Greenaway bardziej wyważony i zmysłowy to wciąż Greenaway znakomity. "Nimfomanka" dla tych, którzy oprócz ciała ukochali też słowa. Najlepiej pisane kanji.
Doceniam każdy element tego filmu z osobna. W koniunkcji – przytłaczają. Być może największym winowajcą jest tu Szekspir – nigdy nie byłem miłośnikiem "Burzy".
Carpenter i kino społeczne? Dziękuję, postoję. Zwyczajowo kapitalna scenografia i zabawy kolorami nie ratują tego bałaganu.
Klimat przedni, ale nieco za dużo idiotyzmów w końcówce. Do tego całkiem zabawne zrzynki – z "Carrie" i z soundtracku "Psychozy".
W przegiętym portrecie miasta i jego mieszkańców momentami bliski eksploatacji. Ale właśnie – tylko bliski. Dzięki temu świetnie łapie lęki miejsca i czasu.
Film akcji taki jak jego bohater – w twardej jak skała metalowej obudowie, ale z serduchem w środku.
Bezładna masa z kretyńskim montażem. Oglądalna dzięki paru pomysłowym scenom i niektórym aktorom (choć, o dziwo, Douglas wypada marnie).
Nie ma to jak robić remake filmu, którego się nie rozumie. Nie broni się zresztą nawet jako oddzielne dzieło, gdyż nie ma za grosz stylu. Zero. Null.
OBŁĘDNY klimat. Bezczelne mistrzostwo w użyciu totalnie przegiętych środków wyrazu i więcej seksu niż w "Życiu Adeli", nawet jeśli tylko w domyśle.
Jedynka była niby-zabawna, dwójka jest niby-poważniejsza. Teen movie z okropnie deklaratywnymi dialogami udający coś, czym nie jest.
Proszę czekać…