"-Ej, chodźmy. -Nie, będę tu siedział, aż nie puszczą tego jeszcze raz." Jak tu się nie zatopić w tej magmie wspomnień i wyobrażeń? Teraz nie chce mi się spać.
Końcówka trochę zbyt rozmemłana i melodramatyczna. Na szczęście to mała łyżeczka dziegciu w beczce frajdy z obcowania z perfekcyjną robotą filmową.
Fajni bohaterowie, klimat, muzyka, humor, wszystko się zgadza. I energii tyle, że można by obdzielić co najmniej dwa filmy. A nawet należałoby.
Miało być, że coś tam, coś tam, jakieś dziury w fabule, bla, bla, bla, ale potem było ostatnie pół godziny i zapomniałem, na co właściwie chciałem narzekać.
Chyba przydałoby się nieco mniej nieprzeniknionej tajemnicy i melvillowania. Bo zwyczajnie nie wszystko trzyma się kupy. Ale klimat, aktorzy, pościgi – złoto.
Za dzieciaka czekało się, aż będzie się "dorosłym" i obejrzy "Terminatora" czy "Predatora". Założę się, że moje dzieciaki będą cisnąć JW i JW2. I dobrze.
Jakby mi ktoś rok temu powiedział, że o Oscary powalczy ładny, czuły i łagodny film o gangsterach, to bym mu rzekł "Dawg, say whaaa?". 8+
Seans o 15:15, wychodzisz po 15 min., a tam 18:10. Kołcz Toni nie zmienił mojego życia, ale może nie musiał – ważne, że ma parę mądrych rzeczy do powiedzenia.
Portman faktycznie tak dobra, jak mówią. Zdjęcia znakomite. Niestety wszystko oblepia napastliwa muzyczna magma, a w końcówce patos jest już nie do zniesienia.
McAvoy, jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili. Szanuję filmy, które w ostatnim akcie odkrywają wszystkie karty i idą na całość, a mimo to dalej działają.
Proszę czekać…