Można się uśmiechnąć. Można też westchnąć, że nie udało się wycisnąć nic bardziej wysublimowanego. Można jeszcze życzyć sobie nieco mniej nachalnej narracji.
Z łatwością połyka konkurencję napędzany 450 KM wybornej dynamiki i przedniego aktorstwa. Wciskają gaz do dechy i wszelkie wątpliwości lądują na bocznym torze.
Psychologizowanie może niewyszukane, ale wciągające. Ciekawa wieloperspektywiczna narracja i kapitalne zdjęcia. Klimatyczny klasyk.
"Z sennika Guya Maddina", tom 3. Szalona miłość, hipnoza i protezy tym razem w kolorze – bez straty dla oryginalności wizji, choć bywało bardziej dziwacznie.
Zwięźle opowiedziana historia, nieskomplikowana kreska, oszczędna animacja – ten film jest prosty na wszystkich poziomach. I dlatego tak porusza.
Straszyć nie straszy, ale sprawne odmierzanie ekranowego czasu wytwarza wystarczająco dużo napięcia, by film nie wylatywał z głowy po 10 minutach.
Nieznośnie cepeliowa Japonia i denerwujący montaż. Pozostaje kilka dobrych scen akcji i nie najgorsza obsada (Jackman i Chodczenkowa pasują tu idealnie).
W końcu duży polski film, który dociera przez oczy, nie przez uszy. Żyje detalami. Niedoróbki są, ale błahe. Tylko błagam, sprawcie sobie lepsze komputery.
Pawlikowski z imponującą łatwością chwyta całe garście problemów w oszczędne elipsy. Do tego nie ulega emocjom. Piękne czarne oczy – odkrycie roku?
Drobne zgrzyty scenariuszowe przestają mieć znaczenie wobec obecności Bette Davis. Zła kobieta nigdy wcześniej nie była tak dobra. Nigdy później pewnie też.
Proszę czekać…