Ale z – jak to świetnie określiłeś – "małymi krytykami" nie wygrasz i dlatego, zgadza się, nie ma sensu podejmować dyskusji.
A Pan Beznickowy wypowiedzią "W 3D robi wrażenie to fakt, ale nie oszukujmy się, że w 2D nic nie prezentuje szczególnego – lepsze są animacje Pixara" dał właśnie wyraz swojej drastycznej niewiedzy i ignorancji związanej z produkcją, o której tak lubi pisać.
No proszę, a już myślałem, że filmu się nie doczekam. Obsada świetna z Mary-Louise Parker na czele.
Definitywnie nie zawiedziesz się. Moim skromnym zdaniem 'SFU' to chyba na prawdę jedyny serial z jakim obcowałem, w którym absolutnie wszystkie sezony (ba, prawie wszystkie odcinki!) są na równym (rzecz jasna ekstremalnie wysokim) poziomie. "Six Feet Under" to arcydzieło bez dwóch zdań. I wytrwaj koniecznie do końca, chociażby dla pięciu ostatnich minut produkcji.
Pozdrawiam
Ale kolego, wyluzuj trochę bo się szybko wykończysz z takim podejściem do życia. Masz przecież olej w głowie i sam potrafisz ocenić film. Uważasz, że jest "popcornową papkę" – ok masz do tego prawo, choć uważam, że bardzo się mylisz. I szczerze odradzam przeszukiwania forów internetowych w poszukiwaniu konstruktywnych argumentów wartościujących ten film, bo takowych na stronach pokroju filmweb.pl z pewnością się nie znajdzie. Jeśli natomiast dobrze pogrzebiesz w prasie i stronach obcojęzycznych możesz znaleźć kilka na prawdę ciekawych i niegłupich recenzji krytyków i osób prywatnych.
Zgodzę się natomiast, że "Avatar" i całe zamieszanie wokół tego filmu to bardzo ciekawe zjawisko kulturowe i socjologiczne i na pewno niebawem doczeka się jakiegoś naukowego komentarza.
No nie oszukujmy się. Z całym szacunkiem dla Pana Camerona, którego podziwiam i szanuję, taki z niego scenarzysta, jak ze mnie umysł ścisły. Czekałeś na coś ambitniejszego pod względem fabularny? Myślę, że tego się nie doczekasz. Od strony formalnej natomiast, chyba bardziej ambitnie się nie da.
Może to tak bardzo Cię boli, bo nie podobał Ci się film, który przez większość został uznany za co najmniej dobry.
Mnie na twoim miejscu bardziej bolałoby to, że tak bardzo przejmuję się opinią innych i nie potrafię żyć z tym, że ci inni się ze mną nie zgadzają.
Czyżby? Myślałem, że nie doczekam chwili zakończenia tej "pewnej ery" [sic!]
No cóż, mi w filmie podobali się jedynie Worthington i Arterton(!) (no i Fiennes rzecz jasna) , ale to niestety za mało.
Film rzeczywiście piękny, ale to jeden z tych obrazów, który najwspanialsze wrażenie robi za pierwszym razem. Choć ja do niego powracam regularnie i ciągle sprawia mi to ogromną przyjemność.
Oczywiście obsada to jedno: Crowe, Connelly(!), Harris, ale nikt jeszcze nie wspomniał o absolutnie rewelacyjnej muzyce Hornera, do której ja osobiście od 6 ładnych lat powracam przynajmniej raz na dwa miesiące.
Coś jest z tym sentymentem:) Pamiętam dokładnie jak wypożyczyłem na VHS (oczywiście!) pierwszą i drugą część. Od razu po pierwszym seansie nabyłem obie części na własność i do tej pory do nich wracam (na VHS – oczywiście! – i bynajmniej nie mam zamiaru kupować DVD – choć tego lektora z chęcią bym się pozbył). Jako wielki fan wybrałem się więc do kina na część trzecią – niestety dla mnie zdecydowanie gorszą. Ale dwie pierwsze towarzyszyć i mnie będą zapewne przed długie lata.
Proszę czekać…