Nawet trochę zrozumiałem. Dojmujący smutek towarzyszący Sajat-Nowie oddany za pomocą przepięknych ożywionych ksiąg i fresków – to wielkie osiągnięcie.
Chyba najbardziej oryginalne postapo, jakie znam. Patetyczny, ale przeważnie nieprzesadnie. Po zastanowieniu sporo traci – intelektualne skróty trochę rażą.
Ten film robił dokładnie to, czego chciałem, dokładnie w momencie, w którym tego chciałem, dokładnie w sposób, jakiego chciałem. Cudowna, poruszająca końcówka.
Końcowy twist oczywisty po 20 min., druga połowa leci na horrorowej sztampie, wysoce wątpliwa logika sprowadza do parteru psychologiczne niuanse.
Muzyka 10/10. Reszta niech pozostanie nieprzetłumaczona z języka och-jakże-egzotycznych-i-uwodz icielsko-pierwotnych Indian z polskim akcentem.
Stylizacja kadrów świetnie oddaje progres w twórczości Turnera. Najlepsza jest tu jednak stonowana dramaturgia – to, co ważne, nie musi być duże. 9?
I tak snują się ci bohaterowie i snują… aż w końcu nadchodzi końcówka. Wielopoziomowa klamra pozostawiła mnie bez słów.
Gdyby całość była tak hardkorowa formalnie jak końcówka, pewnie byłbym zachwycony. Jako że nie jest, zbyt łatwo dostrzec płytkość i wtórność historii.
Najzabawniejsza rzecz od czasu ostatniego filmu Edgara Wrighta. Mistrzowski (a jak przecież prosty!) montaż generuje niezliczone gagi. Trochę siada pod koniec.
Ograne metody sprawnie zaprzęgnięte w służbie słusznemu tematowi. Szczęśliwie temat nie przysłonił wszystkiego.
Proszę czekać…