Film wyraźnie pęknięty na dwie połowy. Pierwsza- komedia "antyromantyczna" trochę w stylu Allena, druga- niestety dość konwencjonalny american gothic.
Chyba najlepszy filmowy portret tzw. white trash (widać w UK też mają takich), bez protekcjonalności i bez romantyzowania.
Dobry, ale byłby lepszy gdyby nie zachowawcza końcówka. Takie chwyty naprawdę już się zużyły i nie pogłębiają tematu.
Niewiarygodne, jak szybko w dzisiejszych czasach tzw. filmy zaangażowane stają się anachroniczne. And who the fuck is Avril Lavigne?!
…czyli film instruktażowy o tym, jak NIE robić horrorów; nie dość, że zły i głupi, to jeszcze irytujący.
Po poprzednich filmach Jeffa Nicholsa – rozczarowanie. Teoretycznie najwięcej się tu dzieje, a klimatu najmniej. Na plus monumentalna "kosmiczna architektura".
…czyli jak faszyzm zaczął powoli odzyskiwać utracone pozycje. Niepokojąco aktualne, choć fabularnie nie powala.
Cóż, plakat mówi w zasadzie wszystko. Gdybyż chociaż pozwolili tym biednym lwom zrobić porządną rozpierduchę.
Coś jak "Jamie Marks Is Dead", tylko bardziej zachowawcze. Intrygujący klimat, ale pretensje do bycia "czymś więcej" cokolwiek męczące i bełkotliwe.
…czyli dramat rodzinny na zapyziałym Południu; odrobinę przegadany, ale cóż można zrobić, kiedy "małe liski pustoszą winnicę"?
Proszę czekać…