Disneya można pochwalić chyba tylko za konsekwencję w kontynuowaniu trendu tworzenia niepotrzebnych remake’ów, które tylko potwierdzają, że studio zatraciło zdolność opowiadania historii z duszą. 2
To jest właśnie tak zwana ironia losu. Remake jednego z najbardziej znanych i innowacyjnych klasyków Disneya okazuje się najbardziej bezduszną z aktorskich reinterpretacji. Najnowsza Śnieżka to film, który w teorii ma mnóstwo potrzebnych rzeczy, czyli spory budżet, znanych aktorów w obsadzie i ambitne założenia, ale nie ma tych najważniejszych - duszy, stylu i przede wszystkim, powodu, aby w ogóle istnieć.

Disney podjął kolejną próbę "uwspółcześnienia" klasyki i jak to często bywa, skończyło się na niezręcznej mieszance miałkiego moralizatorstwa i narracyjnej nijakości. Film próbuje udawać, że ma coś do powiedzenia o opresji i walce o własną tożsamość, ale robi to w sposób tak łopatologiczny, że nawet średnio rozgarnięty widz poczuje się, jakby ktoś tłumaczył mu zasady alfabetu. W efekcie zamiast inspirującej opowieści o dojrzewaniu i pokonywaniu przeciwności, dostajemy generyczną, pozbawioną emocji papkę, w której bohaterowie wygłaszają puste hasła jak postacie z reklam społecznych.
Nie pomaga obsadzenie Rachel Zegler w głównej roli. Młoda gwiazda kompletnie nie oddaje naiwnego, ale uroczego charakteru postaci. Zamiast tego dostajemy bohaterkę, która raz jest irytująco protekcjonalna, a raz kompletnie nijaka. To jedna z tych ról, gdzie ja jako widz zaczynam kibicować Złej Królowej, aby jak najszybciej podsunęła jej jabłko. Przy aktorkach z udanego Wicked, jej talent wokalny i charyzma wypadają blado.

Druga z największych gwiazd widowiska, czyli Gal Gadot jako Zła Królowa także nie raczy nas niczym wybitnym. Jej rola, która powinna emanować magnetycznym urokiem i przerażającą potęgą w ogóle nie wybrzmiewa. Gadot bardziej przypomina modelkę z katalogu luksusowych perfum niż prawdziwie złowieszczą antagonistkę. Jej śpiewane partie nie są przekonujące, a jej mimika momentami sprawia, że trudno uwierzyć, że to ta sama aktorka, która potrafiła być charyzmatyczną Wonder Woman.
Śnieżka to także wizualny koszmar. Pomiędzy garbatymi CGI-dziwadłami, które zastąpiły krasnoludki, a nienaturalnym oświetleniem, całość wygląda jak eksperyment filmowy studenta pierwszego roku grafiki komputerowej. Nie ma tu ani baśniowego uroku, ani spójnej estetyki - są za to zielone ekrany, które rażą w oczy, i tania oprawa, która wygląda gorzej niż gry wideo sprzed dekady.

Muzyka, która powinna być sercem filmu jest męczącym zapychaczem. Twórcy serwują nam mdłe i nijakie kompozycje, których równie dobrze mogłoby nie być. Piosenki są pozbawione charakteru, a montaż musicalowych sekwencji przypomina amatorskie klipy na YouTube, gdzie rytm i tempo są pojęciami czysto teoretycznymi. Żaden z wykonywanych utworów nie zapada w pamięć i nie budzi większych emocji. W kategorii musical Śnieżka to absolutna katastrofa.
Disneya można pochwalić chyba tylko za konsekwencję w kontynuowaniu trendu tworzenia niepotrzebnych remake’ów, które tylko potwierdzają, że studio zatraciło zdolność opowiadania historii z duszą. Śnieżka to film, który miał być nowoczesnym, odświeżonym spojrzeniem na klasyczną baśń. Niestety, wyszedł jako narracyjna wydmuszka pełna nijakości i wizualnego chaosu. Jeżeli szukacie magii, lepiej obejrzyjcie oryginał z 1937 roku - nawet jeśli jego fabuła nie przeszła próby czasu, ma coś, czego nowa wersja nigdy nie będzie miała: serce.
Dobrzeeee! Na plasterkii i do piachu!