Mateusz Nawrocki

@Matejsoner11

Aktywność

Blade - Wieczny łowca (1998)

5/10 –
Typowe, komiksowe kino, które nawet przez sekundę nie stara się udawać, że jest czymś więcej. Interesujące są tutaj właściwie tylko sekwencje zwalczania krwiopijców przez tytułowego bohatera, bo sceny pomiędzy nimi to typowe wypełniacze. Fabuły tutaj też nie za wiele. Ale grunt, że ogląda się to bez bólu. Może nawet obejrzę resztę części. Najlepsze sceny: początek w dyskotece, Blade klnący na gliniarzy, ucieczka pociągiem i końcowa walka. Najgorsze: do bólu przerysowana i obrzydliwa postać ogromnego grubasa z wkurzającym, piskliwym głosem.

Z piekła rodem (2001)

7/10 – Fajnie nakręcony, klimatyczny, ale cienki fabularnie thriller, który, oprócz kilku ciekawie pokazanych scen, nie ma nic do zaoferowania. Oczywiście, dodatkowy punkt za kreacje Deppa i Holma. Heather Graham nadrabiała głównie urodą. No i zakończenie też mi się podobało.

Jason X (2001)

Gniot! – Typowy przykład kompletnego dna filmowego, w który nijak nie idzie się doszukać żadych plusów. Fabuła od początku do końca naszpikowana durnotami, nudna i pozbawiona bohaterów – jest morderca i mięso do zarżnięcia przez 90 minut. Ponadto scenografia na poziomie produkcji SyFy. W zasadzie, to nawet nie wiem, na cholerę to obejrzałem.

1/10

Siła magnum (1973)

7/10 – Klasyczny kryminał, znakomicie nakręcony i z wciągającym scenariuszem (chociaż też nie pozbawionym błędów i schematycznych rozwiązań fabularnych). Z ekranu aż bije klimat lat 70. No i w epicentrum wszystkiego jest przecież jeden z najbardziej charyzmatycznych bohaterów kina sensacyjnego, Brudny Harry. A Brudny Harry=niegasnący kult.

7/10

Wszyscy mają się dobrze (2009)

4/10 – Miałkie i w zasadzie o niczym. Kompletnie nie ma się tutaj nad czym rozwodzić, ot, chłop jedzie w świat, po kolei odwiedzając swoje dzieci, które cały czas coś przed nim ukrywają. Końcówka do przewidzenia po 20 minutach. De Niro i Rockwell starają się jak mogą, ale nie dali rady. Największą zaletą tego filmu jest to, że wydaje się idealny do obejrzenia z rodzinką przed świętami.

4/10

Obłędny rycerz (2001)

5/10 – Popowe średniowiecze. Spodziewałem się lekkiej komedii, na przyzwoitym poziomie i dobrze oddanego klimatu turniejów rycerskich. Komedii w tym praktycznie nie ma, bo najśmiejszniejsze sceny znalazły się w pierwszych 15 minutach, sceny potyczek turniejowych nakręcone poprawnie, ale bez twórczego jaja, a film rozłazi się na kilka wątków, które w połączeniu składają się na niezbyt oryginalną, a miejscami wręcz nieznośnie konwencjonalną opowiastkę. Na plus aktorzy, w szczególności Ledger i Mark Addy.

5/10

Królowie ulicy (2008)

4/10 – Nie wiem, jak to się stało, że gość od "Harsh Times" i scenariusza do "Dnia próby" nakręcił tak głupkowatą historyjkę o dzielnym policjancie, który beztrosko szaleje po ulicach miasta, mając w dupie paragrafy. Może byłoby to fajne, gdyby twórcy wysili się na opowiedzenie jakiejś oryginalnej historii, ale gdzie tam, tak miałkiego gówna, które oglądało się już setki razy, w różnych konfiguracjach i lokacjach, to bym się nie spodziewał nawet w najgorszych snach. Skorumpowani gliniarze i super-hiper wielka afera, której finał jest to szczyt przewidywalności, nawet jak na Amerykańców. Dosłownie kilka scen uratowało ten film przed totalną porażką. Szkoda, zę się Ayer tak marnuje, bo gość jest zdolnym scenarzystą. I o dziwo Revees dawał radę, choć i tak będe twierdził, że jest zbyt ciotowaty do takiej roli.

4/10

Włóczęga ze strzelbą (2011)

Włóczęga ze strzelbą! – I właśnie tak powinien wyglądać współcześnie nakręcony grindhouse. Nie wątpie też, że za kilka lat ten film będzie się cieszył statusem kultowego. O ile już go nie uzyskał.

Pewien włóczęga przyjeżdża do miasta pociągiem i stara się uciułać pieniądze na kosiarkę do trawy. Z niepokojem obserwuje też sytuację na ulicach, gdzie panują zwyrole, a krew leje się co pół minuty. Wreszcie, kiedy ma już całą kaskę, kur*wica go bierze i zamiast kosiarki, kupuje strzelbę. Rusza na ulicę wymierzać sprawiedliwość…

Coś takiego nakręciłby Rodriguez, gdyby naprawdę miał jaja. Jaj za to nie zabrakło Eisnerowi, który w soiwm filmie wyłącza absolutnie wszystkie hamulce, serwując na ekranie prawdziwą rzeźnię, gęsto zakrapianą czarnym humorem. Nad wszystkim zaś unosi się fenomenalny klimat groteski, znanej z "Martwicy mózgu". Pomysłowość twórców na pokazanie tego, do czego prowadzą działania Hobo…Brakuje mi słów. Dziwię się, że w takim kraju, jak USA, ktoś wogóle odważył się wyłożyć na to kasę. Ilość kontrowersji, zawartej w niespełna 90 minutowej fabule, powala, choć widać, że twórcy zasłaniają się parodią, jak tylko mogą. Dlatego też znalazło się tutaj miejsce na podpalenie autobusu pełnego dzieci, wsadzenie koktajlu Mołotowa do śmietnika, gdzie chowa się matka z dzieckiem, czy też masowe mordowanie bezdmonych przez mieszkańców miasta, gromadnie popierane przez miejscową policję. Takich rzeczy to nawet w "South Park" nie było. I, co najważniejsze, wszystko to w poważnym tonie, bez zbębędnych komediowych wstawek, takich jak w "Planet Terror" choćby. Znalazło się nawet miejsce na pouczający morał.

Oprócz kompletnie odpałowej fabuły, klimat filmu tworzą zdjęcia i muzyka. Zdjęcia, z nałożonymi na kamerę "brudnymi" filtrami, potęgującymi syf ogarniający miasto, muzyka, do bołu kiczowata, podkreślająca co ważniejsze sceny tandetnym, pełnym patosu brzmieniem, którego nie powstydziłby się Hans Zimmer, a sceny akcji wyjętym rodem z lat 70. syntezatorowym pląkaniem. I jak to się nie uśmiechnąć pod nosem?

8+/10

PS. Póki co, jest to najlepszy film roku.

Black Dynamite (2009)
No, jak ja mogłem takie cudeńko przegapić? – Kto choćby raz w życiu widział jakiś film z gatuku blaxploation, ten będzie wiedział, z czym będzie miał do czynienia. "Black Dynamite" to idealny hołd złożony tego typu filmom. Slapstickowa, durna do potęgi n-tej fabuła, która w końcówce zahacza o absurd godny filmów Lyncha. Kijowa muzyka, na czele z motywem przewodnim, w którym chórek wyśpiewuje imię głównego bohatera. Przerysowani aktorzy, niedopracowane efekty (np. auto spada w przepaść, ale już w trakcie lotu wybucha – wtf?). Do tego w roli głównej uroczo kiczowaty Michael Jai White, który wygląda jak żywcem wyciągnięty z lat 70. Ale zdecydowanie największym plusem tej produkcji są dialogi. Kto pisał te cudeńka? Dwa moje ulubione:

Facet: Jak się tu dostałeś?
Dynamit: Wszedłem.

Dziewczyna: Może już pójdę…
Dynamit: Możesz pójść…albo dojść.

Do tego film naprawdę wygląda, jak nakręcony w latach 70, to same gówniane oświetlenie, mikrofony w kadrach, gwałtowne zbliżenia i cięcia montażowe w dziwnych miejscach. Rodriguez z Tarantino wyłożyli ciężką kasę, by ich film wyglądał staro, a tu jakimś prawie nołnejmom się to udało za psie pieniądze.

7+/10

Rytuał (2011)

Lekkie rozczarowanie. – Ten film w ogóle trudno nazwać horrorem, bo strachu tutaj nie za wiele. Owszem, jest zgrabne budowanie napięcia, są głosy demonów i jest szeptanie zmarłych. Wszystko to jednak bardzo subtelnie przedstawione. Tak bardzo, że zamiast wywołać choćby dreszczyk emocji, wprawia raczej w stan lekkiego znużenia, no bo ile razy można oglądać kapłana walczącego o duszę opętanego?

W filmie znalazło się także miejsce na teologiczne dysputy na temat istnienia Diabła i roli Boga w życiu egzorcysty. Masa trafnych spostrzeżeń, ale wszytsko to takie jakieś bezpłciowe. Młody ksiądz ma swoje racje, próbuje je udowadniać, ale jakby od niechcenia. Z kolei stary, zaprawiony w bojach z demonami ojczulek swoją wiarę buduje na zasadzie "bo tak i ch*j". Zabrakło mi tutaj jakiejś konfrontacji pomiędzy nimi dwoma. Oczywiście, mam na myśli konfrontacje słowną, przeprowadzoną w innych warunkach, niż te, które scenarzysta zaproponował we finale filmu.

A finał sprawia, że cały budowany mozolnie klimat zaczyna się sypać, a film, z traktującego o temacie wiary i zwątpienia, przeradza się w "rasowy" horror. Czyli: Hopkins wytrzeszcza gały, nawet nie udając, że pozbył się maniery Hannibala Lectera, młody ksiądz walczy sam ze sobą, a z boku oczywiście młoda, ładna kobietka, której rola ogranicza się do stania i okazjonalnego otwierania japy w wyrazie strachu, tudzież zdziwienia. Dodatkowo w tle bliżej niezidentyfikowane łomoty i hałasy, mające, zdaje się, symbolizować ogromną moc demona. Taa.

Po twórcy "Zła" i "1408" możnaby spodziewać się nieco więcej, chociaż w tym horrowym szambie z USA, "Rytuał" jednak potrafi przykuć uwagę widza i warto poświęcić mu te dwie godziny.

6/10

Proszę czekać…