@Maciek_Przybyszewski
Dolna szczęka na podłodze i tak przez 3 godziny – Obejrzałem po raz pierwszy ten film mając lat prawie 30 i powiem, że nie żałuję, że tak późno. To nie jest kino łatwe, lekkie i przyjemne jak chociażby oparty na dziele Kurosawy "Siedmiu wspaniałych". W ten film się wsiąka i z rozdziawioną gębą siedzi i patrzy i patrzy. Genialne kino, genialny reżyser.
Zamiast pisać coś więcej obejrzę go jeszcze raz.
Mocne kino z elementami zaskoczenia – Obejrzałem bo lubię Belmondo. Wcześniej nigdy nie miałem okazji widzieć tego filmu i żałuję. To naprawdę kawał porządnego, mocnego kina z zaskakującym zakończeniem.
Klasyczny, choć pozostawia niedosyt ;) – Klasyczny western z Henry Fondą. Jako, że ostatnio bardzo polubiłem westerny z lat 50-tych i 60-tych to obejrzałem go z przyjemnością. Niestety odczułem pewien niedosyt, ze względu na znikomą ilość pojedynków i pościgów.
Film dotyka dość kontrowersyjnego problemu w czasach gdy powstawał, czyli rasizmu. Dziecko ze związku białej kobiet z Indianinem oraz sama kobieta są odrzucane przez większość lokalnej społeczności. Dlaczego? Zobaczcie
Bill Murray rządzi – Od momentu gdy obejrzałem "Szarże" i "Ghostbusters" Bill Murray należy do grona moich ulubionych aktorów. Potrafi jednocześnie rozbawić do łez i zirytować. W "Co z tym Bobem" jest tak uciążliwy, ale zarazem delikatny i szukający przyjaciela, że trudno go w końcu nie polubić. Murray jak mało, który aktor komediowy potrafi zagrać w zwykłej komedii tak jakby to był dramat psychologiczny nie tracąc nic ze swoich umiejętności rozśmieszania widza.
Przypomina mi błogie czasy szczenięce – "Czarne stopy" widziałem parę razy w kinie, a jakiś czas temu na Kino Polska. Pamiętam, że w wakacje chciałem przeżywać takie przygody jak Czarne Stopy. Czasami się udawało, czasami nie, a czasami były jeszcze lepsze niż te filmowe.
Ach te piękne lata dzieciństwa…
Niestety tylko 5 – Uwielbiam filmy s-f z lat 50-tych, niestety ten mnie nie oczarował. Brakowało mi w nim obcych. Co prawda pojawiają się kilka razy w swej prawdziwej postaci, ale to nie to czego oczekiwałem. Poza tym wszystko wg schematów, ale to nie zarzut. Pisarz i jego piękna dziewczyna, sceptyczni stróże prawa i ci co przybyli z przestrzeni kosimicznej.
Całkiem, całkiem – Podobali mi się pierwsi X-meni, drudzy mniej, a trzeci tak sobie. Do Wolverina podszedłem z ostrożnością i miło zostałem zaskoczyłem. Naprawdę wciągający film, który mnie jako laikowi w dziedzinie marvelowskich bohaterów poukładał troszkę w głowie chronologię wydarzeń i kto kim kogo i dlaczego.
Nie mówię, że mi się nie podobał. Po prostu mam chyba większy sentyment do starszych produkcji. Nie zagłębiałem się aż tak bardzo w fazę pordukcyjną "czwórki", więc nie wypowiadam się na temat ilość sfx czy rodzaju obiektywu. Nie wiem jakoś nie poczułem klimatu poprzedniczek. Może to kwestia późnej pory, gdy oglądałem film.
Poza tym chyba wolałem Niemców w roli przeciwników Indiany. Rosjanie nie przypadli mi do gustu. Nie, żebym był uprzedzony czy coś.
Mocne kino oparte na faktach – Znając co nieco historię obejrzałem film z wypiekami na twarzy. Świetny Whitaker, któremu dzielnie partneruje McAvoy. Spojrzenie na reżim Amina od środka. Od fascynacji do przerażenia.
Słaby nawet jak na produkcję TV – Początek zapowiadał, że może być ciekawie, ale im dalej w las tym coraz nudniej, prymitywniej i nielogicznie. Aktorstwo bardzo słabe, dostosowane do reszty produkcji. Jeśli nie musicie to nie oglądajcie. Mnie nawet nie przestraszył nawet przez sekundę.
Proszę czekać…