Średniaczek – Dałem naciągane 6 na zachętę, bo lubię tematykę samurajską. Ale jeśli ktoś bierze się za taką bądź co bądź świętość dla Japończyków, to chyba powinien się bardziej przyłożyć. Mimo, że twórcy się na końcu tłumaczą, że to właśnie dla uczczenia tychże 47 roninów, to: Wszystkiego tu jest za dużo, magia, duchy, wielki stalowy samuraj – od razu nasunęło mi się skojarzenie z Silversamurai z ostatniego Wolverine’a – i jeszcze mnisi wyglądający jak obcy. No kogoś poniosło… Wątek miłosny, taaak… Jeśli miał być to tylko przeszkadza, bo nie ma tutaj żadnej chemii między bohaterami, a tylko rzucają sobie jakieś przelotne spojrzenie i tyle. Bardziej to przypomina friend zone niż miłość. Akcja skacze z wioski do wioski, z doliny w las itd. A nasi dzielni bohaterowie snują się po tym wszystkim niczym kukiełki z podwórkowym teatrzyku. Jedyny dobry akcent całego filmu to Hiroyuki Sanada, którego postać od razu daje się polubić, bije szacunkiem i majestatem samuraja. Nie dziwota, że aktor co rusz wciela się w swoich filmach w taką właśnie postać.
No i jeszcze sprawa Zombi – Ricka Genesta – boya, po kiego wklejać jego facjatę na główny plakat skoro pojawia się na ekranie na kilka sekund? To chyba tylko potwierdza fakt, że film jest tak przeciętny, że aby przyciągnąć publikę do sal kinowych umieszczono właśnie tego celebrytę – bo innego określenia na faceta nie mogę znaleźć – na poster.
Fajny ;) – Świetna zabawa w 100 minut. Wiele postaci wrzuconych w jeden film i jeszcze więcej inspiracji innymi filmami z przeszłości, choć najwięcej do Matriksa. Genialnie pokazuje całą ideę LEGO, sam za dzieciaka byłem ich wielkim fanem i zawsze tylko raz budowałem coś wedle instrukcji, a później hulaj dusza. Fajny smaczek, że niebieski kosmonauta ma uszkodzony hełm, mi też zawsze pękały :-P
Jeśli chodzi o animację wszystko bardzo dobrze się prezentuje, wygląda czasem jak animacja poklatkowa, co jeszcze bardziej pozwala odczuć, że wszystko zbudowane jest z LEGO.
Jeśli chodzi o dubbing Boberek jak zawsze genialny :)
Może być, ale bez rewelacji. – Całość wypada dość blado w porównaniu z "Autami", które były w moim odbiorze bardziej udaną produkcją – lepsze dialogi i sama opowieść. Całość kopiuje znaną wszem i wobec historyjkę – od zera do bohatera – która tutaj trochę nuży. Bohaterowie też tacy nijacy, dialogi też jak na samoloty niskich lotów, choć było parę smaczków dla starszej widowni. Ogólnie przez cały film zaśmiałem się może z dwa razy, nie tego oczekiwałem od kolejnej komedii familijnej. Obejrzałem bez większego zachwytu, oryginalne "Auta" są przygodą do której zawsze chętnie można wrócić, tu raczej niechętnie powrócę…
Dlaczego tyle nominacji? – Też nie pojmuję ochów i achów na temat tego filmu. I właśnie dlaczego akademia i nie tylko przyznała aż tyle nominacji, dobrze że ominęły go statuetki, bo jakby jakąś dostał to bym się mocno zdziwił. No ok, wstawki z Lawrence są inne niż cały film, są zabawne i ekspresyjne. W innych scenach film leci na jedną spokojną nutę, żadnych zwrotów akcji, szoków w trakcie. Miała być Komedia kryminalna, a wyszła z tego nudnawa historyjka z znanym wszem i wobec finałowym wyjaśnianiem przekrętu, na który się czeka i czeka ponad dwie godziny.
Średnio – Film, który o zgrozo w takim katolickim kraju jak nasz, wziął się za temat kapłana, na dodatek geja i jak się później okazuje nie wylewającego za kołnierz, mógł aspirować do filmu szokującego publiczność. Tutaj wszystko jest przedstawione w dość płytki sposób. Film nudzi w trakcie oglądania. Sama scena początkowa gdy zgraja młodzieniaszków znęca się nad umysłowo chorym chłopakiem, zastanawia o co chodzi, dlaczego takie otwarcie, jaki to ma wpływ na dalszą fabułę – żaden. Pokazuje tylko, że ksiądz ma do czynienia z trudną młodzieżą, z jakiejś małej wioski i tyle. No dobrze, finałowa scena seksu może oburzyć niektórych widzów. Ale skoro jest taki główny bohater i pojawiają się jakieś bliższe relacje z chłopakiem z ów wsi; no to musiało to się tak skończyć. Wszystko jest przewidywalne i miałkie.
Słabo… – Jedyne co mnie przyciągnęło do tego obrazu to nazwisko reżysera. Ale po tym czym karmił nas wcześniej, tutaj wszystko jest jak w tytule – słabe. Dużo znanych nazwisk, polski znany w Hollywood operator i co i nic. Film się ciągnie, fabuła jakaś taka rozerwana na strzępy, bez pomysłu i polotu. Totalna porażka i strata czasu. Oj Scott, niefajne to było, niefajne :/
Prosty, a zarazem inny. Całkiem niezły pomysł na poster.
Do tej pory w filmie nikt nie opowiedział więcej o Gordonie, co może być ciekawym tematem na serial. Czas przyniesie co z tego wyjdzie. Trzymam kciuki :)
Racja robgordon w ogromnej mierze chodzi o szacunek i podziw dla konkurenta. I film pokazuje jak stopniowo to wszytko się zmieniało między bohaterami. Całość pisałem po zobaczeniu filmu i lekkim zapoznaniem się w biografię obu panów. Teraz wiem już nieco więcej i może słowo przyjaźń jest przesadzone. Co nie zmienia faktu, że z czasem ich relacja w taką się nie przemieniła. Ale teraz to już można tylko gdybać…
Rewelacja ! – Przyznam, nie jestem fanem F1, bo uważam to za meeega nudny sport, jak to mówili sami bohaterowie jak i komentujący poniżej. Jak jeszcze jeździł Kubica, to parę wyścigów się obejrzało, ale z wielkim ziewaniem praktycznie za każdym razem.
I tutaj film. Pierwsze co mnie przyciągnęło do niego to nazwisko Niki Lauda, chyba każdy kojarzy tego kierowcę i jego historię, no przynajmniej ten kto choć troszkę interesuje się motoryzacją. Inna sprawa, ze po za wypadkiem na Nürburgring nie wiedziałem aż tak dużo i dzięki temu filmowi mogłem dowiedzieć się więcej. Nawet nie miałem pojęcia, że istniał ktoś taki jak James Hunt i że relacje jego z Laudą były aż tak złożone – przeciwnik na torze, a prywatnie kumpel, a może i nawet przyjaciel. Iście gentleman’ska rywalizacja.
Co do samego filmu. Historia i sposób jej podania był tak świetnie przedstawiony, że nawet nie wiem kiedy, a tu nagle koniec. Film się nie dłuży, jest jak na tematykę F1, jest szybki w narracji, co nie psuje odbioru. Podkreśla to genialny montaż. No i dwie główne postacie – miodzio. Z jednej luzak Hunt – typowy playboy i żyjący chwilą gość. >> Dla ciekawskich – sprawdźcie czego chciał na swoim pogrzebie :) << A z drugiej strony Lauda, spokojny stanowczy, ułożony. Z minuty na minuty widać jednak jak obaj się do siebie zbliżają, mimo wcześniejszych nieporozumień. Widać to w genialnej scenie z dyktafonem, gdy Hunt broni Laudy.
Co prawda Ci co chcieli zobaczyć więcej bolidów w akcji mogą się zawieść, bo jest tu tego dość mało. Ale nie o to tutaj tak naprawdę chodzi, a właśnie o pokazanie relacji między wspomnianą dwójką. Kto chce wyścigi niech czeka na "Need for speed";P
Jednym słowem – nie zawiodłem się i spokojnie mogę polecić ten film każdemu:)
Proszę czekać…