[S1] 6/10 – Doceniam, że ktoś stworzył taką serialową antologię horrorów, tym bardziej, że jest podana w bardzo przystępnej formie. Jednak taka forma po kilku odcinkach traci świeżość i zaczyna męczyć. Przez całą serię stosowane są te same chwyty, które w późniejszych odcinkach nie mają szans przestraszyć. Scenarzyści pozbierali motywy z różnych horrorów i cały czas ma się wrażenie, że gdzieś się już to widziało, przez co również nie straszy tak jak powinno.
Muszę jeszcze dodać, że bardzo irytowała mnie postać Dylana McDermotta i jej wątek z pokojówką (tu twórcy zdecydowanie przekroczyli granicę wtórności).
Jeśli przymknie się oko na minusy, to pierwszy sezon AHS pozostaje całkiem niezłą rozrywką, ale nic poza tym. Znam opinie, że sezony 2 i 3 są dużo lepsze, ale na razie nie zamierzam ich oglądać.
4/10 – Odbiór filmu najbardziej zakłóciła mi rola Roberta Więckiewicza. O ile do momentów pijackiego amoku nie mam żadnych zastrzeżeń, o tyle do scen, gdy grany przez niego Jerzy był trzeźwy, moje zarzuty są duże. Więckiewicz kompletnie nie pasuje roli inteligenta. W scenach, gdy bohater popisuje się elokwencją w wywiadach, Więckiewicz brzmi jakby czytał z kartki. Kompletnie mu nie uwierzyłem, niekiedy przypominał mi nieprzygotowanego ucznia na konkursie recytatorskim w podstawówce.
Aktorzy drugoplanowi grają typowe dla nich role (cichy Braciak, impulsywny Jakubik, rozhisteryzowana Bielska) i bardzo dobrze to im wychodzi.
Forma jaką przybrał film też mnie zawiodła – nielinearna fabuła, przeskoki czasowe, chaotyczny montaż. Miało to oddać atmosferę zatracania się w nałogu, utratę kontroli nad własnym życiem – to co dzieję się w głowie bohatera, dostajemy zaś zlepek scen przedstawiających ludzi wymiotujących w różnych konfiguracjach. Tak jakby Smarzowski nakręcił te wszystkie przypadkowe sceny i zmieszał je w dowolnej kolejności. Rozumiem zamiary reżysera, ale moim zdaniem nie podołał wyznaczonemu przez siebie zadaniu.
Sam temat i historia głównego bohatera są bardzo ciekawe, dlatego po „Pod Mocnym Aniołem” oczekiwałem dużo więcej, spotkało mnie jednak spore rozczarowanie.
Wolę oczka ;) W AHS i Transcendencji mnie zauroczyła, nie jest może tak "lalkowata" jak Alba ale w dalszym ciągu mocne 8/10 ;)
Dla mnie Kate Mara jest bardzo ładna, Alba też, ale aktorsko trochę lepiej wypada Mara. W sumie zmiana na plus.
8/10 – Największą siłą „Pana od muzyki” jest fakt, że to francuski film. W żadnym innym języku nie byłby tak efektowny od strony dźwiękowej.
W trakcie oglądania odniosłem wrażenie, że już kilka razy widziałem podobną historię, jednak nie przeszkadzało mi to, ponieważ „Pan od muzyki” jest filmem świetnie wykonanym, wszystko w nim dobrze ze sobą współgra. Postać wychowawcy jest jedną z najsympatyczniejszych jakie pamiętam, twórcy wybrali chyba najpoczciwiej wyglądającego aktora i Gerard Jugnot idealnie pasował do swojej roli. Mała rysa w odbiorze filmu to duża stereotypowość postaci dyrektora placówki i ucznia Morhange’a.
To taki film w stylu „Nietykalnych” – fajny w oglądaniu, ciepły, ale nie ma w sobie nic głębszego czy wyróżniającego.
Zdecydowanie najgorszy ze wszystkich dotychczas wypuszczonych. Ani nie nawiązuje do klasyki, ani nie idzie w nową stronę. Dużo lepszy był ten "przedzielony" na pół.
Coraz bardziej przekonuje mnie ta produkcja, jak i sam Affleck. Po teaserze zapowiada się niezłe widowisko i co najważniejsze z klasą, której często brakuje komiksowym filmom.
Haha dokładnie :D Nie wpadłem na takie porównanie, ale pasuje idealnie.
8/10 – „Oszukaną” się świetnie ogląda dzięki mistrzowskiemu poprowadzeniu akcji, za co wielkie brawa należą się dla Clinta Eastwooda. Film opiera się na jednej historii, na którą składa się kilka wątków ostatecznie idealnie się zazębiających. Mimo, że trwa prawie 2 i pół godziny przez cały czas trzyma w napięciu. Bez zarzutu, ale też bez fajerwerków zagrała Angelina Jolie. Aktorzy drugoplanowi także wywiązują się ze swego zadania – świetny jak zwykle John Malkovich, mniej znani aktorzy jak Michael Kelly czy Jeffrey Donovan (można znienawidzić jego bohatera) – dorównują poziomem Jolie. Nawet aktorzy dziecięcy udźwignęli ciężar swoich ról, co nie jest częste w filmach dramatycznych (tylko aktor grający Sanforda Clarka irytuje swoją grą – zwłaszcza mimiką). Z pewnością znajdą się tacy, którzy będą narzekać na zakończenie „Oszukanej”, sam nie jestem pewien czy nie można było lepiej zakończyć tą historię, ale ostatecznie jestem usatysfakcjonowany. W trakcie seansu rzuca się w oczy parę nielogiczności i elementów, które mogłyby być wykonane lepiej, jednak nie czepiam się ich, ponieważ cały film stoi na równym bardzo wysokim poziomie i ogląda się go z dużą przyjemnością.
Nie Ministerstwo Kultury, tylko Ministerstwo Propagandy ;)
Proszę czekać…