Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: Aladyn 0

Aladyn utrwala stereotypy kina spod znaku Bollywood: choreografia tańców i scenografia stoją tutaj wysoko ponad fabularną zawartością filmu. Obecność doskonałego Guya Ritchiego na planie wydaje się nieuzasadniona. Podobnie jak chęć przełożenia animacji z lat 90-tych na kino aktorskie. Kolejny live-action Disneya śledzi się mozolnie, z kilkoma ziewnięciami w trakcie długich rozmów prowadzonych przez bohaterów.

Przedstawiciele Walta Disneya odkryli nową żyłę złota na rynku kinematografii. Są nią adaptacje kultowych animacji z bogatego dorobku wytwórni na język kina aktorskiego. W 2019 roku swoją premierę miały aż trzy widowiska, zrealizowane w podobny sposób. Sale kinowe zdobył (lub dopiero zdobędzie) kolejno: Dumbo (w reżyserii Tima Burtona), omawiany właśnie Aladyn oraz Król lew (premiera: 19 lipca 2019 roku). Szkoda, że tego typu projekty często pozostają wierne swoim animowanym pierwowzorom. Bardziej podobał mi się koncept transformacji utartych historii, zarysowany m.in. w filmie Czarownica. Twórcy podjęli się wtedy próby ukazania baśni o Śpiącej Królewnie z perspektywy złej wiedźmy. Niestety, aktorska Piękna i Bestia, Kopciuszek czy nawet Aladyn stanowią fabularny przekład wcześniejszych filmów animowanych w skali niemal 1:1.

kadr z filmu Aladyn

Fabuła filmu Aladyn jest zadziwiająco prosta, może nawet płytka.

Disney opowiada bowiem baśniową historię żebraka i księżniczki. Para — bez większych rebusów emocjonalnych — niemal od pierwszych scen pała do siebie uczuciem miłości. Oczywiście, z powodu różnic klasowych ich zaloty nie znajdują poparcia wśród skostniałych praw dworskiej etykiety. Młodzieniec zrobi wszystko – wejdzie nawet w konszachty z podłym Dżafarem — aby zdobyć serce ukochanej.

W tym kontekście Aladyn garściami czerpie z gatunku komedii romantycznej. Azjatycka słodycz nie ma w sobie grama głębi psychologicznej. Serwuje orientalne serca, doprawione baśniową magią i bollywoodzką precyzją.

Fabułę śledzimy bez większego napięcia. Dialogi brzmią topornie i sucho. Brakuje w nich ironii albo wyszukanego doboru słów. Brakuje też dynamicznego montażu — z którego bądź co bądź znany jest Ritchie. Spala to na panewce charakterystyczną konwencję filmów brytyjskiego twórcy. Na szczęście historia przedzielona zostaje kilkoma rozbudowanymi sekwencjami śpiewu i tańca. Dla nich warto wybrać się na seans. Bogactwo choreografii zachwyca tutaj brakiem jakichkolwiek ograniczeń. Kolejne tańce wyglądają jak autonomiczne spektakle, posiadające więcej werwy niż większość scen akcji w filmie. W miarę rozwoju wydarzeń miasto Agrabah zamienia się w festiwal kolorów i pokaz barwnych strojów inspirowanych orientem. Disney sięga wysoko – na półkę z Oscarami. Kategorie techniczne, jak kostiumy, muzyka albo scenografia, znajdują się na wyciągnięcie ręki.

kadr z filmu Aladyn

Will Smith w roli Dżinna funkcjonował jako mem. W filmie sprawdza się zadziwiająco dobrze.

Widowisko odhacza też wszystkie elementy, które kojarzymy z bohaterem “Baśni 1000 i jednej nocy”. Pojawia się Latający dywan i magiczna lampa z Dżinnem. Nawiązując do animacji z 1992 roku, Aladyn podróżuje też wszędzie ze swoją małpką Abu – tutaj zrealizowaną w całości za pomocą realistycznego CGI.

Zaraz po premierze zwiastuna Aladyna, sieć wyśmiała projekt graficzny Dżinna. Faktycznie, pomalowany na niebiesko Will Smith nie stanowi wyszukanego przekładu baśniowego stwora z kultowego filmu animowanego. Bohater wygląda bardziej jak przysmak Gargamela niż względnie realistyczny element świata przedstawionego. Na szczęście szybko transformuje się w człowieczą postać. Widzowie zakochani w Aladynie z 1992 roku będą musieli się przyzwyczaić do Dżinna w interpretacji Smitha. Przypomnę, że wcześniej wcielał się w niego nieoceniony Robin Williams. Ekspozycja baśniowego stwora w filmie przyprawia o dreszcze. Nawiązania do współczesności wybijają z eksploracji fantastycznego świata. Na szczęście szybko okazuje się, że ekspresyjny Dżinn stanowi świetne dopełnienie tytułowego bohatera, granego przez mało charyzmatycznego Mena Massoud.

kadr z filmu Aladyn

Pokuszę się również o ciekawe spostrzeżenie. Twórcy nieprzypadkowo obsadzili w roli Dżinna aktora reprezentującego afroamerykańskie społeczeństwo. Wątek baśniowego stwora prowadzony jest wokół motywu wolności. Dżinn to niewolnik, przez lata trzymany w ciasnej lampie. Linia fabularna doskonale obrazuje historię niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych.

Guy Ritchie często opowiada historie o drobnych cwaniaczkach i złodziejach.

Porachunki, The Snatch. Przekręt albo sekwencje otwierające Króla Artura – każdy z tych filmów, znajdujących się w dorobku reżysera, opowiadał o drobnych przestępcach z zaułków wielkich miast. Wszyscy byli cwani, wszystkim zależało na szybkim wzbogaceniu się. Tym ciekawsze wydawało się zatrudnienie Guya Ritchiego do prac nad aktorską wersją Aladyna. Tytułowa postać idealnie wpisywała się w schemat ulubionego bohatera brytyjskiego twórcy.

Niestety, wszyscy, którzy wybiorą się na seans Aladyna, sprowokowani nazwiskiem reżysera, poczują srogie rozczarowanie. Widowisko nie ma bowiem charyzmy Ritchiego. Charakterystyczny styl twórcy powraca maksymalnie dwa razy – raz przy sekwencji proszenia Jasminy o rękę, potem w sekwencji montażowej kradzieży magicznej lampy.

Z drugiej strony Aladyn porusza się po mieście czasem jak bohater pierwszych odsłon Prince of Persia, czasem jak wprawiony protagonista Assassin’s Creeda. Szkoda, że twórcy nie korzystają z pełnego spektrum jego możliwości kaskaderskich. Wraz z pojawieniem się Latającego dywanu, wyczyny bohatera gwałtownie się kończą.

Aladyn: czy warto wybrać się do kina?

Na seansie Aladyna dobrze będą bawić się wszyscy widzowie, dla których wizualne walory kinowego obrazu stoją ponad opowiedzianą fabułą. Film to pokarm dla oka, pełen skrajnych barw i wspaniałych sekwencji tanecznych. Ze wszystkim, co trafia do uszu — wliczając w to aranżację poszczególnych utworów oraz płaskie dialogi — jest gorzej. Największe rozczarowanie poczują miłośnicy kina Guya Ritchiego. Artystyczny pazur twórcy spiłowany zostaje niemal do zera.

Moja ocena: 6/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 2

cortezlin

Awesome. Your article is bringing unexpected and useful information to everyone. You must have spent a lot of time and effort on it. Thanks

onpaten

Very well, I believe I have found the information I required. I’ll review and contribute some details to your article.

Proszę czekać…