Chciałbym bardziej docenić wysiłek reżysera, ale niemal trzy godziny takiej mozaiki? Po trzech kwadransach gryzłem glebę.
Pomysł na absurdalny film akcji w sumie niezły. Gorzej, że na ekranie panuje katastrofalny chaos, choć przyznam, że marchewka niczego sobie.
Stylówa jest, pomysłów też od groma. I wszystko byłoby super, gdyby nie ten campowy "humor", który wprowadza tylko i wyłącznie bałagan.
Stos niedorzeczności w najlepszym stylu De Palmy. Realizacja jeszcze mocno amatorska, ale są już też momenty geniuszu.
Kłębek miliona nici. Do przetaczania, wyłuskiwania, przerywania, łączenia, zaglądania pod spód. Imponujący.
Fantastyczny początek. Szkoda, że potem, zamiast pozostać po prostu ładny, film zapragnął być też mądry.
Powtórka: kino 02.12.2015, ocena w górę. Film wyłącznie na duży ekran. Wady są, ale mniej istotne niż myślałem. Wcale nieoczywisty intelektualnie.
Dobrze byłoby znać hongkońskie filmy o wampirach, ale i bez tego podszyty melancholią klimat wciąga jak odkurzacz. Jak na taki budżet – mistrzowskie wykonanie.
Już "Matrix" był bardziej japoński niż ta bezładna, przepełniona błędami masa. Cymbał, który kazał samurajom mówić po angielsku, nie zasługuje nawet na seppuku.
Sly i Kurt są boscy razem. Tym większa szkoda głupawej końcówki i montażu zdradzającego, że impreza dzień przed była naprawdę dzika.
Proszę czekać…