowe postacie, odsłania z chwili na chwile kolejne tajemnice, zagadki. Można zarzucić jedynie niekiedy nierówne tempo. Do tego równie dobrze prezentuje się cała strona techniczna filmu, która odzwierciedla stany bohaterki, trud jej zmagań i popadanie w paranoje.

Co do aktorstwa nie ma wątpliwości, że Aronofsky świetnie poprowadził całą obsadę, stwarzając wiarygodne postacie. Nina grana przez Natalie Portman została naszkicowana bezdyskusyjnie, jedna co do pozostałych postaci mam pewne wątpliwości. Może powiedzenie "pretensjonalne" jest na wyrost, ale monotonia zachowań niektórych postaci była naprawdę irytująca (Cassel ekspresywnie wykrzykujący "Korzystaj z życia" czy postać nadopiekuńczej matki). Były takie momenty, na szczęście niewiele, które powodowały, że film zbliżał się niebezpiecznie do granicy taniego marazmu rodem ze "Źródła".

Wszytko niejednoznaczne, z klimatem, jednak nie powalające na kolana i arcymistrzowskie.

7/10

pajki_filmaniak 7

dobry film ale Natalie zagrała na prawdę na oscara zasłużenie

kreswer 9

Warto zobaczyć! – Abstrahując od wszystkich dyskusji za i przeciw, warsztatowych zdolności reżysera, konstrukcji fabularnej, "Czarny łabędź" jest filmem, który mnie zachwycił, szczególnie jego emocjonalna strona. Główna bohaterka zmagającą się ze swoimi słabościami w dążeniu do upragnionej roli.
W sposób wyrazisty i naturalny film pokazuje jej lęki, fobie.
Zimny, oschły, beznamiętny świat konkurencyjnych ze sobą baletnic jakby czekających na komendę,
kiedy wychodząc na scenę będą mogły pokazać swoje drugie ja, a wśród nich przechodząca "kosztowną" metamorfozę balerina.

simonperch 7

No prawie wyszło Darkowi. Generalnie ok, ale te sceny prosto z egzorcystycznych horrorów moim zdaniem tylko psują efekt.

Więcej informacji

Proszę czekać…