Aktywność

Nocny przypływ (1961)

Wystarczająco klimatyczny, by przyjemnie się oglądało, niewystarczająco, bym jutro cokolwiek z niego pamiętał.

Avengers: Wojna bez granic (2018)

Wspaniale poskładane, do tego super zakończenie. Duże propsy dla Thanosa i brody Chrisa Evansa. Fun fact: Strażnicy są tu zabawniejsi niż w "Strażnikach". 9?

Koszmar z ulicy Wiązów (1984)

Rzecz jasna nie straszy, ale przecież nie o to chodzi. Kreatywność inscenizacji, znakomita robota scenografa i montażysty – to się nigdy nie zestarzeje.

Wyspa psów (2018)

Drugie podejście do animacji dużo lepsze. Wes się trochę ślizga, ale to ślizg niemal bez tarcia. Fenomenalny soundtrack. 8?

RED (2010)

Schwentke nie ogarnął, że to już XXI wiek i zrobił tandetę w stylu badziewnych seriali z lat 90. Nawet aktorsko nudne, wszyscy poza Mirren jadą na nazwiskach.

Jack Reacher: Nigdy nie wracaj (2016)

W porównaniu z jedynką – słabizna. Gorsze sceny akcji, dużo mniej sucharów (why!?) i jeszcze to dorżnięcie melodramatem, fuj.

Paradoks Cloverfield (2018)

Jezus Maria, co za bryndza. Tempo nie ma sensu, tonacji nie da się ogarnąć, do uratowania nadaje się może z 20 minut tego tworu.

Nigdy cię tu nie było (2017)

Dobry przykład na to, że od przybytku jak najbardziej może rozboleć głowa. Audiowizualne efekciarstwo niemal całkowicie wyssało z filmu dramaturgię.

Rytuał (2017/I)

Zdarzało mi się łazić w nocy po lesie, też robiłem pod siebie. Znakomite zdjęcia, ale ostatni akt słabiutki w porównaniu do tego, co przed nim.

Ciche miejsce (2018)

Postuluję, by od teraz powstawały tylko takie filmy – nie pamiętam, kiedy na sali było tak cicho. 9?

Proszę czekać…