Aktywność

Trans (2013/I)

Mówię, że liczy się tylko forma (tu: wyśmienita), ale to w filmach, w których programowo nie ma fabuły, a nie w tych, w których scenariusz rozłazi się w szwach.

Kryptonim: Shadow Dancer (2012)

Powinien trwać ze 150 minut, by każdy konflikt wybrzmiał z odpowiednią mocą, ale konsekwentna narracja i sprawne unikanie patosu robią wrażenie. AR wyśmienita.

Tylko Bóg wybacza (2013)

Zemsta, śmierć i karaoke. Przerost formy nad treścią? Zapewne, ale to przecież esencja sztuki. Dla mnie bomba. Po trzech seansach dycha – nie chce wyjść ze łba.

Abraham Lincoln: Łowca wampirów (2012)

Brak dystansu to dla tego typu filmów grzech śmiertelny. Koszmarnie podziurawiony scenariusz też, eufemistycznie mówiąc, niespecjalnie pomaga.

Hansel i Gretel: Łowcy czarownic (2013)

Jeden z tych filmów, na których można się świetnie bawić, jeśli wraz z kump(e)lami jest się wystarczająco wstawionym. Zabrakło wyobraźni w scenach rozwałki.

Star Trek II: Gniew Khana (1982)

Więcej akcji – to tyle, jeśli chodzi o różnice w stosunku do jedynki. Ewidentne braki budżetowe całkiem sprawnie pokryte humorem i niezłą fabułą.

Star Trek (1979)

Prawdziwe SF ze starej szkoły – wykonane lekko kampowo (ci aktorzy…), ale pomysł na fabułę bardzo ciekawy.

Elitarni - Ostatnie starcie (2010)

Mniej narratora + więcej sensu = lepszy film. Niektóre chwyty scenariuszowe wciąż wołają o pomstę do nieba, ale jako thriller polityczny sprawdza się dobrze.

Elitarni (2007)

Narrator, narrator, narrator… Przydałoby się coś innego, może np. scenariusz? Na szczęście się rozkręca, do tego audiowizualny atak na zmysły dość imponujący.

U niej w domu (2012)

Podglądanie podglądaczy – fascynujące, nieprawdaż? Błyskotliwa gra z lekko przekombinowanym zakończeniem.

Proszę czekać…