@Movieman
A wczoraj sobie tak pomyślałem patrząc na obecną filmografią De Niro. Dlaczego Sly nie weźmie sympatycznego Roberta? Nadałby się!
Martwe zło bez urwanej ręki to nie Martwe zło :P
W ogóle teraz tak pomyślałem, że dobrą opcją na spin-offu byłoby coś takiego. Dexter ginie w ostatnim odcinku, wiadomo. W spin-offie akcja leci kilka/kilkanaście lat do przodu i Mroczny Pasażer zaczyna pojawiać się u Harrisona – kodeks przygotowuje mu Debra. Lepsze to niż tak jak napisał Quagmire, że bohaterem spin offu będzie "ulizany synek-morderca".
No ja napisałem wcześniej o tym :P – do jacksa to
a ten post z hataka bardzo trafny, beka jest grana xD
W ogóle zauważyłem, że odcinki w poprzednich sezonach trwały nawet 59 minut. W ósmym sezonie za to po odjęciu intro i skróty poprzedniego epizodu – zostaje jakieś 43-46 minut. To chyba mówi wiele.
Ale trzeba przyznać jedno – Dexter nadal trzyma poziom pod względem "realizmu", w końcu do tego bajorka pewnie kilka razy w miesiącu wpada jakieś auto.
Akcja na pogrzebie mocna, ale i tak najlepsza to ta parodia Małej Miss :D mooc.
6.10 – Ten hiszpański horror obejrzany przeze mnie całkiem przypadkowo okazał się sporym
zaskoczeniem. Przede wszystkim wartka akcja trzymająca widza niemalże od pierwszych
minut i ciekawy motyw mordercy powodują, że film ogląda się z wielkim zainteresowaniem.
Film trwa lekko ponad godzinę więc seans mija dość szybko, ogląda się go praktycznie na
bezdechu. Z racji tego, że na ekranie dzieje się sporo, dopiero po obejrzeniu "Apartamentu"
zacząłem się zastanawiać nad logiką poczynań głównych bohaterów i samego
psychopatycznego mordercy ukrytego w ciele starszej kobiety.
5/10 – Najpierw wielkie oczekiwanie połączone z nadzieją, a następnie spore… rozczarowanie.
Chyba tak należy nazwać moje odczucia po zakończonym seansie nowego filmu Alexandra
Payne’a. WIELKIE ROZCZAROWANIE. Przede wszystkim historia opowiedziana w filmie
wydaje się być strasznie nijaka, nie mająca żadnego większego bagażu emocjonalnego. A
takim przecież powinna dysponować patrząc po opisach tego filmu. Niekiedy zachowanie
głównego bohatera wydaje się nieirracjonalne. Gdy w mojej głowie zaczęły się kłębić myśli,
że to już za chwilę, jeszcze tylko kilka minut do potężnego wybuchu emocji głównego
bohatera, moje nadzieje były szybko tonowane. Nie chciałem oczywiście oglądać kolejnego
wyciskacza łez, ale nie chciałem także oglądać kolejnej bezpłciowej amerykańskiej papki.
Na plus bardzo fajne zdjęcia, trochę humoru i George Clooney, który pomimo tego, że nie
stworzył kreacji wybitnej (nie wiem skąd ten Glob i nie wiem po co ta nominacja do Oscara,
w roku 2011 byli lepsi!) bardzo wiarygodnie odegrał rolę ojca nie potrafiącego pogodzić się
z wydarzeniami, które napotkały jego rodzinę. Ogólnie rzecz biorąc film bardzo przeciętny.
4/10 – Po kilku latach powtórzyłem sobie Efekt motyla. Pamiętam, że dawno temu jarałem się
tym filmem niesamowicie, pewnie miałem go w jakichś topkach ulubionych filmów. Dzisiaj
po ponownym oglądnięciu stwierdzam, że jest to film niezły, ale dupy nie urywa. Momentami
fabuła wydawała mi się niesamowicie naciągana (włącznie z banalnych i najgorszym
zakończeniem z możliwych) a Ashton Kutcher był jakiś taki drętwy i sztuczny niczym biust
jego żonki. Z sentymentu do tego filmu daje naciągane 6/10.
Proszę czekać…