Lepsze niż się spodziewałem. Logik we mnie w paru momentach złapał się za głowę, ale film ma świetne tempo i dobry czarny charakter. I Arniego z CKM-em.
Klasyczna amerykańska struktura narracji wstrząśnięta i zmieszana. Do tego dzban emocji. Czyżby stos statuetek za film oscarowy tylko w treści? To byłoby coś.
Marynistyczna "Grawitacja" bez symboli. Czysty survival. Mam ze dwie wątpliwości, ale genialny Redford i wyzywająco prosta końcówka to argumenty nie do zbicia.
Jeśli kładziesz się o wschodzie słońca, a na podróż do walizki zamiast ciuchów i kosmetyków wkładasz płyty i książki – zakochasz się w tym filmie.
Trochę się rozłazi, ale wciąż jest mocny. Jeśli gdzieś szukać podobieństw twórczości NWR do Tarantino, to tylko tu.
Bezstylowy, acz energiczny akcyjniak ciągnięty w dół przez idiotyczny wątek z Lopez. Nawiasem mówiąc, ta pani naprawdę powinna dać sobie spokój z aktorstwem.
Jasonie, na litość, nie cierp tyle, bo i ja cierpię. A do następnego filmu zatrudnij scenarzystę, kompozytora i montażystę dysponujących choć krztyną wyczucia.
Celowo niedorobiony postapokaliptyczny "Instytut Benjamenta"? Sam nie wiem. Nie tyle film, co absurdalne, oniryczne, klimatyczne… coś.
Upojenie Adeli, upojenie Adelą. Może zabrzmi to banalnie, ale K. uchwycił czystą prawdę żywych emocji, rozsadzając złudną prostotę realizmu. Film do dotykania.
Dopóki historia toczy się leniwie, wszystko jest pięknie. Gdy przychodzi do dramatu, narracja się sypie a twórcy nie potrafią wykreować emocjonalnego napięcia.
Proszę czekać…