Taka epicka zemsta w westernie z tamtych czasów to chyba jednak jakieś novum. Tylko McQueen za cholerę nie wygląda na małoletniego półindianina.
Niby wiem, że po Kurosawie nie ma co się spodziewać nadmiaru akcji, ale tym razem przesadził; jeśli ten film miał jakieś zalety, to je zwyczajnie przespałam.
Pomysł prawdziwie nowatorski jak na swoje czasy. Co prawda rozmyty retrospekcjami, ale trudno oczekiwać, żeby w latach 40-tych nakręcili "Locke’a".
Było w nim coś ujmującego i w miarę świeżego jak na tak wyeksploatowany gatunek.Ale rozumiem,że dla niektórych krwawiąca bohaterka to wciąż zbyt wiele realizmu.
Twórcy chyba trochę polegli pod ogromem materiału, który chcieli przedstawić. Sceny z samolotami wybuchającymi przy starcie o niebo lepsze od jakiegoś CGI.
Okrucieństwem jest kazać komuś ogladać ten film. Tabun ludzi przewija się na ekranie, ale człowiek nie ma najmniejszej ochoty dociekać kto zacz.
Del Toro kopiuje Jeuneta. Podłe czasy nastały dla filmu… A tak na serio: nie takiego ckliwego, konwencjonalnego melodramatu się spodziewałam.
Blisko 3-godzinny film, w którym w zasadzie nic się nie dzieje, lecą beznadziejne hiphopowe piosenki i gra Beouf, którego nie trawię, a oglądało się cudnie!
Dublujące się sceny i niewykorzystany potencjał. Sofia Coppola to chyba najbardziej przeceniana reżyserka ever.
Dobry, ale byłby lepszy gdyby nie zachowawcza końcówka. Takie chwyty naprawdę już się zużyły i nie pogłębiają tematu.
Proszę czekać…