Zaskakująca opinia. Wg mnie film jest bardzo dobry, nie ma co porównywać do takiego (również świetnego) "500 dni…", bo to wbrew pozorom zupełnie inne kino. Pozornie, do tego co napisałeś nie można się przyczepić, ten film dokładnie tak można odebrać. Jednak kluczem do zrozumienia, a właściwie do jego właściwego odebrania, są emocje. Jeśli widz nie odnajdzie sobie tego strachu który zdarzyło mu się (lub nie) kiedykolwiek czuć wchodząc w dorosłość, nie mając przez całe dotychczasowe życie wsparcia żadnego autorytetu, wzoru, na którym mógłby polegać, to ten film będzie historią (prawie) o niczym. Dla mnie najważniejszą sceną filmu nie jest rozmowa z matką, ale (SPOILER) scena gdy bohater o mało co nie doprowadza do wypadku i (genialna) reakcja dziewczyny z którą jedzie.
Dziwi mnie także bardzo to co napisałeś w pierwszym akapicie. Sutter nie zna swego ojca, ale z pewnością ma w głowie tysiące myśli na temat tego jakim człowiekiem jego ojciec był/jest. I spotkanie z nim przekreśla (potwierdza) wszystkie nadzieje (obawy). To nie jest 20 minut. To całe życie.
A Shailene. Cóż, jest świetna. Doceniam jej rolę właśnie za tą delikatność, kruchość i (niech będzie) senność.
Zgadzam się w całości. Moi faworyci to Julia i Chris. Meryl mogłaby zagrać nieco bardziej powściągliwie. Choć z drugiej strony, jej udziałem stało się coś, co dosięgło także (wg mnie) m.in. Leonardo di Caprio. Przyzwyczailiśmy się do ich bardzo dobrej gry i zaczynamy wybrzydzać ;)
Niezbyt dobrze oceniłeś "jedynkę" i chciało Ci się oglądać część drugą? ;)
Zauważyłem ;) Mimo to chciałem się z nim podzielić moją radością ;)
Wg mnie druga część, w każdym elemencie przewyższa i tak niezłą "jedynkę". To nie pierwszy raz gdy Pixar robi sequel lepszy niż pierwowzór (TS 2 i 3). Czekam na Iniemamocnych 2.
Hahaha!!! "Odgrzewany kotlet". Stary, dawno mnie nikt tak nie rozbawił :)
Scarlett jest chyba największym plusem tego filmu. Gra tylko głosem, ale za to jak!
Wiesz, nie tak łatwo o przyjaźń, jeśli tak naprawdę znasz się tylko z toru i konferencji prasowych po i przed wyścigiem. Wydaje mi się, że w tym przypadku szacunek i podziw to i tak dużo.
W części zgadzam się z Tobą. Zaletą filmu są przede wszystkim świetnie przedstawione relacje między dwoma głównymi bohaterami. Ale zdecydowanie nie zgadzam się z tym, że byli kumplami a nawet przyjaciółmi. Wystarczy poszperać trochę i poczytać o ich historii, nie miała ona nic z przyjaźni, na dodatek, wg mnie, film niczego takiego nie sugeruje. Jeśli miałbym określić to co ich łączyło, albo to z biegiem czasu zaczęło ich łączyć, to użyłbym słowa "szacunek". Po prostu z każdym kolejnym wyścigiem doceniali klasę przeciwnika. Zaletą filmu jest też to, że nie próbuje nam narzucić tego, kogo lubić lub komu kibicować mamy bardziej. Przedstawia dwóch pasjonatów, z różnym sposobem na życie, na wygrywanie, na radzenie sobie ze zwycięstwem lub porażką. Każdy z nich doszedł do wyników inną drogą, i żadna z nich nie była ani lepsza ani gorsza. I to w tym filmie jest świetne.
Mam świadomość, że tak jest, sam tak robię ;) Sam film może być ogólnie niezły, ale człowiek często skupia się na tych fragmentach, które zwłaszcza mu nie podeszły, albo na zmarnowanym potencjale. Przykładowo, z ostatnich komiksowych superprodukcji najbardziej krytykuję TASM, a przecież oceniłem go początkowo na 4/6.
Proszę czekać…