Mateusz Nawrocki

@Matejsoner11

Aktywność

Żywot Briana (1979)

… – Zdecydowanie najlepszy Python (choć ich skecze z "A teraz coś…" są blisko tego poziomu). Absolutnie najlepsza komedia, jaka kiedykolwiek powstała, arcydzieło homuru, kultowe sceny (praktycznie wszystkie, ale te najlepsze: Monolog Cleese’a o Rzymianach, spotkanie Briana z więźniem, Bigus Dickus, i wiele, wiele innych, z piosenką końcową na czele). Takich komedii już dzisiaj nie ma i sczerze wątpie, czy kiedykolwiek powstanie coś równie dobrego.

10/10 i ocena niemal na pewno nie ulegnie zmianie.

Komora (1996)

Nie umywa się do powieści… – Może gdybym najpierw obejrzał film, a później przeczytał książkę, byłaby ocena nieco wyższa. niestety, po raz kolejny jestem rozczarowany ekranizacją prozy Grishama. Nie ma tutaj czarnego humoru, który był obecny na kartach powieści, boahterowie są jednowymairowi, nie poznajemy żadnej determinacji ich działań (rozumiem, to jego dziadek, ale na każdym kroku powtarza, że zasługuje na śmierć, więc po co go broni). Końcówka w powieści nie była tak bardzo ckliwa, w powieści mamy napięcie, związane ze zbliżającym się terminem egzekucji, tutaj czegoś takiego nie uświadczyłem. Jedyne, co podnosi ocenę, to świetna kreacja Hackmana.

5/10 (mam nadzieje, że "Firma" Pollacka to naprawdę będzie dobra ekranizacja, bo mam już dosyć tych ambitnych gniotów).

8. mila (2002)

6/10 – Bardzo sztampowa i schematyczna opowieść, ale przyjemnie spędziłem czas. Eminem nie zagrał źle, al, mówiąc szczerze, lepiej rymuje, niż pokazuje, co czuje (mnie też się rymnęło). Basinger zagrała na swoim poziomie, to znaczy, że nieźle. Do gustu mi najbardziej przypadł jednak Mekhi Pfeifer, który dobrze się sprawdza jako mentor. Wrażenie robią bitwy freestyle’owe, szczególnie te pod koniec (druga runda z Lotto wymiata: "Chyba pała Ci się przegrzała, koszulka się drze, Lotto, jestem za mała!");)

Gdyby nie wyżej wspomniane, sztampowe motywy (to znaczy: zdrada kumpla, laski, pojednanie, walka, zwycięstwo, itd, itp), byłoby te 2 gwiazdki wyżej. No i piosenka "Lose Yourself", słusznie nagrodzona Oscarem.

Ocean strachu (2003)

Phi… – Gdzie tu jakieś napięcie? Gdzie ta obiecywana przez twórców sugestywność, która miała być podstawowym punktem filmu? Gdzie psychologiczne zarysy bohaterów? Jedyne, co pasuje, to widocznie mały budżet, i poprawne zdjęcia. Trzecia gwiazdka WYŁĄCZNIE za nie. Na resztę szkoda mojego czasu.

3/10, za dwójkę nawet się nie łapię

Zakładnik (2004)

Kolejny, dobry film Manna. – Ten facet to jednak umie kręcić kino sensacyjne jak nikt inny (chodzi mi o kina sensacyjne z fabułą, nie kino akcji bez niej, za to z maksymalną ilością strzelanin i wybuchów). Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Cruise, który jest naprawdę dobry w roli zimnego cynika. Ale zdecydowanie przyćmiewa go Jamie Foxx, który wspina się na wyżyny, na jakie wspiąl się już, grając w "Rayu". Świetny montaż, fajne, kręcone z ręki zdjęcia, które są szczególnie widoczne w senach akcji. No i w końcu mamy tutaj wyczuwalne napięcie i to nie tylko między bohaterami. Trochę sztampowa końcówka i kilka schematycznych rozwiązań fabuły (policjant, który nie wierzy teorię innych i przeprowadza własne śledztwo, hmmm, skąd my to znamy?), ale ogólnie nie przeszkadza to tak bardzo w odbiorze filmu, który jako całość, jest jednym z najlepszych filmów sensacyjnych roku 2004.

7/10 i więcej takich filmów w kinie poproszę!

Za garść dolarów (1964)

Klasyka spagetthi-westernu!!! – Eastwood z niewzruszoną, kamienną twarzą, przerysowane postaci Baxtera i Ramona Rojo, zdjęcia, leniwa narracja, typowa dla tego gatunku. No i genialne sceny, zapadające w pamięć (strzelanina nad rzeką, wjazd Bezimiennego do miasta, dialog z trumniarzem, końcówka ze zbroją;)).

Ogólnie bardzo klimatyczny no i…MUZYKA!

9/10

P.S: Muszę koniecznie obejrzeć "Straż przyboczną".

Elling (2001)

Średni – Bardzo kulejąca momentami, ale pocieszna komedyjka. Niezłe aktorstwo (koleś grający Ellinga to chyba prawdziwy nerd, którego wzięli z castingu) i fajne zdjęcia. Ale podstawowym elementem takiego filmu powinien byc scenariusz, który ma mocne (główne postacie, wątki z wychodzeniem z domu, z odbieraniem telefonu), jak i słabe strony (wątek kobiety w ciąży, jakby wciśnięty na siłę). Choć projekcja trwa niespełna 90 n\minut, to czasami spoglądałem na zegarek, po seans baaardzo mi się dłużył. A więc do twórców: następnym razem zdecydujcie się: skłanianie widza do refleksji, wzruszanie, czy rozbawianie. Możnaby to ująć w całość dosyć zgrabnie. Tutaj było to wykonane karykaturalnie.

5/10

Idioci (1998)

Czyli opowieści o zwyczajnym szaleństwie, według Von Triera. – Historia grupy ludzi, którzy chcąc uciec od szarej rzeczywistości, zakładają coś w rodzaju sekty. Sekta ta jednak nie czci Boga. Pokazuje jedynie, że w każdym człowieku jest trochę z idioty. Von Trier przekazuje to widzowi opdowiednimi środkami (od komediowego początku, po zaskakująco ponure ostatnie sceny). Pokazuje także, iż działanie w grupie to jedno, robienie z siebie idioty nacodzień to drugie. Sekta Idiotów to stowarzyszenie ludzi, którzy postanawiają uciec. Główna bohaterka ucieka od smutku po śmierci dziecka. Pokazuje także, iż potrafi spastykować w życiu codziennym. Scena końcowa to chyba najbardziej szokująca scena w tym filmie. Całość jest jednak momentami nużąca, popisy członków grupy mało wyszukane. Całe szczęści, że idiotą nie był operator. Dzięki temu zdjęcia to najmocniejszy atut filmu.

Mocne 7/10.

Proszę czekać…