Mówię, że liczy się tylko forma (tu: wyśmienita), ale to w filmach, w których programowo nie ma fabuły, a nie w tych, w których scenariusz rozłazi się w szwach.
Powinien trwać ze 150 minut, by każdy konflikt wybrzmiał z odpowiednią mocą, ale konsekwentna narracja i sprawne unikanie patosu robią wrażenie. AR wyśmienita.
Zemsta, śmierć i karaoke. Przerost formy nad treścią? Zapewne, ale to przecież esencja sztuki. Dla mnie bomba. Po trzech seansach dycha – nie chce wyjść ze łba.
Brak dystansu to dla tego typu filmów grzech śmiertelny. Koszmarnie podziurawiony scenariusz też, eufemistycznie mówiąc, niespecjalnie pomaga.
Jeden z tych filmów, na których można się świetnie bawić, jeśli wraz z kump(e)lami jest się wystarczająco wstawionym. Zabrakło wyobraźni w scenach rozwałki.
Więcej akcji – to tyle, jeśli chodzi o różnice w stosunku do jedynki. Ewidentne braki budżetowe całkiem sprawnie pokryte humorem i niezłą fabułą.
Prawdziwe SF ze starej szkoły – wykonane lekko kampowo (ci aktorzy…), ale pomysł na fabułę bardzo ciekawy.
Mniej narratora + więcej sensu = lepszy film. Niektóre chwyty scenariuszowe wciąż wołają o pomstę do nieba, ale jako thriller polityczny sprawdza się dobrze.
Narrator, narrator, narrator… Przydałoby się coś innego, może np. scenariusz? Na szczęście się rozkręca, do tego audiowizualny atak na zmysły dość imponujący.
Podglądanie podglądaczy – fascynujące, nieprawdaż? Błyskotliwa gra z lekko przekombinowanym zakończeniem.
Proszę czekać…