MagEllan,
Może to kwestia, nocy, którą spędziłem na oglądaniu filmów i mojego niewyspania, ale zupełnie nie pojmuje twojej wypowiedzi. Nie wiem, co jest w tym poście koszmarem, a co rzeczą godną do odnotowania. Zresztą nie za bardzo lubię
takie posty (nie żebym w ogóle nie lubił), no ale możne jakoś 3 razy go przeczytam i zrozumiem. Generalnie odradzam czytania takich postów, bo to już było na forum i w ogóle wszędzie… bo to chyba ma podłoże religijne, czy jakieś.
dwie gwiazdki ode mnie dla Ciebie, MagEllan,
całkiem udany komiksowy superbohater… – Ten rok wyjątkowo bogaty w komiksowe przeróbki, dał nam kolejnego superhero, Hulka. Film, jak sama postać, miażdży, choć momentami brak wyraźnej kontroli nad tym wszystkim. W napływie afektu chaos i "rozwałka" nad którą ciężko nadążyć, w chwili nostalgii – spokojny Edward Norton, od którego ciężko oderwać wzrok. Generalnie bardziej duże brawka niż małe brawa, ale można chyba było wycisnąć ciut więcej.
Oczywiście zasłużone "prawie" równe miejsce w szeregu z Iron-Manem, za chwilę z Batmanem pewnie, no i Hellboyem. A tu nas jeszcze czeka za chwile Avengers, oj będzie się działo;)
7/10
Rewelacja! Dewey kultowy! – Humor zacny i najwyższych lotów, pełny ironii i błyskotliwych skojarzeń z kilkoma biograficznymi filmami. Podobnie, jak w przypadku Napoleona Dynamite, udało się oto stworzyć kolejną kultową postać – Dewey Coxa i pewnie nie raz w te wakacje spotkamy kogoś nucącego niechybnie "Walk Hard" w koszulce z napisem "DEWEY COX" ;)
Polecam ogromnie, 9/10
> Groosiek o 2007-05-10 08:11:39 napisał:
>
> Film mnie rozczarował, ale pozytywnie.
Buahaha, lol ;D Ale mnie rozśmieszyłeś… rzecz jasna "pozytywnie" ;P
zaskakująco mocny i dobry film – To chyba jedna z nielicznych pozycji minionego roku, która w szumie głośnych "no country…" i kilku innych nadmuchanych oskarowych produkcji, zupełnie przeleciała tak szybko przez ekrany jak szybko się na nich pojawiła. Ani krytyka, ani żałośnie niskie wyniki boxoffice nie zwróciły na ten film – odnoszę wrażenie – zasłużonej uwagi. Łącznie ze mną. A film, który zupełnie przypadkiem trafił w tym tygodniu w moje ręce – zaskoczył mnie. I to bardzo. Zaczynając chociażby od nostalgicznej, choć może typowej roli Lee Jones’a, gdzie poraża spokój i niebywała witalność w stylu "clinta eastwood’a". Również sama historia, która wbrew tytułowi – kojarzącemu się z kolejną opowiastką o teksańskich country-people – jest mocnym głosem nie tylko w debacie o sens ponadczasowy wojny, ale przede wszystkim o doraźny wymiar i konsekwencje tego zjawiska. Cały czas czuje się dyskretne zaangażowanie reżysera w ten problem, choć na całe szczęście ucieka on od politykowania i inwazyjnego pouczania. Jest to po prostu film niebywale smutny i mocny zarazem. Z jednej strony pokazuje wszystko, co tak naprawdę na temat wojny wiedzieliśmy, z drugiej strony odkrywa na nowo to, o czym kosztem "mniejszego zła i lepszego jutra", każdy z nas chciałby zapomnieć. Myślę, że to duży kopniak nie tylko dla "żołnierzy", których ochoczo ciągnie na pole walki, ale i dla wszystkich innych którzy w tej decyzji ich wspierają. Niestety.
8/10, bo w jakimś sensie otwiera oczy
Odczuwam nie małą satysfakcję po obejrzeniu tego właśnie filmu… ykhm… projektu… Bo istotnie nie do końca jest to film z prawdziwego zdarzenia, a raczej coś na wzór kinowych wczesnych eksperymentów formalnych, tyle że z ogromnym wsparciem komputerowo-scenograficznym na miarę naszych czasów i nie lada reklamą.
Pomijając, "spoilerową" kampanię promocyjną filmu w Polsce, gdzie potraktowano widzów, jak niedomyślnych głupców, psując całą zabawę – cały świat od kilku dobrych miesięcy zastanawiał się, co kryje tajemnicze dzieło Abramsa i równie enigmatyczny tytuł "Cloverfield". Domysły, spekulacje, kontrolowane wycieki, z każdym dniem zdawały się wskazywać, że coraz bliżej tej całej aferze do kolejnej apokaliptycznej wizji zrujnowanego NYC, z wyraźnym akcentem na jakąś Godzillo-podobną siłę niszczącą.
I w sumie wszystko się niby zgadza – miasto, potwór, tragedia – i wielu krytyków z łatwością może powiedzieć – TO JUZ BYŁO, NIC NOWEGO. A jednak jest coś w tym filmie, co ucieka od pewnej fantastyczniej sztampowości, coś co mnie osobiście zaskoczyło… – i to nie jest historia, to nie są aktorzy, ani efekty specjalne… mało tego, nawet reżyseria… – lecz właśnie narracja i pewne wyczucie proporcji w dramaturgii całej fabuły. Narracja niebanalna i jakby odkrywająca na nowo bardzo prosty środek formalny – kamerę subiektywną – sprawiła, że pierwszy raz poczułem, w tego typu kinie ogromny nacisk właśnie na zwykłych, przypadkowych ludzi, ich odczucia, pozostawiając nie jako samego potwora i pseudodramaty rządowej administracji, jako jedynie wspierające tło.
Inna spawa to oczywiście forma, która mimo tych wszystkich krytycznych opinii, dla mnie zasługuje na ogromna pochwałę. Jeśli ktoś oglądał film w kinie, od razu zwrócił uwagę na fantastyczną jakość zdjęć realizowanych na taśmie filmowej, mimo swojego "amatorskiego" wyrazu, który na trailerze mógł wprowadzić w błędne przeświadczenie o antyestetyczności dzieła. A tak nie jest. Zdjęcia są majstersztykiem operatorki filmowej. Już nie tylko, kolor, kontrast i typowy brud dokumentalny, ale głównie ruch, z jednej strony chaotyczny i przypadkowy, z drugiej zaś w pełni "wytrzymany" i obrazkowo pokazujący wszystko co się dzieję, bez zbędnego opowiadania nic nieznaczącymi ujęciami.
Polecam ogromnie, i to w kinie. 8/10
Rzeczywiście, zaskoczony i zadowolony i to bardzo jestem. Początkowo przeraziła mnie banalna schematyczność plakatu, co na szczęście nie miało żadnego związku z samym filmem. Jest to po prostu kino sensacyjne w piekielnie profesjonalnym i błyskotliwym wydaniu, bo jak wiadomo twórcy skusili się na rzadko spotykaną nowelową narrację, co w przypadku takiej historii było dużym ryzykiem. Ale udało się! Naprawdę ciężko sie doczepić do czegoś, bo i zdjęcia i montaż, a nawet dramaturgia dorównywała łudząco majstersztykowi trylogii Bourne’a, a sama obsada, choć czasami zbyt "kiefer-sutherlandowska", wniosła naprawdę wiele, szczególnie, gdy cała historia składała się w całość za sprawą właśnie kluczowych aktorskich epizodów. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej w kinie, mimo, że przeżywałem ją aż 8-krotnie. ;)
Polecam, szczególnie dla osób zgłodniałych siekanki kilkunastu klatkowych ujęć pościgu.
8/10
thank u fdbe;)
ja bym proponował zadzwonić do producentów ówczesnego filmu a była to WFO w Łodzi i tam na pewno maja to w archiwum. jak poprosisz o kopię do celów oświatowych to pewnie Ci udostępnią. albo po prostu do archiwum TVP, przecież w tv to hulało. tu masz stronę www z kontaktem: http://www.wfo.com.pl/start.php
swoja drogą, co to za pomysł, żeby pisać maturę na temat filmu do którego nie ma się dostępu? dziwne.
3/10… bez pomysłu – tym razem wyjatkowo słabiutko. jedyne uznanie mam być może dla scenografów (lub/i grafików komputerowych), którzy w tej mizernej produkcji dodali odrobinę bajkowej atmosfery. historia niestety bardziej kreskówkowa niż bajkowa i prędzej niż w kinie widziałbym ją na antenie minimaxa czy telewizyjnej wieczorynki. nie wiem jakie było zamierzenie autorów, ale odnoszę wrażenie, że po prostu zmarnowali kupę pieniędzy i potencjału aktorskiego portman i hoffmana. miało być błyskotliwie i ekscentrycznie, a wyszło bez polotu i dla dzieci. a szkoda.
3/10
Proszę czekać…