W "Marienbadzie" R. posklejał płaszczyzny jeszcze lepiej, ale już tutaj publiczne i prywatne, przeszłe i teraźniejsze zlewają się w piękną całość. 8+
Ludzie, jakież to głupie. Studenci ze slasherów to jajogłowi przy tych półmózgach. Zero napięcia, mnóstwo zadęcia. Plusy? Fassbender i podkoszulek Waterston.
Twórcy filmu trochę jak ci bohaterowie kontrolujący akcję – pomysłowi, ale oni tu w sumie tylko pracują.
Horror? Przecież nic nie wyskakuje zza rogu, nie ma potworów ani gore. Tylko sam klimat i napięcie. Głupie.
Oj nienienie. Na początku była dobra zabawa, potem już tylko łapanie się za głowę przez te wszystkie dziury i błędy. No i najważniejsze – nie było gołębi :/
Zmysłowość na poziomie drewnianej kłody. Aktorstwo, głosy z offu – uch. Parę scen i klimatyczne zdjęcia trochę ratują.
To już ten moment, kiedy seria włącza autopilot, ale przecież zawsze jest Vin Diesel biorący dzieci na ręce jak papież.
Typowe: niby takie tajemnicze zakończenie, a nic z niego nie wynika. No i ten moment, w którym z niezłego filmu o związku robi się film o mściwej głupiej lasce.
Robi robotę mimo nieco jednostronnego portretu bohaterki. KMF ma imponującą łatwość budowania napięcia z niczego i zamykania go w pozornie błahych szczegółach.
Dystans, humor i smutek w odpowiednich proporcjach. Historia prosta jak konstrukcja cepa, ale w sumie po co komplikować coś, co jest dobre?
Proszę czekać…