Z dużej chmury deszczyk taki se – początkowo film jest bardzo zabawny i celny, pod koniec już monotonny. Niepotrzebnie też uderza w wysokie tony.
Za długie, ale za to ze znakomitym, całkowicie japońskim pokręconym humorem i takimi fajerwerkami kreatywności, że co chwilę wznosiłem gromki okrzyk "WTF!?".
Znakomite przesłanie, świetna końcówka, idealnie irytująca piosenka. Tylko odsetek nieśmiesznych żartów jakiś taki wysoki.
Dużo soczystego mięcha do przeżuwania. Odświeżająco oldskulowy (także – o radości! – w formie), ze znakomitymi postaciami (Richard Jenkins!).
Jednak muszę obniżyć ocenę – wzruszałem się, ale sposób, w jaki Chazelle rozwiązuje sytuację bohaterów, jest bardzo wątpliwy i niezbyt pasuje do postaci. 7+
Propsuję styl tria Kurzel/Kurzel/Arkapaw i chciałem to lubić bardziej, ale fabuła sypie się ze 300 razy, dialogi są, jakie są, a im dalej, tym gorzej.
W rocku to się nazywa "power ballad". Niby melancholijnie i romantycznie, ale potem wchodzi przester, kapela pokazuje pazur i właśnie wtedy jest najciekawiej.
O jakieś 15 minut za długi, choć wciąż bardzo angażujący i mniej naciągany niż poprzedni film braci. Znakomita AH uwiarygadnia ryzykownie napisaną bohaterkę.
Wolność cenniejsza niż życie – niby było już tysiąc razy, ale ekstremalny sztafaż robi robotę. I ta ostatnia scena… 8+
Twórcy najwyraźniej pracowali w szczerym przeświadczeniu, że jeśli tylko przez sekundę nic się nie będzie działo, niebo spadnie nam na głowy.
Proszę czekać…