Aktywność

Attenberg (2010)

2.5/10 – Klasyczny przykład przerostu formy nad treścią. Plusy jakie dostrzegłem to bardzo dobre zdjęcia (powtórka z "Kła" i "Alp"), ciekawa ścieżka dźwiękowa i sympatyczna Ariane Labed w głównej roli. Ciężko się to ogląda przede wszystkim dlatego, że "Attenberg" tak usilnie się stara być filmem "artystycznym", udaje, że ma do powiedzenia coś więcej niż tak naprawdę mówi. Robi wszystko, żeby być postrzeganym jako film dziwny, nietypowy i właśnie "artystyczny" i niestety widać tylko te nieudolne starania. Może gdyby reżyserią zajął się Lanthimos, byłoby trochę lepiej…

To oni wezmą udział w jednym z największych napadów w historii USA!

6 lat już czekam na nowy film Hessa, jeszcze tylko 2 miesiące…

Pełny zwiastun Marsjanina!

Zapowiada się naprawdę bardzo fajnie, ale biorąc pod uwagę, że to Ridley Scott jest reżyserem, to jestem sceptycznie nastawiony.

Magnolia (1999)

9/10 – To jeden z najlepszych filmów, gdzie kilka wątków splata się w jedną całość. Trwa trzy godziny, ale każdą minutę ogląda się z przyjemnością. Fabuła jest właściwie podzielona na trzy akty, na początku których są opisane warunki pogodowe. Idealnie odnosi się to do przebiegu akcji (2 akt to prawdziwy majstersztyk). Działa to, co zawsze u P.T. Andersona – genialnie dobrany soundtrack i i świetne aktorstwo. W całym filmie jest chyba tylko kilka scen, w trakcie których nie ma podkładu muzycznego (myślę, że również dzięki temu "Magnolia" ma taką płynność).
Obsada składa się z wielu aktorów, każdy z nich dostał sporo czasu ekranowego i żaden z nich nie zawiódł. Moim zdaniem najlepiej wypadli Philip Seymour Hoffman i William H. Macy, ale w obsadzie nie ma słabych punktów.
Także mnogość wątków i czas poświęcony każdemu z nich powoduje, że można się bardzo zaangażować w oglądanie. Moje ulubione wątki to: policjanta i narkomanki, Patridge’a i opiekuna i teleturniej.
"Magnolia" zbiera bardzo skrajne oceny, ale większość negatywnych jest chyba spowodowana czasem trwania. To jestem w stanie zrozumieć – 3 godziny mogą zmęczyć i niektórzy mogą się nudzić. Sam z tego powodu długo zwlekałem z seansem, ale jak najbardziej warto było poświęcić te 3 godziny.

Na szczycie Mount Everestu!

Bardzo ładnie to wszystko wygląda, ale mocno wieje patosem. Wątek z dzieckiem maksymalnie wtórny.

Nimfomanka, część II (2013)

4.5/10 – Nie jestem pewien czy lepiej traktować i oceniać obie części "Nimfomanki" jako jedność czy jako oddzielne filmy. To właściwie ten sam film, bo historia jest ta sama, ale jej etapy mocno się od siebie różnią. Przez to też obie części mają duże różnice i różnie je odebrałem. Myślę, że von Trier podzielił swój film nie tylko ze względów praktycznych, ale także dlatego, że pierwsza część jest zdecydowanie łagodniejsza i może zachęcić widzów nieprzyzwyczajonych do takiego kina do obejrzenia zakończenia tej historii, która jest zdecydowanie bardziej odpychająca i całkowicie pozbawiona niewinności, która jeszcze przebijała na początku opowieści.

Druga część jest mniej więcej w środku drogi pomiędzy dobrym filmem, a "Antychrystem". Właściwie większość atutów pierwszej części, tu już nie występuje. Jest za to duża ilość przemocy, brutalnych, naturalistycznych scen seksu i wyeksponowanej nagości (ekstremalny poziom, jeśli chodzi o filmy kinowe).
Dodatkowo także absurdalność wchodzi na wyższy poziom. Mam na myśli cały wątek z L. i P.
Pozytywnie zaskoczył mnie za to Jamie Bell, chociaż jego wątek jest zdecydowanie najbrutalniejszy z całej "Nimfomanki".
Prawdopodobnie, gdybym nie zobaczył części pierwszej i drugą oceniał w zupełnym oderwaniu, moja ocena byłaby jeszcze niższa.

Nimfomanka, część I (2013)

6.5/10 – Nie jestem pewien czy lepiej traktować i oceniać obie części "Nimfomanki" jako jedność czy jako oddzielne filmy. To właściwie ten sam film, bo historia jest ta sama, ale jej etapy mocno się od siebie różnią. Przez to też obie części mają duże różnice i różnie je odebrałem. Myślę, że von Trier podzielił swój film nie tylko ze względów praktycznych, ale także dlatego, że pierwsza część jest zdecydowanie łagodniejsza i może zachęcić widzów nieprzyzwyczajonych do takiego kina do obejrzenia zakończenia tej historii, która jest zdecydowanie bardziej odpychająca i całkowicie pozbawiona niewinności, która jeszcze przebijała na początku opowieści.

Pierwsza część jak najbardziej spełnia swoją rolę – zaciekawia i angażuje. Bardzo dobrze wypadła Stacy Martin w swoim debiucie i to głównie dzięki niej można czuć empatię względem Joe. Nie mogę tego samego powiedzieć o Charlotte Gainsbourg, do której już chyba jestem całkiem zrażony po "Antychryście" (1/10).
Drażniła mnie mocna absurdalność całej sytuacji – sama forma rozmowy Joe z Seligmanem. Jednak wg mnie najsłabszym punktem tej części był Rozdział 3 (z Umą Thurman) – całkowicie nienaturalny, jakby siłą wstawiony w środek opowieści. Miał on kształt psychodramy, przedstawienia aktorów dla samych siebie i dla von Triera. Cały film traktował temat poważnie, zaś Rozdział 3 to czysta farsa.
Szkoda trochę, że przy ocenie pierwszej części Nimfomanki nie można całkowicie odciąć się od drugiej części. Powiedziałbym, że jest ona na poziomie "Wstydu" McQueena.

Barbarzyńska nimfomanka w piekle dinozaurów (1990)

Też jestem ciekawy tego filmu przez tytuł. A o Oscara byłaby ostra rywalizacja z "Nazistowscy surferzy muszą umrzeć" i "Hollywoodzkie dziwki uzbrojone w piły łańcuchowe" :p

Kolejny serialowy przebój stacji Fox z szansami na powrót

Prison Break powinien się skończyć po 2 sezonach. Na 3. i 4. żal było patrzeć. Mam nadzieję, że nie odgrzeją już tego kotleta :p

Proszę czekać…