Jasonowy standard zyskujący dzięki mocnym scenom akcji. Yakin jest niezłym reżyserem, ale dość marnym scenarzystą.
Niesamowity koncept – za pomocą samej struktury filmu pokazać zimną logikę jako nielogiczną. Trochę męczy, lecz zostaje w głowie.
Zmieszaj sto kilo oldschoolu i dokładnie zero gramów uroku, dostaniesz dziesięć ton nudy. A na deser idiotyczne przejścia montażowe.
Arcydzieło kampu i wielki gest Kozakiewicza w stronę tych, którzy spodziewali się po Carpenterze zwykłego sequela. Ubaw po pachy.
Extended cut. Skąd te narzekania? Dziwne dialogi pasują do zimnej jak lód narracji, a "dziury" w scenariuszu to nie dziury, a elipsy. Rozlazłe, lecz wciągające.
Seans trochę na zimno, bez dreszczyku podniecenia, ale za to z uśmiechem na twarzy. Zabawa w cytaty chyba nigdy mi się nie znudzi.
Kapitalna forma – montaż i rozedrgana kamera oddają rozpad świata. Scenariusz nieco rozlazły, ale szybko zbiera się w sobie i konsekwentnie idzie do przodu.
Ładny most między relatywną surowością pierwszych filmów a rozbuchaniem późniejszych. Jak na WA trochę za dużo emocji przekazuje się tu zwyczajnie, w dialogach.
Styl Snydera jest niepowtarzalny. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to dzieło oślinionego nastolatka. Nastolatkowie są spoko, oślinieni – już niekoniecznie.
Ok, przyznaję się, mam 12 lat. Początek i końcówka wbijają w fotel. Doskonała Eva Green. Tylko Butlera brakuje, bo jednak Stapleton to nie ta charyzma.
Proszę czekać…