Tak, bitwa to połowa filmu. Tak, jest to fajne. Miejscami mocno fastrygowane, ale są tu sceny, które byłyby ozdobą nawet tej drugiej trylogii.
Sieriożna policyjno-terrorystyczna fabułka z kaprawym montażem, szczególnie dźwięku. Fajny Hauer, fajny soundtrack (jazz!), reszta z przeceny.
25.12.2014 – pierwszy świadomy seans po tym, jak oglądałem jako szczyl. Najgorszy ejtisowy kicz w najlepszym wydaniu <3
Bohater kreowany na jedynego rozsądnego człowieka na całym świecie też ma emocje – na szczęście. Końcówka niby dobra, ale jednak napięcie już nie to.
Humor i kapitalna energia trzymają sztampę w komórce pod schodami, ale i ona wystawia swój brzydki łeb, gdy trzeba szybko pozamykać wątki.
Błyskotliwe są tu momenty, w których bohaterowie niemal niepostrzeżenie tracą grunt pod nogami. Niestety – tylko one. No i oczywiście końcówka, za którą +1.
Przystojne zło z błyskiem w oku skrada się powoli, ale metodycznie. Ku końcówce niczym z najlepszej włoszczyzny.
Noir’s not dead. Początek i zakończenie to małe dzieła sztuki, brakuje tylko pogłębionej psychologii i femme fatale z prawdziwego zdarzenia. (Lunmei Kwai <3)
Amerykanin w Europie, miłość i wulkan. I zaskoczenie z płazami i gadami w rolach głównych. Czy też w sumie w jednej roli. W każdym razie – zaskoczenie.
Hiszpanie z tą ich nadpobudliwością – zbyt szybki montaż zabija niemal połowę dowcipów. Druga połowa jest nieśmieszna.
Proszę czekać…