Jedyne w swoim rodzaju widowisko historyczno-erotyczne i choćby dlatego warto je obejrzeć. Kolejna rzecz warta uwagi to genialna rola Malcolm McDowell. Nie wyobrażam sobie lepszego aktora do roli Kaliguli. Znakomity wybór obsadowy. Historia ciekawa, główny bohater również, ale sam film trochę się dłuży. Znakomite sceny są pomieszane ze znacznie gorszymi i ze scenami seksu rodem z filmu porno. Spokojnie obyłoby się bez tych ostatnich, a całokształt tylko by na tym zyskał. Muzyka, praca kamery (zbliżenia i jazdy jakby tylko szukały jakiegoś ostrzejszego ujęcia) zdecydowanie na minus.
5/10
Troche straciłem już nadzieję na to, że powstanie sequel Zombielandu. Ale z drugiej strony im bardziej się to odwleka, tym mam większe oczekiwania.
Scott Derrickson to w tej chwili chyba najlepszy specjalista od horrorów. A „Zbaw nas ode złego” jest póki co moim ulubionym filmem tego reżysera. Cały film wygląda jednak tak, jakby chciano naraz wrzucić wszystkie najbardziej sprawdzone wątki i stworzyć z tego scenariusz. W sumie się to nawet udało, ale wyszło to średnio naturalnie. Jestem fanem pierwszej części, czyli śledztwa i pary gliniarzy, na plus zaliczam też scenę egzorcyzmów i nieustanne napięcie i grozę. Natomiast największą wadą jest to, że film co raz bardziej popada w schematy i banały. Mimo tego jest bardzo efektowny i na świeżo po seansie wywarł na mnie duże wrażenie. Oceniając na chłodno nadal wypada nieźle.
7+/10
Tylko solidna akcja marketingowa może przynieść sukces temu filmowi. Blair Witch Project to nie Paranormal Activity, bo ten temat utrudnia zrobienie sequelu na poziomie.
Ilu tu jest kiczu! Trzeba przyznać bardzo świadomego kiczu i może być ciężko zaakceptować taką konwencję. Poza kiczem jest dużo powielonych schematów, ale też da się to uznać jako świadomą zagrywkę. Trudno nawet określić ile w tym jest komizmu, tajemnicy, grozy i sam nie wiem co przeważa. Całokształt trochę przypomina mi filmy Quentina Dupieux. Przez większość czasu mi się podobało, ale w pewnym momencie twórcy przegięli i zaczęła mnie lekko irytować ta konwencja.
6/10
To najdziwniejszy film Denisa Villeneuve jaki dotychczas widziałem. Jego nowsze filmy są robią wrażenie bardzo przemyślanych i wyważonych, zarówno pod względem scenariusza jak i reżyserii. Maelstrom zaś jest znacznie bardzije chaotyczny i oderwany od rzeczywistości. Rzadko spotykany dziwny klimat z gorzkim humorem (przypomina nieco kino skandynawskie) i świetnym soundtrackiem. W głównej roli bardzo dobra Marie-Josee Croze, która jest sobowtórem Naomi Watts. Niestety sama historia jest niesatysfakcjonująca i pozostawia niedosyt.
6/10
Mają rozmach w tej Indonezji. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego natężenia akcji w jednym filmie, to tak jakby połączyć nowego Mad Maxa, Hardcore Henry’ego i Adrenalinę w jeden film. Nie sposób się nudzić. Fabuła jest tu drugorzędna, niektóre sceny niepotrzebnie się ciągną, ale całokształt jest imponujący.
8/10
Ciekawy pomysł i sprawna realizacja. Tom Hardy trzyma w ryzach ten film (mogę się tylko przyczepić do, jak na moje ucho, zbyt mocnego akcentu, który dość mocno zwraca uwagę). Solidna produkcja, ale nic wielkiego, jak na 80 minut wolnego czasu – sprawdza się.
6/10
Duet Scorsese – De Niro przyzwyczaił do spektakularnych historii i bohaterów, przed którymi czuje się respekt. "Król komedii" przedstawia zaś skromną historię i bohatera, który jest nieudacznikiem. Zaskakuje też dosyć lekki, ale mocno tragikomiczny ton produkcji. To trochę taki teatr jednego aktora, bo Robert De Niro stworzył tu jedną ze swoich najlepszych kreacji i póki co moją ulubioną. Jego bohater jest nieobliczalny, ale nie przesadzony. Jednocześnie czuje się wobec niego strach, litość, niechęć i sympatię. Dobry scenariusz i montaż jak to zwykle u Scorsese, a najbardziej zaskoczył i zadziałał na mnie genialny finał.
8+/10
"Gorączkę" uznaje się za szczytowe osiągnięcie w swoim gatunku, ja mam jednak wrażenie, że gdyby nie wielki pojedynek aktorski na głównym planie, film Manna nie miałby teraz takiej pozycji. Przyznaję, że aktorstwo było naprawdę na rewelacyjnym poziomie. O ile za całokształt bardziej cenię De Niro, to tym razem Pacino > De Niro.
Poza aktorstwem dostajemy dobry, ale niczym nie wyróżniający się scenariusz, dość sprawną reżyserię (brawa za sekwencję strzelaniny po napadzie) i niestety zbyt dużo dłużyzn i zbędnych wątków obyczajowych. 3h to za długo na film tego typu.
5/10
Proszę czekać…