Hitchcock 2.0. Epigoński, przewidywalny, bardziej esej filmoznawczy niż thriller. I jak to ocenić? Może tak: wyśmienity stylistycznie pseudoremake "Psychozy".
Potęga stylu potęgą emocji. Johnnie To skacze od schematu do schematu, ale robi to z tak ujmującą lekkością, że nie można się nie wciągnąć.
Klimat chwyta dosłownie od pierwszej sceny. Końcowa gonitwa niepotrzebna, ale przedtem dostajemy pierwszorzędną lekcję hitchcockowania. I te pełne plany…!
A czy ty odnalazłeś już Boga? Nie? Wybierz się z nami we wspaniałą podróż – gwarantujemy piękne widoki i uniesienia sponsorowane przez samego Paulo Coelho!
Imponujący zimny błękit zdjęć to jedyne, co zostaje w pamięci. Poza tym to zwykły akcyjniak ze scenariuszem trzymającym się na słowo honoru.
Plakat nie kłamie – to istotnie światowy poziom. Tyle tylko, że naprawdę dobry film musi być ponad ten standard, a tutaj zabrakło lepszego, równego scenariusza.
Cały Godard – uparcie nieprzystępny, ale fascynujący; co i rusz zaskakujący, ale niesamowicie konsekwentny. Takie opozycje można by mnożyć w nieskończoność.
Styl jest (ba!), ale za dużo tu zgrywy, a za mało wszystkiego innego. Jednak wolę, gdy NWR mistycyzuje swoich bohaterów, a nie tylko dobrze się (z) nimi bawi.
Nieważny scenariusz, ten film to spełniony sen scenografa. Zniszczenie i śmierć, a w środku boski Kurt Russell z jedną z najlepszych fryzur w historii kina.
"Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał…" Terrence, narracja z offu ci była do tego potrzebna? Chłopie, jak ty nie wierzysz w obraz…
Proszę czekać…