Zabawny i ciepły Anioł Giordano, znany widzom z filmu Anioł w Krakowie (Krzysztof Globisz), właśnie rozpoczął życie na poważnie w Polsce: po śmierci swej przyjaciółki Hanki żyje sobie w Krakowie jak u Pana Boga za piecem. Opiekuje się więc jej dziesięcioletnim jej synem Karolem (Kamil Bera), ciągle pomaga ludziom (bo nadal – choć do Nieba nie może wrócić – ma za zadanie czynić raz dziennie choć dobry uczynek). I nawet gdy mu się coś nie udaje, to zawsze może liczyć a to na dyskretną pomoc Nieba (np. znajdując co miesiąc portfel z pieniędzmi), a to na swój magiczny gwiezdny pył w aerozolu, którym naprawia to, co zepsute lub chore. Słowem – żyć nie umierać. Jednak Niebo, ze względu m.in. na swój ograniczony budżet, musi zerwać kontakt z Aniołem: nikt w niebie już nie podnosi telefonu, gdy Giordano dzwoni, kończy się aerozol i Anioł zostaje ostatecznie wygnany z raju. Ale najistotniejsze okazuje się nie to, co Giordano traci, ale co zyskuje. Nagle staje się mężczyzną – dla anioła takie odkrycie może się skończyć tylko załamaniem nerwowym. Bohater trafia do Warszawy, do szpitala psychiatrycznego i wszystko wydaje się iść w złym kierunku. Ale od czego są przyjaciele? opis dystrybutora
Przyjemna komedia – Jak dla mnie – produkcja udana. Co prawda w porównaniu z innymi polskimi komediami romantycznymi nie wypada najlepiej, ale nie należy do słaby.
Ogląda się go przyjemnie, jest zabawny z bardzo dobra obsadą.
Jest bardziej zabawny niż romantyczny, powiedziałabym komedia z delikatną nutka romantyzmu ;) w dodatku bardzo subtelnego. Zaskakujące jest wtrącenie piosenki, chociaż nie, zważywszy na cały film nawet element musicalowy w takiej wersji nie zaskakuje, po prostu jest kolejnym powodem, z powodu którego obraz się wyróżnia na tle innych.
To, co mi utkwiło (negatywnego) w pamięci, to dobór muzyki do sceny w parku. Widzimy bodajże dwóch chłopców, typ studenta grającego na gitarze lub bębnie, zbierającego na piwo, wakacje, którzy po dwóch uderzeniach są zagłuszani przez orkiestrę, która ma zbudować romantyczny nastrój. Szkoda tylko, że widzimy co innego, a słyszymy jeszcze inne, w dodatku taki fragment, który nie wpływa pozytywnie na zbudowanie na tyle romantycznego nastroju, aby partnerka melancholijnie wtulała się w partnera.
Moja ocena: 4
Pozostałe
2/10 – Miałem wrażenie, że oglądam jakiś dłuższy odcinek serialu (aka chłamu) jak "M jak coś tam" czy "Samego życia". Momentami naprawdę robiło mi się niedobrze, a szczególnie pod koniec, kiedy tańczył pan Globisz. Straszna męczarnia. Tylko dla twardzieli. Prawdziwych twardzieli..