Niby wszystko super, a jednak film żeruje na zbyt łatwych emocjach i nagromadzenie nieszczęść na jedną osobę zostało przekroczone.
Niezłe kino rozrywkowe z nekrofilią jako punktem wyjścia. Każde urozmaicenie w głównym nurcie mile widziane.
Western nie tyle nostalgiczny, co anachroniczny. Costner uparcie ślepy na to, co działo się z gatunkiem począwszy od lat 60-tych. Ale to tylko moje zdanie.
Film był ciekawy, bo ciekawa była historia. Nie ma tu jednak żadnej filmowej "wartości dodanej", więc Oskar dla najlepszego filmu to jakieś nieporozumienie.
Zupełnie zbędny film. Miało być lepiej i fajniej, a wyszło tak jak zwykle. Oryginał ma jednak coś, czego nie da się podrobić.
Johna M. McDonagha powtórka z rozrywki: niby to co zawsze, ale jakieś takie bardziej nijakie. Po dwóch tygodniach miałam problem z przypomnieniem sobie fabuły.
Nie jestem pewna co to było, ale przypominało fatalną ekranizację komiksu, z którego wycięto połowę rzeczy żeby zdążyć podomykać wątki. Aktorstwo koszmarne.
Lo Chryste! Toż to filmidło o proweniencji najgorszej telewizyjnej szmiry. Poważnie chcieli do tego wziąć Julianne Moore?! To się nazywa optymizm!
Może i był scenariusz, ale zabrakło kogoś, kto wlałby trochę życia w tekturowych bohaterów i ich karkołomne perypetie.
Brawo! Konkurs na najbardziej melepetowatego wampira został rozstrzygnięty! Kolejny film, w którym najlepszy jest plakat.
Proszę czekać…